Dawniej strażakami byli kaliscy rzemieślnicy. Od zarania ich organizacja działała społecznie, utrzymując się głównie dzięki darowiznom i bogatym sponsorom zwanym wtedy dobrodziejami. Znakiem zamożności straży i opieki ze strony miasta był zgrabny budyneczek wybudowany dla strażaków w 1887 r. na Nowym Rynku. Wielu kaliszan jeszcze pamięta jego neogotyckie mury. Remizy nie zniszczyły pożar czy wojna ani inny kataklizm; zniszczyła go urzędowa decyzja
Łatwo zapamiętać rok założenia kaliskiej straży ogniowej, bo działo się to w czasie powstania styczniowego. Z tak długą metryką organizacja należy do najstarszych na terenie byłego Królestwa Polskiego. Nie zaczęła jednak działać od razu. Dopiero we wrześniu 1863 r. wystosowano wezwanie do starszych zgromadzeń rzemieślniczych o sporządzenie list czeladzi, która stanowiła pierwszą kadrę OSP Kalisza. Pięć starych sikawek, kilka haków i drabin przystawnych oraz stara szopa przy ul. Rzeźniczej pełniąca funkcję siedziby – to wszystko, czym dysponowano na samym początku. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać.
Ojcem opatrznościowym młodej organizacji okazał się Niemiec, Robert Pusch, właściciel hotelu Wiedeńskiego (u zbiegu dzisiejszej Grodzkiej i Kanonickiej). Oddał on do dyspozycji strażaków dziedziniec hotelu, gdzie m.in. organizowano szkolenia prowadzone przez specjalistów z Wrocławia. Pusch rozpoczął poczet komendantów, którzy dzięki swojej odpowiedzialności i umiejętności pozyskania środków na cele społeczne doprowadzili do rozwoju ogniowej straży nad Prosną. Znaleźli się wśród nich przedsiębiorcy (Emil Repphan), prawnicy (Bronisław Hindemith), ziemianie (Feliks Karśnicki) i przyszli prezydenci miasta (Bronisław Bukowiński). W 1914 r. funkcję tę pełnił Zygmunt Mrowiński, przez monografistę OSP, Lucjana Sawickiego, uznany za największego bohatera w dziejach obrony przeciwpożarowej Kalisza. Najzamożniejszym z dobrodziei organizacji przyznawano tytuł honorowego członka. Został nim m.in. Eugeniusz, książę Leuchtenburski, z rosyjskiej rodziny panującej.
Tacy strażacy
Strażacy, jak zostało już napisane, rekrutowali się głównie spośród rzemieślników. Cieśle, murarze, blacharze, dekarze, kominiarze – jednym słowem ci, którzy znali się na konstrukcji budynków i byli wystarczająco odważni, aby w razie konieczności wspiąć się wysoko – trafiali do oddziałów toporników. Straż długo bowiem nie dysponowała odpowiednim sprzętem, aby mogła podjąć równorzędną walkę z żywiołem; szczególnie brakowało profesjonalnych pomp. Odcinanie źródła ognia przez zrywanie całych dachów czy odciąganie palących się fragmentów budowli należało do podstawowych czynności. Śmiałków jednak nie brakowało. W XIX w. przynależność do społecznej instytucji była obowiązkiem i zaszczytem dla każdego szanującego się obywatela. W 1888 r. straż pożarna miała już 237 członków. Rok wcześniej organizacja otrzymała od zarządu miasta nową siedzibę (zdjęcie główne). Wieżyczka na jej szycie służyła do obserwacji miasta i mieściła dzwon alarmowy; pierwsze elektryczne zainstalowano po 1914 r. (il. 2). W środku m.in. urządzono stajnię dla trzech par koni. Do tej pory zdobycie zwierząt transportowych do ogniowych akcji stanowiło nie lada problem. Najczęściej prośbą lub groźbą wypożyczano je od dorożkarzy. W dni powszednie konie pożarników wykorzystywano do wywożenia śmieci z miasta. Zwierzęta były jednak tak zżyte ze swoją pierwszą „profesją”, że gdy tylko usłyszały sygnał alarmowy, zaprzęgnięte do wozów wypełnionych odpadkami, galopowały przed budynek na Nowym Rynku. Tutaj karnie czekały na swój właściwy sprzęt: sikawki i beczkowozy.
Remiza
Podarowana przez władze miasta siedziba kosztowała 14 tys. rubli (dla porównania ratusz – 45.500 tys. rubli) i została wzniesiona według projektu Józefa Chrzanowskiego. Zgrabny budyneczek postawiono w modnym wówczas neogotyckim stylu, łącząc elementy architektury przemysłowej z reprezentacyjną (arkady w fasadzie). Szczególnie interesująca jest wieża obiektu, w której można się dopatrzyć podobieństwa do ratuszowej, spalonej w 1793 r. Może Chrzanowski świadomie nawiązał do wyglądu dawnej siedziby władz miejskich? Gmach zdobił herb miasta, rzecz jasna – w redakcji dziewiętnastowiecznej. Wspomniane stajnie kryły się za wielkimi drewnianymi wrotami. W budynku znajdowała się reprezentacyjna sala, obowiązkowo udekorowana portretem cara, najpierw Aleksandra III, później Mikołaja II. Na ścianach wisiały także konterfekty kolejnych komendantów (il. 1), wśród których najzaszczytniejsze miejsca przypadły Robertowi Puschowi oraz gubernatorowi Michałowi Piotrowiczowi Daraganowi. Kiedy po upadku caratu z budynku straży usuwano portrety imperatorów, strażacy uznali, że były gubernator kaliski był postacią na tyle godną szacunku, że pozostawili jego wizerunek. Obraz ocalał i dzisiaj znajduje się w miejscowym muzeum.
Budynek przetrwał I i II wojnę światową. Strażacy opuścili go ostatecznie w 1952 r. Był potem najróżniej wykorzystywany (Bogumił Kunicki wspomina, że m.in. przeprowadzano tutaj pobory do wojska). I tak remiza doczekała lat 70., kiedy ku niezadowoleniu kaliszan została rozebrana, mimo że stan techniczny budynku był dobry. Na jego miejscu powstał skwerek, gdzie 7 maja 1980 r. wojewoda kaliski Zdzisław Drozd wmurował akt erekcyjny pod budowę pomnika. Napis na tablicy brzmiał: „Tu stanie pomnik Walki Zbrojnej i Czynu Rewolucyjnego”.
Co o tym myślisz?
Czy zgodnie z podjętą ostatnią inicjatywą remizę należałoby odbudować? To z pewnością kusząca i spektakularna propozycja. Mury w starym kształcie mogłyby dzisiaj kryć nowoczesną galerię handlową, będącą częścią większego kompleksu projektowanej obecnie Nowej Tęczy.
W jej wnętrzu obok sklepów mogłaby się znaleźć nie tylko elegancka restauracja (zgłaszamy nazwę „Pod Strażakiem”), ale także pomieszczenia dla OSP. Wszak tej niezwykle zasłużonej instytucji należy się chyba coś więcej niż nasza pamięć. Wszystko razem brzmi futurystycznie, ale czyż nie do odważnych świat należy? Teren ten należy do nielicznych wolnych miejsc w centrum, nadających się pod zabudowę. Może stara forma powinna jedynie stać się inspiracją dla większego, ciekawszego projektu?
Komentarze opinie