Rozmowa z Janem Dziedziczakiem, liderem kaliskiej isty PIS
„ŻK”: – Ma pan żal do mnie za tę dziennikarską prowokację? (artykuł z ubiegłego tygodnia pt. „Nie wiedzą co obiecują”)
Jan Dziedziczak: – Nie nazwałbym tego żalem.
– Więc jak?
– O tym, że będę kandydował z Kalisza, dowiedziałem się dokładnie 24 godziny przed rozmową. Wtedy zapadła decyzja. Nawet gdybym nie wiem, jak się starał, nie byłbym w stanie poznać miasta. Ale dzisiaj na pewno nie popełniłbym podobnego błędu, bo sporo czasu i pracy poświęcam na poznawanie mojego okręgu wyborczego. A żal mam do pana o coś innego...
– A, to jest dosyć ciekawe... Może pan rozwinąć tę myśl?
– Przedstawiciele mediów, w tym pan, zostali poproszeni na prezentację kandydatów Prawa i Sprawiedliwości. Podczas tego spotkania zapowiedziałem, że pierwsze działania na rzecz okręgu już podjąłem. Nawet się o tym nie zająknęliście...
– Chodziło o drogę S5 Poznań – Wrocław, prawda?
– Zgadza się. Mówiłem, że zrobię wszystko, aby sprawą ponownie zajął się rząd. I dopiąłem swego. Przed posiedzeniem Rady Ministrów przekonałem kolegów z rządu do ponownego rozpatrzenia sprawy i remont drogi S5 znalazł się w planie rządowych inwestycji na najbliższe lata. Sprawa, do której nikt nie potrafił przez lata przekonać rządu, jest już faktem. Pokazałem, że nie składam obietnic bez pokrycia.
– A co pan – jeszcze przed wyborami – załatwił Kaliszowi?
– Nie mówmy ,,załatwił’’. Chcę służyć mieszkańcom tego okręgu i coś dla nich wypracować, korzystając z możliwości, jakie otwiera przede mną funkcja rzecznika rządu, osoby najbliżej premiera. Szybko przekona się pan, że nie rzucam słów na wiatr. Moim kolejnym celem jest wyremontowanie drogi S11 Poznań – Katowice, która również powinna zostać odnowiona znacznie wcześniej.
– Nie chce mi się w to wierzyć. Tyle razy już słyszałem obietnice dotyczące tej drogi, że dopóki nie zobaczę, nie uwierzę...
– Mieszkańcy Leszna też tak mówili i szybciej niż się spodziewali, musieli uwierzyć. Póki co, nie może mi pan odmówić skuteczności...
– ... i nie odmawiam, ale czekam na jakiś konkret dotyczący Kalisza.
– Proszę bardzo. Stworzę szkołę młodych liderów. Podpatrzyłem to, będąc na stypendium Uniwersytetu Narodów Zjednoczonych w Tokio. Szkoła będzie przygotowywać młodych ludzi do sprawowania różnych funkcji w swoim regionie. Niech pan sobie wyobrazi, że powstaje nowa, dobra szkoła i kształci np. dziennikarzy. Odbywają oni staże w Warszawie, w prestiżowych redakcjach podpatrują najlepszych reporterów w Polsce, uczą się od nich i po zakończeniu edukacji wracają tutaj.
– Będą liderami na kaliskim rynku mediów?
Zobaczymy...
– Pycha przez pana przemawia. Albo menedżerowie. Uczą się tutaj, a praktyczną stronę wykonywanego w przyszłości zawodu podpatrują u najlepszych. Wracają do Kalisza i są rozchwytywani przez miejscowe firmy. To nie jest pomysł wzięty z kapelusza. To sprawdzone rozwiązanie. Zajęcia będą prowadzić najlepsi fachowcy w Polsce w dziedzinie zarządzania, administracji, mediów itd.
– Ale jeżeli nie będą należeć do odpowiedniego stowarzyszenia albo jeżeli nie będą mieli wujka czy ciotki w owym stowarzyszeniu, pracy nie znajdą.
– Myślę, że powoli wszystko będzie się zmieniać. A przy okazji poruszył pan ważną kwestię: jestem człowiekiem z zewnątrz, nie znam tutejszych układów, powiązań. Nikomu nic nie zawdzięczam, nie jestem winien. To, co dla innych wydaje się niemożliwe do zrobienia ze względu na krępujące znajomości, stoi przede mną otworem. Jeżeli tylko otrzymam od wyborców szansę, na pewno ją wykorzystam. Bo chciałbym za rok, dwa czy za cztery lata usłyszeć od pana, że Jan Dziedziczak, owszem, ,,spadochroniarz’’, ale dla Kalisza zrobił wiele.
Rozmawiał:
Jakub Banasiak
Komentarze opinie