Reklama

Odkrywanie jezuitów

17/06/2009 13:58

Mnóstwo tu ukrytych zakamarków. Plątanina wąskich, bocznych klatek schodowych prowadzi do potężnie sklepionych pomieszczeń, których istnienia trudno się domyślać. Jesteśmy w fantastycznym labiryncie. Zespół pojezuicki, tj. kościół wraz z przyległymi gmachami kolegium i szkoły, pomnik ambicji arcybiskupa Karnkowskiego i nigdy nieziszczonych snów o potędze miasta, czeka na swoją monografię

Do czasów ostatniej wojny  w bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego przechowywano wielką tekę z ok. 1780 r., zatytułowaną „Zbiory różnych fabryk po – jezuickich tj. kościołów, kolegiów oraz innych mieszkań i zabudowań z plantami, facjatami, przecięciami, reformami placami, ogrodami teraz pod rządami Prześwietnej Komisji Edukacji Narodowej będących (…)”. Wśród sporządzonych przez architekta Stanisława Zawadzkiego planów znalazły się m.in. te dotyczące kaliskiej placówki zakonu. Rysunki szczęśliwie sfotografowane w 1933 r. przez jezuitę ks. Stanisława Bednarskiego przenoszą nas w czasy, kiedy obecny kościół garnizonowy wraz z przylegającymi budynkami tworzył stylistyczną całość.

Nowe formy
Jeszcze w XVIII stuleciu miejsce przyszłego placu św. Józefa zajmowały drewniane domki kanonickie (zburzone w 1824 r.), a uliczka (dziś Chodyńskiego) dochodziła prawie do samych wrót świątyni. Osoba patrząca z jej perspektywy widziała tylko parterowe domy i wznoszący się majestatycznie nad ich dachami gmach. Wzrok przyzwyczajony do świątyń średniowiecza ze zdziwieniem musiał dostrzegać kontrast pomiędzy nimi a  tą formą, wyraźnie odcinającą się od ceglanej czerwieni gotyckiego miasta. Perspektywiczny efekt wzmacniały, zaznaczone jeszcze na planie Politańskiego z 1784 r., statuy ustawione tak, jakby miały strzec kamiennego portalu kościoła. Jedna z rzeźb przedstawiała  św. Jana. Posągi zaginęły; czy pod ulicą nadal znajdują się fundamenty, na których się wznosiły? Fasada świątyni pozostała prawie taka, jaką widział ją fundator – arcybiskup Stanisław Karnkowski. Zniknął tylko żelazny balkon służący muzykom podczas kościelnych uroczystości. Nie ma też herbu kapituły gnieźnieńskiej widzianego jeszcze w II poł. XIX wieku przez historyka Cezarego Biernackiego. Całkowitej przebudowie uległy za to budynki dawnego kolegium i szkół. Część obiektów zlikwidowano jeszcze w II poł. XVIII w. Dawna szkoła przejęta przez władze pruskie znajdowała się w tak złym stanie, że trzeba ją było w większości rozebrać. Na jej miejscu w latach 1795 – 1797 postawiono szkołę wojskową zwaną Korpusem Kadetów. Nieco lepszy los spotkał dawne kolegium; przebudowane w 1824 r., przybrało klasycystyczną postać pałacu Komisji Wojewódzkiej. Do dziś w wielu pomieszczeniach, choćby w galerii BWA, zachowały się charakterystyczne sklepienia podpowiadające, że budynki mają zdecydowanie starszą metrykę.

Zaginiona świątynia i pałac
W chwili przybycia arcybiskupa tam gdzie dziś stoi kościół pojezuicki biegła uliczka (przedłużenie obecnej Chodyńskiego) ślepo zakończona murem obronnym. Miejsce pod przyszłą budowę kolegium i szkół wyznaczały posiadłości z drewnianymi zabudowaniami należącymi do duchownych i mieszczan kaliskich. Najbardziej intrygująca jest wzmianka z 1586 r. (w aktach rady miejskiej) mówiąca o kamienicy Zarembów. Miała być ona wcześniej świątynią św. Wawrzyńca. Czy rzeczywiście istniał tu kościół, o której milczą inne źródła?  Według skrupulatnych ustaleń Jerzego Paszendy, tzw. Zarembówka znajdowała się około 6 m od ściany kościoła garnizonowego. Miejsce po niej wraz z innymi posiadłościami zostało całkowicie zajęte przez szkoły jezuitów. Po drugiej stronie, przed pałacem dawnej Komisji Wojewódzkiej (dzisiaj starostwo) i w najbliższym otoczeniu kolegiaty, ziemia musi kryć wiele tajemnic. Z pewnością płytko pod ziemią wśród gruzu znajdują się pozostałości kolejnych obiektów wznoszonych tutaj przynajmniej od czasów arcybiskupa Jarosława Skotnickiego (XIV w.) aż po dziewiętnastowieczne fundamenty ogrodzenia zlikwidowanego przez hitlerowców. Plan Zawadzkiego wykazuje w tym miejscu zabudowania XIV–wiecznego dworu arcybiskupiego oraz XVII–wiecznej kuchni i refektarza jezuitów. Dwór zwany starym pałacem przylegał bezpośrednio do kolegiaty. Według źródeł  pisanych miał on dwa piętra i zewnętrzny ganek z dziesięcioma łukami. Z ganku po sześciu stopniach schodziło się na chór do świątyni. Jak zapisano, budynek miał dobre położenie z ładnym widokiem i odznaczał się pewną wspaniałością. W II poł. XVIII w. gmach był już w ruinie. Rozbiórka murów w 1783 r. stała się bezpośrednią przyczyną zawalenia się kościoła św. Józefa. Budynek refektarza, czyli miejsca wspólnych posiłków zakonników, przetrwał do 1819 r., służąc jako sala sesyjna dla mieszczących się w byłym kolegium urzędów.

Czy archeolog odnajdzie portale?
Z pewnością badania archeologiczne nie tylko pozwoliłyby wyjaśnić wiele zagadek z przeszłości, ale także odkryć cenne zabytki. Czy wśród nich znalazłyby się resztki trzech portali z kolegium i szkół podobne do tego, który ocalał przy garnizonowej świątyni? Zachowany opis jezuity W. Bystrzonowskiego wspomina o dekoracji jednego z nich: „nad Fortą (bramą) Collegia herb tenże Junosza, wyrażona jest, i inskrypcja podobna także wyryta na marmurze to jest po tytule: „Kolegium to dla dobra wspólnej Ojczyzny i Towarzystwa Jezusowego ornamentami ozdobił i także ufundował roku Chrystusowego 1589”. Odnalezienie dwóch kamiennych kartuszy od jezuitów (obecnie przed MOZK) pozwalają mieć nadzieję. Innym tropem jest  informacja z  I poł. XIX w.  Bliżej nieznane kamienne fragmenty rzeźb pojezuickich miały leżeć w zapomnieniu przy kościółku św. Wojciecha na Zawodziu. Wiele jeszcze tajemnic czeka na swoje odkrycie. I tylko jedna rzecz jest pewna, resztki murów dawnej „margaryny” (prawdopodobnie bursy muzyków), choć częściowo z XVII w., nie mają – wbrew rozpowszechnionej opinii – nic wspólnego z fortyfikacjami obronnymi miasta. Źródła zgodnie twierdzą, że poszukiwany mur, rozebrany w XVII stuleciu, znajdował się w najbliższym otoczeniu dworu arcybiskupa. Jego przesunięcie pozwoliło jezuitom wygospodarować miejsce na obszerny ogród znajdujący się przed obecnym wejściem głównym do starostwa (z 1824 r.).

Obraz jak z kalejdoskopu 
Jesteśmy we wnętrzu jezuickiej świątyni. Dziś z dawnej świetności pozostały jedynie gołe ściany, posadzka prezbiterium, ołtarz główny i nagrobki. Przed przyszłymi badaczami tego miejsca dużo pracy. Trzeba będzie z dawnymi inwentarzami pracowicie zestawiać to, co po przejęciu świątyni przez ewangelików (1797 r.) mogło trafić do kościołów Kalisza i okolic. Pamiętać należy, że świątynia najbogatszego w okolicy zakonu wielokrotnie zmieniała swój wystrój. Poprzestańmy na rzeczach najbardziej istotnych. Skoro zachowana z czasów arcybiskupa Karnkowskiego (1596 r.) intarsjowana ambona ma kolor naturalnego drewna, tak też surowo, ale dostojnie, musiała wyglądać pierwotna dekoracja rzeźbiarska. Od 1715 r., czyli od momentu wystawienia obecnego ołtarza głównego, wnętrze – zgodnie z duchem późnego baroku i następującego po nim rokoka – zaczęło się złocić. Z tej ostatniej fazy (ok. II poł XVIII w.) pochodzą pełne zawiłej symboliki sztukaterie (też pierwotnie złocone), zachowane fragmentarycznie pastelowe polichromie, ażurowe ozdoby empor i balustrada w prezbiterium. Pochodzące od jezuitów konfesjonały (wzmiankowane jako nowe w 1716 r., dziś u franciszkanów) mają obecnie barwę brązowego habitu braci mniejszych. Pewnym jest, że pod olejnymi powłokami musi się kryć dawna pozłota. Przeróbek i wielokrotnych przemalowań nie ustrzegł się także sam ołtarz główny. Dziś znajduje się tu jeden obraz (Augustyna Bertelmanna wstawiony w 1881 r. lub 1887 r.), gdy jeszcze w 1851 r. miejsce to zajmowały dwa mniejsze. Nie wiemy też jak w czasach jezuickich rozwiązano część chórową. Obecny dwupiętrowy balkon z lożami dla fabrykantów sukna to efekt przeróbek z 1878 r. Kompletną zagadką jest wygląd większości ołtarzy bocznych. W 1782 r. stało ich osiem; były murowane i jako zrujnowane zostały ostatecznie zburzone 40 lat później. Znajdujące się w nich obrazy przekazano do kolegiaty. Zmienny niczym obraz w kalejdoskopie obraz świątyni miał tylko jeden element stały – zamawiane przez jezuitów dzieła sztuki zawsze reprezentowały wysoki poziom.

Tekst opracowano głównie na podst. artykułu ks. Jerzego Paszendy SJ pt. „Fundacja prymasa Karnkowskiego dla jezuitów w Kaliszu”.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz






 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do