Jak bardzo zmienił się świat od XIX stulecia? Sądząc po przedświątecznych doniesieniach ówczesnej prasy, jednak niewiele
Podobnie jak dzisiaj święta były czasem wzmożonych zakupów, krzątaniny w domach, szukania prezentów dla najbliższych i organizowania tradycyjnych „choinek” dla najuboższych. Pierwsze miejsce w gazecie zajmowały wprawdzie informacje o porządku mszy św. i pasterek w dwóch głównych kościołach miasta: Mikołaja i św. Józefa, ale też tylko w grudniu tak obficie reklamowano się z wszelakimi towarami.
Na stole…
Niewiele zmieniło się w menu na świątecznych stołach, choć próżno szukać ogłoszeń o sprzedaży karpi – to chyba jedyna wyraźna różnica. Z ryb królowały śledzie. Poza tym nie mogło zabraknąć produktów o znaczeniu symbolicznym, jak mak czy grzyby (przynoszą sen, ale w domyśle także przemianę, nowe życie) oraz towarów luksusowych. Święta mają być przecież także znakiem obfitości (opieki Boskiej, szczęścia i zasobności finansowej). I tak owocarnia przy ul. Kanonickiej polecała „borówki rozmaite, śledzie, śledzie w konserwach, owoce suszone, grzyby, mak, miód, jabłek znaczny wybór, jabłuszek na choinki po 6 kp. [kopiejek] za funt, winogrona, bakalie”. „Wszystkie prawie nasze handle kolonialne posprowadzały na nadchodzące święta Bożego Narodzenia różne delikatesy i bakalie, w które panie gospodynie, tak na wigilię dla familii, jak i na podarki dla dziatwy mogą się zaopatrzyć” – donosił „Kaliszanin” w 1871 r. Pod wspaniale brzmiącą nazwą „delikatesy” kryły się m.in. pasztety strasburskie, serów rozmaitość, jak frommage de brie, limburski, parmezan, litewski, śmietankowy, ale też ananasy, trufle, homary i śliwki francuskie. Przede wszystkim wszędzie sprzedawano pierniki.
Miasto musiało wówczas wyjątkowo intensywnie pachnieć korzennym ciastem, bo handlowcy prześcigali się w zachwalaniu tego towaru. „Fabryka pierników przy cukierni R. Fibigera przygotowała na nadchodzące święta wielki wybór pierników znanych ze swej dobroci i poleca takowe po nader przystępnej cenie (…)”. „Niniejszym podajemy do wiadomości zwolenników naszego wyrobu PIERNIKÓW, że największy wybór takowych we wszystkich gatunkach przez nas wyrabianych posiada w Kaliszu stały nasz odbiorca p. Nettyn, właściciel handlu kolonialnego przy ul. Mariańskiej 74” – zachęcała Parowa Fabryka Pierników, Cukrów i Czekolady z Warszawy. Sklep pod francuskim szyldem „Bonbons de Varsovie” oprócz – rzecz jasna – pierników oferował cukry i ozdoby choinkowe oraz oryginalne angielskie biszkopty. Nikt chyba jednak nie prześcignął w sile przebicia firmy A. Hammera, która kusiła dosłownie królewskim towarem – „prawdziwymi piernikami toruńskimi z fabryki dostawcy dworu Gustawa Wesse z Torunia”.
Dziewiętnasty wiek bezwzględnie kochał się w bibelotach i kunsztowności, dlatego ważne było nie tylko co, ale także jak jest podane. Doskonale wiedzieli o tym handlowcy; reklamując słodkości, wszystkie te „cukry deserowe i czekoladki do najwykwintniejszych zawsze świeże”, jakby mimochodem podawali do prasy, że „na podarki [oferują] prześliczne bombonierki i pudełeczka ozdobne”.
…i pod choinką
Od XIX stulecia święta wiązały się także z jeszcze jednym wydatkiem: choinką (na ziemiach polskich był to wówczas zwyczaj stosunkowo młody, początkowo rozpowszechniony jedynie w miastach). Podobnie jak dzisiaj, narzekano na ceny. „Gazeta Kaliska” z 1902 r. ubolewała: „Cena choinek w tym roku jest niezwykle wysoka. Za takie drzewka, za jakie w latach ubiegłych płacono na targu w Kaliszu 1 rbl. [rubla], obecnie przekupnie żądają 3 rbl. (…)”. Skoro robotnicy zarabiali wówczas od 2, 5 do 10 rubli tygodniowo, na pewno nie wszyscy mogli sobie na taki luksus pozwolić. Tym bardziej na ozdoby z „cukrów wybornych”. W biednych domach nie pojawiały się także delikatesy. Prawdopodobnie nawet na towar ze sklepu Wybrańskiego, reklamującego „dla mniej zasobnych kieszeni najświeższe wydanie śledzi wędzonych, przewyższających prawie smakiem sielawy”, brakowało pieniędzy.
Jednakże kto mógł sobie na to pozwolić, kupował prezenty, czy – jak na przełomie wieków chętniej mówiono – podarki. Wydaje się, że „repertuar” pomysłów był zbliżony do dzisiejszego. Na gwiazdkę dla dzieci i dorosłych proponowano przede wszystkim książki (wśród nich modlitewniki), co warte podkreślenia, w różnych językach i gustownych oprawach. Z zabawek wymieniane są wózki, trąbki i koniki; z rzeczy praktycznych, aczkolwiek z pewnością nie najtańszych, rańce (plecaki) i teczki oraz paski do łyżew (wyglądały inaczej niż współczesne; były to płozy przy pomocy tychże pasków przytwierdzane do buta). Zasobne rodziny z pewnością skorzystały z propozycji innych zakupów ze sklepu z wyrobami skórzanymi pana Stefańskiego, ulokowanego w domu naprzeciwko kościoła św. Mikołaja, gdzie można było nabyć także sacs de voyage (torby podróżne), torby myśliwskie i ładownice. I już tylko najbogatsi zaglądali do składu w rynku, oferującego futra w sztukach pojedynczych, podbitych pod płaszcze, szuby, algierki, salopy itp. (zimy były wtedy prawdziwe mroźne). Właściciel interesu, pan Landau, zapewniał, że „utrzymując ciągłe i bezpośrednie stosunki handlowe z pierwszorzędnymi składami futer w Rosji i Ameryce, jest w możności zadośćuczynić wszelkim wymaganiom kupujących”. Rodzimy handel nie był jednak zawsze w stanie sprostać wymaganiom klientów. Modnisie na zakupy i tak jeździły do Warszawy, skąd w 1871 r. sprowadzono nad Prosnę pierwszy krzyk mody, tj. kapelusiki damskie z prześlicznego łabędziego puchu. „Dotąd praktykowało się u nas – donosił „Kaliszanin” –boa na szyję, obecnie zaś zaczynają wyrabiać ze śnieżnego i białego puchu łabędzi kapelusze, peleryny, okrycia i torebki damskie. Misterność roboty i tkanina piórek na materii godne są podziwiania” – dodano.
Jedno danie łączyło wszystkie stoły i wszystkie choinki, te biedne i te bogate. Był to opłatek. Z nim pojawiają się wzruszenia i rozpoczynają się wigilijne opowieści. Dawniej nie sprzedawano go jednak w sklepach. „Już od tygodnia roznoszone są miłe i rzewne podarunki – opłatki gwiazdkowe. Wchodzący z nimi klecha przenosi niejednego z nas wspomnieniami i myślą w dawno ubiegłe życie naszego czasu. Ciche westchnienie i łzę rzewną wyciskać może nieraz ten wiązarek religijny” – zapisał redaktor.
Idą święta…
Komentarze opinie