
Wychowankowie kaliskiego Korpusu Kadetów
Co wspólnego mają ze sobą nieudacznik przezywany Pantoflem, kobieta o imieniu Eleonora i rosyjski generał? Kto trafił po wiekach do internetowej księgi nonsensów? Zniewieściały Ludwik Sztyrmer i butny Ludwik Mierosławski byli jednymi z wielu niebanalnych uczniów Korpusu Kadetów w Kaliszu
Początki placówki nie są chlubne. Korpus (1797 – 1832) założony przez pruskiego zaborcę miał służyć germanizacji polskiej młodzieży. Stało się inaczej. Po przejęciu szkoły przez władze Księstwa Warszawskiego uczelnia mieszcząca się w pojezuickich zabudowaniach zaczęła kształcić polskich podoficerów. Jej istnienia nie przerwała ani klęska Napoleona, ani rządy carów Aleksandra i Mikołaja. Jak wyglądała codzienność kadetów? Wspominał jeden z wychowanków, Juliusz Falkowski: „Jedyną rozrywką naszą, w rzadkich chwilach wolnych, było chodzić w kółko, grupami po dwóch, trzech, czterech, po dwóch smutnych dziedzińcach, pod nadzorem służbowych oficerów i podoficerów wysłużonych, których nam przysłano. Widzę jeszcze w pamięci te dziedzińce i dreszcz mnie przejmuje (...) Pierwszy z nich był zupełnym czworobokiem, którego bok jeden stanowił kościół niegdyś Jezuitów (…). Do niego przystawiony był domek dla jednego oficera (…). W jednym skrzydle były arkady, pod którymi przechodziło się do kaplicy, sali fechtunku i dwóch kóz, ciemnej i widnej. Między tem skrzydłem a kościołem było przejście, jakby szeroka cieśnina – z owego pierwszego dziedzińca, którego słońce nigdy nie ogrzewało i którego wszystkie kamienie i cegły w bruku dziś bym jeszcze wyliczył – do drugiego dziedzińca, gdzie się odbywały nasze musztry i parady; ten był trochę weselszy; zdobił go ładny pawilon, w którym na dole było mieszkanie naszego jenerała, na piętrze zaś pokoje dla Wielkiego Księcia [Konstantego], gdy raczył do nas zawitać (…)”. W skład kompleksu wchodził też budynek kaplicy i sala musztry (obecnie CKiS), dzisiejsze korty tenisowe zajmował ogród. Było to miejsce rzadko dostępne dla kadetów. Jak pisze pamiętnikarz, wpuszczano ich tam tylko „w piękne dni letnie, ażebyśmy patrzyli z daleka na drzewa pełne owoców, których nam prawie nie udzielano – były one dla jenerała i oficerów”. Ponieważ budynki przetrwały w stanie prawie niezmienionym, można przypuszczać, że opisany „pawilon” to obecnie budynek miejskiego wydziału kultury. Zniknęły za to dawne stajnie i kuchnia (budynek tzw. „Margaryny”) oraz mury odgradzające szkołę od miasta.
Pan Wincenty
Najmłodsi uczniowie mieli 12 – 13 lat. Jednym z nich był syn wojskowego lekarza – Ludwik Sztyrmer. Nasz bohater do wojska się nie nadawał; wyrwany z nadopiekuńczych skrzydeł matki, szybko stał się pośmiewiskiem i ofiarą niewybrednych żartów. Zdobył się jednak na udział w powstaniu listopadowym. Po jego upadku były kadet całkowicie zmienił bieg swojego życia: dobrowolnie wstąpił do zaborczej armii. Gdy jego dawni koledzy (powstańcy) przymierali głodem na Syberii lub klepali biedę na emigracji, on sięgał po kolejne stopnie wojskowe aż do generała lejtnanta. Tak z romantyka stał się Sztyrmer realistą oraz... literatem.
Zdając sobie sprawę, że pisanie może zaszkodzić karierze, Sztyrmer ukrywał swoje prawdziwe nazwisko pod pseudonimami. Obok zabawnego przydomka Gerwazego Bomby, generał często posługiwał się imieniem żony – Eleonora. Niewinny pseudonim oraz pewne fakty biograficzne, szczerze zresztą przez wojskowego opisane, stały się dla niektórych historyków powodem snucia przypuszczeń na temat seksualnych preferencji autora. Bardziej dyskretni współcześni wypominali mu zniewieściały charakter.
Jakkolwiek było, dzięki oryginalnej fabule opowiastek Sztyrmer jest uważany za czołowego, acz zapomnianego, prekursora polskiej powieści fantastycznej. Główną postacią literacką wykreowaną przez generała jest niejaki pan Wincenty. Zabarwiona rysem autobiograficznym postać jest tym ciekawsza, że większa część jej przygód rozgrywa się w naszym mieście. Sympatycznego nieudacznika mieszkającego „gdzieś w Kaliskiem” ciągle spotykają najgorsze przygody. Już w szkole (czyli w Korpusie Kadetów) biedak przezywany jest „Pantoflem”. Przezwisko wędruje za bohaterem, gdziekolwiek się uda: „Po mojej śmierci zamiast grobowego napisu swawolnik jaki położy może pantofel na mojej mogile. Wtedy niezawodnie nawet ci, co czytać nie umieją, powiedzą. – Tu leży Pantofel”. Wykorzystywany przez kobiety, obśmiewany przez kolegów nieszczęśnik miewa fantastyczne sny, w których ciągle pokazuje mu się znienawidzony symbol własnej egzystencji: „W ciszy nocnej zdało mi się widzieć (…) wielki ścienny zegar, na którym zamiast wskazówki poruszał się z wolna szkolny pantofel”. Żona Pantofla – Konstancja, wyjątkowo rozrzutna i lekkomyślna kobieta, po usidleniu naiwnego jawnie okazuje mu pogardę. Po roztrwonieniu całego majątku małżeństwo opuszcza, nie bez udziału wezwanej policji, luksusowy hotel. Konstancja umiera w nędznym domku na przedmieściach Kalisza, a Pantofla znajdują zemdlonego „u wrót miejskiego szpitala”. Miejsca te można łatwo zidentyfikować – najlepszą renomą w czasach Sztyrmera cieszył się Hotel Polski (obecnie pusty plac zwany Złotym Rogiem), a szpital, niegdyś pw. św. Trójcy, to dziś przychodnia „na Rogatce”.
Gry wojenne z carem
Młodszym kolegą przyszłego literata w mundurze był Ludwik Mierosławski. To całkowite przeciwieństwo jego imiennika. Był on uczestnikiem i przywódcą wszystkich możliwych działań zmierzających do odzyskania przez Polskę niepodległości. Niestety większość z nich okazała się kompletną klapą. Brak realizmu tego skądinąd szczerego patrioty sprawił, że złośliwi historycy nadali mu mało zaszczytny przydomek wodza klęski. Z tej racji zdobył Mierosławski „zaszczytne” miejsce w „Nonsensopedii”, czyli w internetowej encyklopedii nonsensu. Oczywiście zawarte w niej informacje jakoby Ludwik udawał Rasputina, walczył z hitlerowcami, a obecnie zamierzał przygotować kolejne powstanie są całkowicie wyssane z palca. Jedno jest za to pewne, już w młodości polski wódz odznaczał się wyjątkowym wręcz przekonaniem o własnym geniuszu. Młody kadet marzył, że „będzie wielkim hetmanem, nowym Napoleonem, „który błędów pierwszego nie popełni” (…), lecz [jak zaznacza J. Falkowski] budował gmach swojej przyszłej wielkości zaczynając od dachu. Chciał dowodzić armiami, a nie był w stanie dobrze dowodzić plutonem (…) żadnego szańca usypać by nie potrafił (…) Co więcej, nie miał w sobie nic co odznacza natury wojskowe, (…) czynność, karność, porządek były wprost przeciwne jego naturze”. Wszystkie te cechy fatalnie zaważyły na jakości prowadzonych przez Mierosławskiego spisków i działań wojennych. O wyjątkowym tupecie świadczy wydarzenie z 1830 r., kiedy szkołę odwiedził „król polski” – car Mikołaj II. Na dostojnego gościa czekali jego bracia, Konstanty i Michał, kadra wojskowa, oraz przerażeni perspektywą wizyty władcy kadeci. Jedyną osobą, która nie czuła strachu był szesnastoletni przyszły wódz powstańczy. Jak wiemy z opisu Falkowskiego, po przeglądzie wszyscy udali się na obiad do wielkiej sklepionej sali, byłego refektarza jezuitów. Kadet Mierosławski, być może z tej racji, że znakomicie posługiwał się francuskim, został posadzony koło cara. Na pytanie, co kadeci robią w czasie wolnym, najbliższy mu uczeń odpalił: „Chodzimy w kółko i nic więcej”. Zagadnięty nie poprzestał na tym, ale rozwinął przed władcą projekt jakiejś gry wojennej. „Mikołaj słuchał jednym uchem, i gdy Mierosławski skończył, przed samym końcem skromnego obiadu, samodzierżawca bąknął sobie pod nosem „mleko”, chciał bowiem, żebyśmy mleko jedli na śniadanie w dodatku do chleba z masłem, który nam dawano, i [dodał] gry wojenne – ale zapewne ani wiedział, co to za gry być miały”.
Tak kończy się młodość
Patriotyczne wychowanie połączone z narzuconym przez księcia Konstantego drylem dało przewidywalne skutki. Kilka miesięcy po opisanym wydarzeniu wybucha powstanie listopadowe. Jednym z pierwszych działań kadetów, w tym z pewnością Mierosławskiego, będzie wtargnięcie do mieszkania dowódcy i zniszczenie portretów carskiej rodziny. W tym czasie przebywający w Warszawie Sztyrmer dzielnie bije się po polskiej stronie. Wychowankowie zbuntowali się, tłumnie biorąc udział w zrywie niepodległościowym. Większość z nich po przegranej wyemigrowała, kaliską szkołę zamknięto. Miejsce polskich żołnierzy zajęło wojsko rosyjskie. Po odzyskaniu niepodległości budynek służył strzelcom kaniowskim, w końcu stał się siedzibą różnych urzędów. W latach 80. XX w. rozpoczęto remont, który mógłby zostać wpisany do księgi rekordów Guinnessa – prace z ciągłymi przerwami trwają do dzisiaj.
Cytowane fragmenty pochodzą z „Pamiętników Nieboszczyka Pantofla” L. Sztyrmera oraz „Wspomnień z 1848 i 1849 r.” J. Falkowskiego.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie