
Jego dzieło pozostaje niezbadane, choć nazwisko rzeźbiarza mocno wrosło w plastyczną tradycję miasta nad Prosną. Do dzisiaj nie znaliśmy nawet dat życia Pawła Krzyżanowskiego. Skąd pochodził, jakie koleje losu przywiodły go do Kalisza, gdzie szukać jego prac?
Autor najbardziej znanego kaliskiego anioła z cmentarza miejskiego swoje wspomnienia rozpoczyna zwyczajnie: „Zacząłem życie jako Paweł, syn Ignacego i Teresy z Piskorzów Krzyżanowskich…”. Bezcenny zeszyt, dotychczas nieznany badaczom, przechowała córka artysty. Na jego podstawie można się pokusić o próbę rekonstrukcji twórczej drogi Pawła Krzyżanowskiego, choć nie będzie to obraz pełny. Zapiski niestety urywają się w chwili przyjazdu do Warszawy, ponadto mają raczej charakter wspomnienia niż regularnie prowadzonego dziennika. Do czasu podjęcia wnikliwych badań nad spuścizną artysty wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi.
Zawiła droga
Chłopiec urodził się 27 listopada 1878 r. pod Krakowem w rodzinie kołodzieja. Mimo szczegółowych informacji, miejscowość w której miał przyjść na świat, trudno pewnie zlokalizować. Oprócz małopolskich nazw (Dojazdów oraz dzisiejsze dzielnice Krakowa – Mogiła, Czyżyny, Krzesławice) w zapiskach pojawia się także Sulechów, według dzisiejszych map leżący w zachodniej Polsce. Galicja jest wymieniana jednak wielokrotnie, co daje pewność, o jaką część kraju chodziło. Dla utalentowanego chłopaka najważniejszy był Kraków, gdzie nastolatek trafił po wielu przykrych perypetiach życiowych. Tutaj w zakładzie Józefa Malinowskiego prawdopodobnie po raz pierwszy zetknął się z rzeźbą. Młody człowiek musiał się okazać pojętnym uczniem, skoro po kilku latach mistrz miał mu powierzyć prowadzenie firmy. W tym czasie Krzyżanowski sam siebie określa jako „rzeźbiarza kościelnego”; zaznacza, że „dużo pracuje w drewnie”. Upór i pasja pchały go dalej. Nabyte umiejętności przydały się w zakładzie meblarskim niewymienionego z nazwiska Niemca w Morawskiej Ostrawie (dzisiaj Ostrawa, Czechy). Było to kolejne miasto monarchii austro-węgierskiej, do którego pod koniec XIX w. trafił nasz bohater. Następnie w zapiskach pojawiają się Bochnia (pracownia p. Samka) i Przemyśl, skąd droga w końcu poprowadziła do Warszawy. Rzeźbiarz wyjeżdżał z Galicji z nadzieją oraz przeświadczeniem, że jest dobrym „figurzystą”. „Warszawa, czyli opuszczenie nędznej Galicji, dała mi najwięcej, otwarły mi się oczy, ukazał mi się piękny świat życia”. Na charakterze wspomnień z tamtych lat z pewnością zaważyły duże zmiany w życiu osobistym. Z tyłu portreciku żony Heleny, wykonanym w pracowni Tyraspolskiego, widnieje dopisana piórem uwaga „[W] Warszawie 1902 r.” Paweł dołożył starań, aby jego wybranka zapamiętała dzień ślubu. Młodzi jechali powozem zaprzężonym w kilka par białych koni. Najpóźniej trzy lata później małżeństwo przeprowadziło się do Kalisza.
W zakładzie Ginterów
Dotychczas przy nielicznych wzmiankach o rzeźbiarzu pojawiała się informacja, że artystę sprowadziła nad Prosnę firma kamieniarska Bracia Ginter. Zbyt mało wiemy na temat miejscowego środowiska rzemieślniczego tej branży, aby określić, gdzie i w jakich okolicznościach doszło do spotkania. Paweł na pewno miał kontakt (pracował, współpracował?) także z inną lokalną firmą – Eugeniusza Chodzickiego. Jednoznacznie wskazuje na to zachowane w domowych zbiorach arcyciekawe zdjęcie z dedykacją dla rodziny Krzyżanowskich. Lukę w pewnym stopniu wypełnia dzienniczek Gintera (niewielki notes w bordowo-brązowej okładce), w którym właściciel firmy odnotowywał wypłaty dla swojego pracownika. I w tym przypadku zapiski są niepełne. Pierwsza zachowana adnotacja została postawiona pod datą 8 kwietnia 1905 r., ostatnia pochodzi z 15 stycznia następnego roku i dotyczy rozwiązania umowy: „Za robotę do dnia dzisiejszego (…) należność od firmy Braci Ginter otrzymałem i w tem to dniu ze szczególnym porozumieniem się, tak ze strony firmy, jako też mojej, robotę opuszczam”. W tym okresie powstały co najmniej trzy rzeźby nagrobkowe (cmentarz miejski): Chrystus naturalnej wielkości upadający pod krzyżem, figura Matki Bożej oraz „Aniołek klęczący pod krzyżem na skałce z paprocią i tulipankiem, na krzyżu wianuszek”. A co z uskrzydlonym Aniołem Zmartwychwstania z grobu Zygmunta Wasilewskiego (1848 – 1908), tym najbardziej znanym z krzyżykiem w podniesionych dłoniach? Jak informowała „Gazeta Kaliska” w 1909 r. figura została nagrodzona „złotym medalem, krzyżem z królewską koroną oraz odpowiednim dyplomem” na Wszechświatowej Wystawie Artystyczno-Religijnej w Rzymie. Wyróżnienie oficjalnie przyznano firmie Karola Gintera. Jest to wątek, który w przyszłości będzie wymagał zgłębienia. Ani rzymskiej wystawy, ani kaliskiej nagrody nie odnotowują przekrojowe opracowania dotyczące polskiego życia artystycznego do 1914 r. Oprócz skromnej prasowej wzmianki na razie na ten temat nie wiemy nic więcej. We wspomnieniach rodzinnych zachowała się natomiast gwałtowna scena z aniołem w tle. W liście wydrukowanym na łamach lokalnej prasy w latach 60. XX stulecia Maria Tarzyńska, córka Pawła, opisuje awanturę w pracowni Gintera. Gdy w obecności klientów Krzyżanowski kończył swoje popisowe dzieło, zamawiający miał go ofuknąć słowami: „Niech pan nie dotyka tej figury, bo pan ją zepsuje”. W odpowiedzi rzeźbiarz porzucił swoją pracę, ale do zakładu związany umową musiał wrócić. Kiedy dokładnie rozegrało się to zdarzenie? Kiedy Krzyżanowski ostatecznie odszedł z firmy Gintera? Wydaje się, że tworząc figury na fasadę banku Towarzystwa Wzajemnego Kredytu (dzisiaj PKO BP w al. Wolności) – postacie Przemysłu i Rolnictwa oraz kartusz z głową Merkurego (1913 r.) – był już artystą niezależnym. Wcześniej spod jego ręki wyszedł zespół rzeźb zdobiących balustradę pałacu Niemojowskich w Marchwaczu (przed 1910?), co ostatecznie przekonuje, że autor był niezłym „figurzystą”.
Własna pracowania
Rok odzyskania niepodległości liczną rodzinę Krzyżanowskich zastał w mieszkaniu przy Nowym Świecie 20, gdzie również mieściła się pracownia. W tym czasie na łamach lokalnej prasy artysta ogłaszał, że „przyjmuje zamówienia na figury z drewna, kamienia, portrety, które wykonywa ze znajomością sztuki (…) płaskorzeźby i ornamenty z materiałów sztucznych”. Sytuacja finansowa na początku lat 20. zmusiła jednak Pawła do szukania zarobku poza krajem. Na kilka lat wyjechał do Lille we Francji. Od tej pory rodzinie wiodło się lepiej. W jakim charakterze tam pracował, czy zagranicą także pozostawił rzeźby? Niezwykle ciekawą pamiątką z tamtego czasu jest liścik skreślony przez nastoletnią Marię (później Tarzyńską) na odwrocie fotografii ojca ujętego przy rzeźbie Merkurego z Marchwacza (archiwum rodzinne). Śmierć żony w 1923 r. zmusiła artystę do powrotu i zajęcia się dziećmi. Jak napisze córka w publikowanym liście, „[ojciec] Robi wszystko, aby żyć i utrzymać rodzinę. Robi tablice pamiątkowe na ratusz, nowy szpital, płaskorzeźbę Marii Konopnickiej, rzeźby dla Liskowa i wiele innych prac (…)”.
W pracowni przy Nowym Świecie bywali artyści, m.in. Tadeusz Kulisiewicz i Józef Oźmin, ale także ludzie zapoznani na ulicy, których Krzyżanowski uznał za interesujących modeli. Tak się stało w przypadku potężnego, czarnoskórego mężczyzny (czyżby pierwszy na ulicach Kalisza?), atlety z przyjezdnego cyrku. Wyrzeźbione z wielką wprawą popiersie (gips stylizowany na brąz, nazwa inwentarzowa „Murzyn”) od 1933 r. znajduje się w zbiorach kaliskiego muzeum. Pełna siły i godności twarz siłacza wyraźnie podobała się artyście. Krzyżanowski, w dzieciństwie i latach młodzieńczych słabego zdrowia, zwracał uwagę na rozwój fizyczny. W czasach krakowskich siłę mięśni wzmacniał w ogródku jordanowskim, w Kaliszu należał do Towarzystwa Gimnastycznego Sokół.
W latach powojennych, jak zapamiętały wnuczki, dziadek swój zakład prowadził przy zbiegu ul. Staszica i Górnośląskiej (dzisiaj w tym miejscu stoi blok z biblioteką, Filia nr 1 MBP); tutaj pracował także jego syn Stefan, znany kamieniarz. Jedną z ostatnich wykonanych rzeźb była główka niemowlęcia, późno urodzonego synka Pawła z drugiego małżeństwa z Janiną. Dziecko nie żyło długo. Krzyżanowski zmarł 23 marca 1950 r., został pochowany na cmentarzu miejskim przy rogatce, niedaleko „rzymskiego” anioła.
Dzieło
Dokumenty oprócz prac już wymienionych pozwalają pewnie przypisywać artyście sztukaterie w ratuszu, pamiątkowe płyty na magistracie i Domu Rzemieślnika (odtworzona), figurę św. Franciszka z kapliczki przy kościele pw. św. Stanisława (zniszczona przez hitlerowców) oraz kamiennego psa sprzed willi (dzisiaj przedszkole) przy ul. Warszawskiej (rzeźba sygnowana). Według przekazów rodzinnych, miał być on także autorem Matki Boskiej stojącej przy wjeździe do Ostrowa Wlkp., płaskorzeźby głowy Piłsudskiego na obelisku w Szczypiornie (zniszczony), czy figury Krakusa z kamienicy u zbiegu Browarnej i Sukienniczej. Spod jego ręki wyszła głowa Chrystusa z grobowca rodzinnego na cmentarzu przy ul. Częstochowskiej. Wnuczki pamiętają, że dziadek „robił litery” pomnika w mauzoleum żołnierzy radzieckich w Parku Miejskim. Z pewnością jako bardzo dobry fachowiec Krzyżanowski był proszony do prac naprawczych przy wielu kaliskich zabytkach. W warsztacie rzeźbiarza przy Górnośląskiej stała m.in. parkowa Flora (pochodząca z XIX-wiecznego zespołu rzeźb). Szczególnie fascynująco brzmi ustny przekaz o Sławie, która do wojny zdobiła tylną elewację teatru. Brakującą stopę boginki Paweł miał wymodelować według kształtu kończyny swojej córki, Barbary. Przyszły badacz spuścizny Krzyżanowskiego będzie musiał wziąć pod uwagę także niewielki, ale ciekawy zbiór pamiątek rodzinnych. Dzieło wyłaniające się z rozproszonych okruchów jest bogate i różnorodne, zachęca do podjęcia naukowego wysiłku. Warto to zrobić chociażby dla anioła, który od dziesięcioleci jest ważną figurą w mitologii nadprośniańskiego miasta.
Autorzy składają serdeczne podziękowania za poświęcony czas, przekazane informacje i materiały paniom: Jadwidze Sobczak, Mirosławie Kujawińskiej, Teresie Koszyckiej z domu Krzyżanowskiej, Lucynie Wiatrowskiej, Barbarze Katarzyniak oraz panom Janowi i Zenonowi Katarzyniakom. Lawinę dobrych spotkań uruchomiła Hanna Jaworowicz, kierownik Centrum Rysunku i Grafiki im. T. Kulisiewicza w Kaliszu. Dziękujemy.
Anna Tabaka, Maciej Bałchowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie