
Co zapamiętają osoby przejeżdżające przez Żelazków? Na pewno nie pięknie odrestaurowany park, dworek - siedzibę tamtejszego Urzędu Gminy, nie zapamiętają też niepowtarzalnego zielonego skweru z fontanną, na którym mieści się siłownia zewnętrzna i pac zabaw. Uwagę przyciągnie i pozostanie w pamięci ohydne szkaradztwo położone w bezpośrednim sąsiedztwie siedziby UG. Jest to o dużej powierzchni plac z totalnie zniszczonymi budynkami magazynowymi. Przez dziesięciolecia była to własność miejscowej Gminnej Spółdzielni. Opustoszałe magazyny, to miejsce częstych spotkań młodzieży. Tylko czekać jak dojdzie tam do nieszczęścia. W każdej chwili może runąć dach, który jest pozarywany w kilku miejscach.
Nie ma słowa przesady w tym co o stanie placu i budynków przekazał mi mieszkaniec Żelazkowa. Jak określił coś go trafia na ten panujący i niosący niebezpieczeństwo b….l. Chyba osoba z dużym poczuciem humoru zamieściła na rozlatującej się bramie wjazdowej na teren byłego GS – u duży baner zapraszający do zwiedzenia dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie. Wjazd na plac nie jest zamknięty. Jedno ze skrzydeł bramy leży na poboczu a w betonowym płocie otaczającym teren widnieje wiele dziur.
Sam plac „zdobią” tysiące wysokich zaschniętych chwastów. Może i dobrze, bo choć częściowo maskują panujący bałagan. Śmieci, worki foliowe, plastikowe butelki, cegły po rozwalonych słupkach ogrodzeniowych, resztki nawierzchni asfaltowej, która kiedyś pokrywała plac, to jest to co dojrzymy kiedy będziemy przedzierać się gęstwinę zaschniętych badyli.
Fatalny widok ale nie on zdaniem mojego rozmówcy jest najważniejszy. Niebezpieczeństwo czyha na każdego kto odważy się wejść do budynków magazynowych. Nie brakuje osób, które tam bywają i to często. Zapomniane obiekty, to miejsce zabaw dzieciaków. Natomiast młodzież szuka tam schronienia przed bacznym okiem dorosłych. Mogą tam spokojnie wypić piwko, winko i nie tylko. O tym, że toczy się tam życie, świadczą sterty porzuconych butelek, a w jednym z pomieszczeń zrobiono nawet stół i lawę do siedzenia. Za nogi ławy posłużyły samochodowe opony.
– Dziwię się, że jeszcze nie doszło tam do tragedii. Dach już dawno pozarywał się w kilku miejscach i w każdej chwili może runąć. Oby w tym momencie nikogo tam nie było. Czy nikt nie zdaje sobie z tego sprawy? Dlaczego teren nie jest zamknięty a budynki zabezpieczone? Czy rzeczywiście musi dojść do nieszczęścia by w końcu ktoś to uczynił? – pyta mój rozmówca.
Na te pytania nie uzyskałem odpowiedzi w tamtejszym Urzędzie Gminy. Pracując w bezpośrednim sąsiedztwie tego terenu na co dzień zmuszeni są oglądać to szkaradztwo. Ale nie maja wpływu na to by coś się zmieniło. Poinformowano mnie, że teren nie należy już do GS – su, stanowi własność prywatną. Nie jest znane też nazwisko aktualnego właściciela. Jak zapewniano do poprzedniego UG wysyłał pisma by teren uporządkował i zabezpieczył. Czy rzeczywiście na to by coś się zmieniło musi dojść do nieszczęścia?
(grz)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie