Reklama

Nie zapomnieć o Birmie

31/01/2019 00:00

Kaliska misjonarka opowiada o swej pracy i życiu ludzi w kraju rządzonym przez krwawą juntę

Reżim generałów rządzi Birmą za pomocą terroru i okultyzmu. Na liście państw łamiących prawa człowieka kraj zajmuje pierwsze miejsce.   Granice są szczelnie zamknięte. Śmierć jest na porządku dziennym.  Przed lufami karabinów można uciec tylko w głąb dżungli. Tam morduje się bronią chemiczną i biologiczną. O życiu w zapomnianym przez świat państwie opowiada Joasia Chodowska. Kaliszanka spędziła 3 miesiące wśród birmańskich chrześcijan 

Birma leży w południowo-
        -wschodniej Azji. Graniczy z Tajlandią, Indiami, Chinami, Laosem i Bangladeszem. Powierzchniowo jest dwukrotnie większa od Polski, zamieszkuje ją 50 mln ludzi, wywodzących się z różnych grup etnicznych. Birma jako państwo ma ok. 1000 lat. W XIX w. była kolonią brytyjską. Po II wojnie odzyskała niepodległość. Od lat 60. krajem rządzi junta generałów, która przejęła władzę w wyniku krwawego zamachu. Początkowo reżim był komunistyczny, dziś nie hołubi żadnej ideologii. Stolicą Birmy do niedawna był Rangun. Dwa tygodnie temu władze wywiozły z miasta urzędników i ogłosiły, że przenoszą stolicę. Dokąd? Nie wiadomo – tajemnica wojskowa. Wcześniej zmieniono nazwę kraju na Myanmar. Nie uznaje jej większość państw, bo wprowadzono ją nielegalnie. Między 1996 a 2004 r. zniszczono ponad 2500 wiosek nie tylko we wschodniej Birmie. Część ich mieszkańców wymordowano, część ukrywa się w dżungli. Najsilniejszą opozycję stanowi plemię Shzan, mieszkające we wschodniej części kraju. – Ma w ukryciu dużą niepodległościową armię. Od kilkunastu lat rząd próbując opanować sytuację wysyła do ich wiosek wojsko, które gwałci kobiety, ciężarnym rozpruwa brzuchy i karmiącym matkom obcina piersi. Dzieci używa jako żywych tarcz lub do oczyszczania pól minowych. Tortury są na porządku dziennym – donosi Joasia. Opozycja ze względu na zróżnicowanie etniczne jest podzielona. Wykorzystuje to władza, kłócąc ze sobą niepodporządkowane plemiona, by mordowały się nawzajem. Na czele frondy stoi  Aung San Suu Kyi – córka zamordowanego przywódcy kraju, która jest najbardziej znaną na świecie Birmanką. Jako dziecko zdążyła z mamą uciec do Anglii. Tam skończyła studia. W 1988 r. wróciła, żeby spotkać się z rodziną. W tym czasie rozpocząły się protesty studentów. Aung San natychmiast stała się symbolem wolności. Została aresztowana i w areszcie domowym przebywa do dziś. Żyje dzięki temu, że jest laureatką pokojowej Nagrody Nobla. Militarne państwo oparte na terrorze wspiera 70-tysięczna armia złożona... z dzieci. Mali rekruci porywani są na ulicach dużych miast i siłą wcielani do wojska. Jak nie chcą walczyć, zmusza się ich do niewolniczej pracy.

Władze prowadzą politykę całkowitej izolacji. Wjazd do Birmy możliwy jest tylko za uzyskaniem wizy. To zaś udaje się nielicznym. Turyści, z których czerpie się dochody mogą przebywać tylko w wyznaczonych miejscach. Rząd pilnuje, aby informacje o życiu w sterroryzowanym kraju nie przedostały się na zewnątrz. Za wykonanie zdjęć w zabronionych miejscach można trafić do więzienia, a nawet stracić życie. Joasia znalazła się w Birmie dzięki organizacji, która prowadzi kursy angielskiego przy kościołach. Szkoła wystawiła jej oficjalne zaproszenie. Wizę otrzymała w ciągu 3 tygodni, co uważa za cud. Z wykształcenia jest lingwistką i teologiem. Od lat włącza się w działalność misyjno-edukacyjną. Wcześniej pracowała 3 lata w afrykańskim Kongu i Tanzanii.
Chrześcijanie stanowią 9 proc. mieszkańców Birmy. Pozostałe 90 proc. to w większości buddyści. Nauka biblijna dotarła tam po 1813 r. Obecnie działalność stricte ewangelizacyjna jest tam zabroniona. Ucząc angielskiego kościoły spełniają w Birmie zgoła inną misję. – Nauka tego języka jest symbolem wolności – mówi Joasia. – W ogóle  ludzie spragnieni są wiedzy i informacji o świecie. Poziom nauki w ich szkołach jest żenujący, a media – kontrolowane i przesiąknięte propagandą – dodaje. W 1988 r.  po zamieszkach studenckich władze pozamykały uniwersytety, pozbawiając tym samym naród elit. Brakuje nauczycieli, a co gorsza – lekarzy. Ci przyjmują tylko w miejscach prowadzonych przez państwo i zarabiają 10 dolarów na miesiąc. – Na szczęście prawie każdy ma nielegalną praktykę prywatną – zauważa Joasia. Czasami lepszą edukację można otrzymać w klasztorach buddyjskich. Obecnie rząd się ocknął i otworzył część uniwersytetów, ale na zasadzie studiów eksternistycznych. Zajęcia odbywają się raz lub dwa razy na miesiąc. Potem należy zdać egzamin i zaliczyć materiał – jak twierdzą władze – ten sam, który obowiązywał niegdyś na studiach dziennych. Wiedza przeciętnego Birmańczyka o świecie współczesnym jest znikoma. Jedyny program narodowej telewizji emituje tylko tańce ludowe na przemian z paradami wojska. W dużych miastach co bogatsi mają anteny satelitarne – ci wiedzą więcej, niestety nie rozumieją programów, bo nie znają języków obcych. Poza tym energia elektryczna pojawia się rzadko, bo podobnie jak woda jest reglamentowana. Słuchanie muzyki i oglądanie zagranicznych filmów jest zabronione. Zajęcia prowadzone w szkołach chrześcijańskich są kontrolowane przez szpiegów. – Szczera rozmowa lub dyskusja z którymkolwiek z uczestników jest niemożliwa – mówi kaliszanka.

Reżim birmański nie jest skierowany konkretnie przeciwko którejkolwiek religii, ale najbardziej prześladowani są chrześcijanie. Ich właśnie – jako mających kontakt z cywilizacją i kulturą europejską – rząd uważa za szczególnie groźnych. – W jednej z chrześcijańskich wiosek władze lokalne wybudowały sierociniec. Każdej rodzinie nakazały ofiarować do niego jedno dziecko. Po 3 miesiącach  sierociniec zamieniono na... klasztor buddyjski. Działania reżimu były oczywiście sprzeczne z  zasadami buddyzmu – mówi Joasia. Kiedy wyjeżdżała z Birmy, władze zakazały pod groźbą aresztowań  spotkań w jednym z kościołów, w którym zbierało się ok. 700 osób tygodniowo. – Reżim dokucza chrześcijanom, ponieważ przeciwstawiają się łamaniu praw człowieka. Buddyzm w stosunku do sytuacji politycznej kraju pozostaje bierny, nie spełnia roli, jaką odgrywał Kościół w czasach komunizmu. Wiąże się to z założeniami tej nauki. Buddyzm birmański jest specyficzny. Większy nacisk kładzie na medytację, która ma prowadzić do całkowitego zaprzeczenia świata fizycznego. Lekarstwem na dramatyczną sytuację  jest oderwanie się od rzeczywistości – wyjaśnia. Duże zainteresowanie chrześcijaństwem, z jakim się spotkała wypływa jej zdaniem z tego, że niesie ono nadzieję, której brakuje w nauce Buddy, a jej potrzeba jest ogromna w kraju rządzonym w tak okrutny sposób. – Poza tym skomplikowana doktryna buddyzmu nie jest dostępna dla ludzi prostych, którzy często nie potrafią wyjaśnić, w co wierzą – twierdzi misjonarka. Buddyzm wśród świeckich Birmańczyków miesza się z innymi, wcześniejszymi kultami. – Ich świat przepełniony jest demonami, których bajkowe rzeźby można spotkać niemal przy każdym domu. Całe życie człowiek musi uważać, aby świat duchowy nie wyrządził mu krzywdy – opowiada Joasia. Świadomość rzeczywistości duchowej wśród mieszkańców tej części Azji jest ogromna. Niemal na każdej ulicy można spotkać wróżbitów czytających przyszłość z ręki. Większość przekonań o życiu związana jest z wierzeniami, które są bardzo fatalistyczne i opierają się na przesadach. – Najwięcej z nich dotyczy jedzenia. Jeden z tubylców zapewniał mnie, że zjedzenie kaczki z czekoladą grozi… natychmiastową śmiercią. Podobnych śmiertelnych kombinacji kulinarnych są setki. Na ulicach sprzedawane są specjalne tabliczki ze spisami niebezpiecznych zestawów – wspomina z uśmiechem.

Życie w Rangun toczy się głównie na ulicy. Średnia temperatura w jednym z najgorętszych metropolii świata waha się od 35 do 40 stopni. Samochody są bardzo stare, benzyna – nie najlepszej jakości. W mieście panuje potworny zaduch i smog. Motory są zabronione. Na ulicach roi się od wojska i policji. Uliczne życie toczy się w nerwowej atmosferze. Trzeba uważać, dokąd się idzie i gdzie zatrzymuje, bowiem każde zgromadzenie powyżej 5 osób jest nielegalne. Mimo tego miasto tętni życiem. W ciągu dnia uliczni handlarze sprzedają warzywa i owoce, wieczorem i w nocy – gotowe jedzenie. Lokalnym przysmakiem prócz smażonych wodorostów są… prusaki i karaluchy usmażone ze szczypiorkiem. – Bardzo dobre. Smakują jak prażony bekon, tylko trzeba wyrywać nóżki, bo drapią w gardło. Poza tym można dostać ugotowaną w całości małpkę bez zdjętej skóry, z wybałuszonymi oczkami – mówi Joasia.

Prócz ryżu i herbaty Birma  produkuje niewiele. Nie ma przemysłu, większość towarów sprowadzana jest z Chin. Prawdziwym i największym skarbem tego kraju są żyzne gleby. Rząd utrzymuje się głównie z uprawy narkotyków. Najważniejsze bogactwa naturalne Birmy to złoto i kamienie szlachetne. Z handlu nimi utrzymuje się niewielka grupa ludzi związana z rządem. Ze względu na panujący w kraju terror większość krajów zerwała kontakty gospodarcze z reżimem. Brak złóż ropy naftowej i gazu ziemnego powoduje, że mimo rażącego łamania praw człowieka żadne z państw nie kwapi się, by pomóc Birmańczykom. Jednym z niewielu państw europejskich, prowadzącym interesy z Birmą jest Francja, która posiada tam fabryki olejów samochodowych, pilnie strzeżone przez birmańską armię. Zadowolona z taniej siły roboczej, od lat skutecznie blokuje wypowiedzi przeciwko juncie na forum Unii Europejskiej. Terror w Birmie zaostrza się z roku na rok, a rząd wprowadza w życie coraz bardziej absurdalne projekty. W oparciu o porady astrologa przeprowadzono „reformę monetarną”, w wyniku której wszystkie pieniądze straciły swoją wartość. Obecnie zarządzono budowę drogi w głąb dżungli po to, aby łatwiej kontrolować i mordować  ukrywające się w niej plemiona.
Mimo niebezpieczeństwa kaliska misjonarka  chce wrócić do Birmy. Ze wzruszeniem opowiada o dzieciach ze spalonych wiosek, które płakały ze szczęścia, gdy dostały...  parasolki. – Dla ludzi jest ważne, że ktoś o nich pamięta, wie, w jakich warunkach żyją. To, że ktoś z Europy przyjeżdża uczyć ich angielskiego, traktowali jako przywilej i wyróżnienie, niesamowitą pomoc. Kiedy mówiłam im, że w Polsce, o której nie mieli pojęcia  ludzie o nich wiedzą, płakali ze szczęścia.
Anna Frątczak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do