
Sebastian Zieliński, oskarżony o usiłowanie zabójstwa w słynnej strzelaninie w Kokaninie, został uniewinniony i po 26 miesiącach opuścił areszt śledczy
Na tzw. policyjny „dołek”, a zaraz potem do ostrowskiego aresztu trafił 31 sierpnia 2013 roku. Zarzuty postawione mu przez prokuraturę wskazywały, że to jeden z najgroźniejszych podejrzanych. Zdaniem prokuratury i sądu istniały przesłanki przemawiające za tym, że to właśnie on i jego kolega byli sprawcami nocnej strzelaniny, do której doszło 31 sierpnia 2013 roku około godziny 0.30 w centrum Kokanina.
Sceny niczym z filmu
– Wszystko zaczęło się, gdy dynamiczną i spokojną jazdę 40-latka przerwał strzał z samochodu jadącego za nim. Widząc, że to nie żarty, kierowca nacisnął pedał gazu i próbował uciekać. Oba samochody – uciekającego i goniącego – to auta wysokiej klasy, dlatego w mgnieniu oka osiągnęły prędkość 100 km/godz. Kierowca z tyłu był chyba bardziej zdeterminowany i zjeżdżając na lewy pas, zrównał się z uciekającym pojazdem. Wtedy padły kolejne strzały – tak wydarzenia, niczym sceny z kryminalnego filmu, relacjonował nasz redakcyjny kolega („ŻK”, 4.09.2013). Ściganemu udało się uciec i mimo że strzelano do niego przynajmniej pięć razy nie został ranny. Bezpośrednio po zdarzeniu pojechał na policję, opisał całe zdarzenie i bez problemu wskazał osobę, która miała do niego strzelać. Według jego relacji był to znany mu Sebastian Zieliński. – Poszkodowany znał sprawcę i funkcjonariusze policji nie mieli żadnych problemów z jego zatrzymaniem. Oczywiście, zabezpieczone zostały również oba pojazdy. Pierwsze oględziny ostrzelanego auta wykazały, że padło co najmniej pięć strzałów. W czterech przypadkach pociski utknęły w karoserii, ale jeden przebił się przez nią i zatrzymał się na tapicerce samochodu – tak wówczas dla „ŻK” mówiła Aleksandra Różańska z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim („ŻK”, 4.09.2013 r.).
Dowody nie tak pewne
Zatrzymanie podejrzanego oraz zebrane przez policję materiały doprowadziły do tego, że sąd nie miał wówczas wątpliwości i zadecydował o aresztowaniu S. Zielińskiego na trzy miesiące. Usłyszał on zarzut usiłowania zabójstwa, a za to groziło mu nawet dożywocie. Po upływie ponad dwóch lat od domniemanego zdarzenia dla Sądu Okręgowego w Kaliszu zebrany materiał nie był tak mocny, a wykonane ekspertyzy nie uwiarygodniły winy S. Zielińskiego. Stąd zapadł wyrok uniewinniający. S. Zieliński od kilku dni przebywa na wolności. Nie może pogodzić się, że w trakcie śledztwa ślepo wierzono relacjom skarżącego, przez co 22 miesiące spędził za kratami – odłączony od dzieci i żony. Wskazuje też na nieprofesjonalne – jego zdaniem – działania policji i prokuratury. Tej ostatniej zarzuca także opieszałość w prowadzeniu śledztwa.
Dlaczego nie zatrzymano mnie jeszcze tej nocy?
– Policjanci nie mieli najmniejszych problemów z zatrzymaniem mnie, nigdzie nie ukrywałem się, bo i dlaczego? Czy tak zachowywałby się ktokolwiek, kto chciał zastrzelić osobę, która go znała? W przeddzień zdarzenia byłem z synem na ognisku u znajomego w Brzezinach. Wróciliśmy do domu późno. Po powrocie oglądałem jeszcze film, a potem poszedłem spać. W mieszkaniu przebywałem do chwili zatrzymania przez policję. Zaczęli dobijać się do drzwi około godziny 7.30. Skuli mnie przy dzieciach i żonie. Nie mówili o co chodzi. Krzykiem domagali się wskazania, gdzie mam – jak mówili – „klamkę” (pistolet) i gdzie jest moje auto. Broni nie miałem, odpowiedziałem też, że auto jest u mechanika. W końcu zapakowali mnie do auta i zawieźli na komendę. Tam nadal nie informowali, w jakiej sprawie zostałem zatrzymany, tylko wciąż mówili, by oddać broń. W końcu zaprowadzili mnie na „dołek”. Posiedziałem tam może dwie godziny, w końcu przyszedł prokurator. Poinformował mnie, że stawia mi zarzut usiłowania morderstwa T.J. z użyciem broni palnej. Od niego też dowiedziałem się, jak do tego miało dojść. Przeżyłem szok. Opowiedziałem prokuratorowi, że to niemożliwe, gdzie byłem o tej porze i co robiłem. Mówiłem o pobycie na ognisku, co mogło potwierdzić wielu świadków. Jednak prokurator ich nie przesłuchał, by uwiarygodnić moją wersję. Wystąpił do sądu o areszt. W sądzie usłyszałem, że istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia czynu i trafiłem na trzy miesiące do aresztu śledczego w Ostrowie Wielkopolskim. W kolejnych pismach prosiłem prokuratora między innymi o sprawdzenie wiarygodności zeznań T.J. Myliły mu się między innymi kolory naszych samochodów. Miał mnie bez problemu rozpoznać, bo – jak zeznał – strzelając, miałem wychylać się przez okno samochodu pędzącego 100 km/godz. Wszystko miało rozgrywać się w centrum Kokanina. Ale stojący tam fotoradar nie zarejestrował w tym czasie przejazdu jego samochodu ani naszego. Oznaczałoby to, że albo zdarzenia tego tam nie było, albo samochody nie przekroczyły prędkości 50 km/godz. Zdarzenia nie zarejestrowały także żadne kamery monitoringu znajdujących się tam firm. Pomijam fakt, że mnie tam po prostu nie było. Kolejna wątpliwość: dlaczego strzelaniny nie słyszeli mieszkańcy Kokanina. Prosiłem też, by prokurator przesłuchał moje dzieci, a także żonę. Dzieci zostały przesłuchane dopiero po upływie kilku miesięcy. Obecny psycholog stwierdził, że mówiły prawdę i nie były przymuszane do kłamstwa. Natomiast do złożenia zeznań przez żonę nigdy nie doszło – opowiada S. Zieliński. Od chwili aresztowania niemal do końca 2013 roku nie był wzywany na przesłuchania. Jak to określił – porostu siedział i siedział.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
za tekie coś teraz tego pana prokuratora osadziłbym w celi z rubasz mi na taki sam okres. Oczywiscie tego sędziego co bezpodstawnie stosował areszt również Jak można było nie przesłuchać na poczatku tych co poświadczyliby pobyt oskarżonego w Brzezinach na ognisku? Tak wyglada wymiar srawiedliwości na codzień.