Reklama

Od kiosku do kamienicy z podcieniami

31/01/2019 00:00

Kamieniczka nr 1 przy Głównym Rynku nie odznacza się ani urodą, ani odległą metryką. Jak wszystko tutaj, ma jednak własną, małą historię. Dopiero suma dziejów poszczególnych budynków składa się na dzisiejszy obraz najważniejszego placu w mieście. W kontekście powracających informacji o jego restauracji, warto przyjrzeć się domom wokół ratusza

Kiedy w latach 20. XX stu-
    lecia dookoła wznosić się będą rusztowania, plac po spalonej kamienicy pozostanie pusty. To efekt niesnasek. Właścicielami nieistniejącego domu było sześć osób. Nawet przy najlepszej woli takiej liczbie ludzi trudno dojść do porozumienia. Tacy np. doktorostwo Stanisław i Zofia Piestrzyńscy (15/6 udziału) mieszkają w neutralnej Szwajcarii. Czyżby uciekli z Kalisza w chwili wybuchu wielkiej wojny? Stanisław umiera w 1916 r. i cała korespondencja musi być kierowana do wdowy na adres: Lozanna, Rue de la Harpe 10. Kłopotliwą sytuację rozwiązuje sprzedaż całości udziałów. Kupującym w 1927 r. jest Stefan Szmidt. Ponieważ nie ufa się polskiej walucie, sumę (32. 736 zł) wyrażono również w niezmiennie pewnym dolarze (3670 USA). Niedawny przewrót majowy Józefa Piłsudskiego nie daje gwarancji stabilności kursów. Szczęśliwy nabywca nie może wiedzieć, że wartość złotówki nie zmieni się do 1934 r. Zaraz po zakupie Stefan znika z dokumentów, a pojawia się mieszkająca przy ul. Kopernika 3 Maria Schmidt. Plac do 1956 r. będzie jednak niezabudowany. Nie znaczy to, że nie dzieje się tu nic ciekawego. Bohaterami tragifarsy rozpisanej na urzędowe papiery zostaną nieestetyczny parkan i prowizoryczny punkt handlu papierosami.

Niezniszczalna budka
Wkrótce przed wkroczeniem Prusaków u zbiegu rynkowych ulic pojawiły się charakterystyczne drewniane pawilony. Wykonane przez solidnych rzemieślników, przypominały domek szwajcarski w parku. Fotografie wykonane już po zniszczeniu miasta w 1914 r. pokazują groteskowy widok – morze ruin i zupełnie nieuszkodzone kioski. Przypadek, czy osobliwe poczucie humoru palących miasto żołnierzy? Jeden z takich obiektów stał między placem ratuszowym a ulicą Kanonicką. To właśnie nasza budka. W 1930 r. jej użytkownikiem jest Fabryka Wód Mineralnych i Sztucznych Zjednoczonych Aptekarzy „Zdrój”. Zakład prosi magistrat, aby przenieść kiosk na pusty plac Szmidtowej. Kiedy 11 listopada na rynku odbywa się defilada niepodległościowa, budyneczek stoi już na nowym miejscu. Niestety komuś się to nie podoba i już pod koniec miesiąca „Zdrój” otrzymuje nakaz likwidacji obiektu. Mijają dni, miesiące, w końcu lata – pawilonik nadal istnieje. Sześć lat później niejaki Jan Silczak prosi o pozwolenie na postawienie kiosku ze sprzedażą wyrobów tytoniowych. Magistrat, który widziałby w tym miejscu murowaną kamienicę, staje przed nie lada dylematem. Petent szermuje zawsze trudnym w Polsce do zbicia patriotycznym argumentem: „Zaznaczam ponadto, że jestem ochotnikiem, brałem udział w Walkach o Niepodległość Ojczyzny i w czasie niewoli zostałem ciężko ranny i wzięty do niewoli niemieckiej, skąd zbiegłem po wyleczeniu mnie z ran i ponownie zgłosiłem się na front. W czasie inwazji bolszewickiej zostałem ponownie ciężko ranny. Mam nadzieję, że podanie moje, choćby w drodze szczególnego wyjątku, zostanie uwzględnione w całej rozciągłości, dając mi tem możliwość zabezpieczenia choćby wegetacyjnego utrzymania swojej rodziny”. Pozwolenie zostaje wydane, ale pod warunkiem wykonania estetycznego parkanu. Niestety sprawa staje w martwym punkcie: na zalecone wymiary ogrodzenia nie chce się zgodzić administrator Jan Wize. Zachowane fotografie wskazują, że w tym samym czasie pawilon „Zdroju” stoi sobie spokojnie i cały czas działa. W 1939 r. handluje w nim Stanisław Jarmużyński. Nie ustaje za to walka o parkan (trwa od 1930 r.). Zdesperowani pracownicy magistratu do dokumentacji dołączają zdjęcia. W 1938 r. Maria Szmidt deklaruje chęć postawienia murowanej kamienicy. Tym samym problem przestałby istnieć. Czy jednak nie jest to gra na zwłokę? W końcu wybucha II wojna światowa. Hitlerowcy rozwiązują sprawę po swojemu – bez przepisów; wkraczają na  posesję i rozwalają nieszczęsną budkę.

Na placu Bohaterów Stalingradu
Szumne zapowiedzi o przebudowie na wzorcowe, niemieckie miasto Kalisch przechodzą do historii wraz z hitlerowcami. Znikają flagi ze swastykami, zamiast nich pojawiają się nowe, czerwone. Nieznany jest los Marii Schmidt. Teren po kamienicy pozostaje pusty; przejmują go władze miasta. Stoi tu tylko drewniana wiata zwana szumnie „przystankiem autobusowym z poczekalnią”. Zaraz po wyzwoleniu Stanisław Jarmużyński stara się o pozwolenie dobudowania do niej sklepiku z owocami. Czy uzyskał zgodę? Nawet jeśli tak, to nie na długo. Rozpoczyna się „bitwa o handel”, czyli gnębienie właścicieli sklepów. Stopniowo znikają z krajobrazu kamienicznicy, a z nimi pilnujący porządku dozorcy. Kiedy komunistyczna władza się umocni, nazwa placu 11 Listopada zostaje zastąpiona bardziej „odpowiednią” – Bohaterów Stalingradu. W 1957 r. na ogólną liczbę 325 kaliskich sklepów tylko 52 pozostanie w rękach prywatnych. Rok wcześniej na mocy decyzji w sprawie „akcji rozbudowy i odbudowy” Kalisza zapada decyzja o postawieniu na byłym placu Schmidtowej budynku mieszkalnego. Zgodę wyraża Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych w Poznaniu. Data jest o tyle ważna, że w tym samym czasie służby konserwatorskie wpisują założenie urbanistyczne miasta do rejestru zabytków. Oznacza to, że zanim na teren wkroczą ekipy budowlane, muszą zostać wykonane badania archeologiczne.

Skryte pod ziemią
Najpierw łopata natrafia na ślady po zburzonej w 1914 r. kamienicy. Widać ślady spalenizny, różne śmieci i szczątki czegoś identyfikowanego jako „rozsypisko pieca”. W końcu pod fundamentami dziewiętnastowiecznej kamienicy pokazują się starsze mury. Okazuje się, że pierwotnie plac zajmowały dwa wąskie podpiwniczone domy zbudowane między XVI a XVII stuleciom. Pod jednym z nich znajdują się fragmenty ceglanego budynku, który stał tu na przełomie XIV i XV w. Odkrycie pozwala stwierdzić, że w średniowieczu zabudowa rynku była już murowana. Ostatnimi śladami człowieka są dwa poziomy przepalonych desek – znak, że już u swoich początków miasto wielokrotnie padało pastwą ognia. Na głębokości 3.80 m jest już tylko piasek, najpierw szary a potem żółty. Kiedy badacze dochodzą do ponad czterech metrów wiadomo, że poszukiwania są bezcelowe. Archeologowie zabierają swój łup – najwięcej jest glinianych skorup, są też dawne kafle. Znaleziska starsze niż z XIX stulecia wędruje na strych muzeum (kłopoty lokalowe), reszta na śmietnik.

Miało być pięknie
Ruszają prace. Poznańska dyrekcja zaznacza, że obiekt powinien być dopasowany do reszty zabudowy. Dom będzie mieć stromy dach i stylizowane podcienia. W 1957 r. kończy się „akcja odbudowy i rozbudowy Kalisza” (de facto oznaczało to postawienie kilku budynków). Kamienica jest gotowa, można ogłosić kolejne zwycięstwo ludu z „głodem mieszkaniowym”. Zapewne od samego początku mieści się tu kiosk, czyli w urzędowej nomenklaturze „Punkt Kolportażu Prasy i Wydawnictw Ruch”. Papierosy tutaj sprzedawane noszą swojskie nazwy „Sport”, „Start” itp. W latach 80. opinię „luksusowych”, czytaj nadających się do palenia, mają carmeny. Uwagę mogą też zwracać gazety – wielkie płachty papieru jak „Trybuna Ludu”. Niestety wiele szczegółów z tych stosunkowo bliskich czasów odeszło w niepamięć. Kiedy powstała perfumeria? Jaki – słabo widoczny na zdjęciach – neon świecił się w latach 70. nad witryną sklepową?
Wśród nieustannie ogłaszanych triumfów i zdobyczy Polski Ludowej nieremontowany plac po prostu się sypie. Nie pomaga zamknięcie ruchu drogowego (1976 r.) i likwidacja przystanku autobusowego. W 1979 r. powstaje „Obywatelski Komitet Rewaloryzacji Zespołu Staromiejskiego”. Honorowy patronat obejmuje I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR Zbigniew Chodyła. Ma być pięknie i kolorowo – oznaką zmian są istniejące do dziś medaliony z głowami sławnych kaliszan. Ich autorem jest Wiesław Oźmina. Pojawia się też „reklama” tytoniu – wykonana w metaloplastyce zawieszka z okrętem i fajką. Obok ładnych lamp (dziś nieistniejących) powstają też tandetne chodniki. Kryzys przerywa rozpoczęte prace. Dziesięć lat później zmienia się ustrój. Powracają pełne sklepowe półki i pierwotna nazwa placu. Blask odzyskały już płaskorzeźby i elewacja budynku. Czy doczekamy się jeszcze całościowej rewaloryzacji rynku?


Przy tworzeniu tekstu korzystano głównie z Akt Miasta Kalisza sygn. 2990 ze zbiorów Archiwum Państwowego w Kaliszu. 

 

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do