W bibliotece Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej w Kaliszu pośród cennych starodruków i książek przechowywana jest dużych rozmiarów szara teczka. Mieści ona w sobie jeden z najciekawszych druków o Kaliszu XIX stulecia. To wydany w 1858 r. „Album kaliskie”. Dziś, po upływie 149 lat, publikacja należy do prawdziwie rzadkich skarbów drukarstwa polskiego. Obok naszej placówki „Albumem” może się pochwalić jedynie Biblioteka Jagiellońska w Krakowie
Najpierw trzeba wyjaśnić dziwną, pozornie niegramatyczną nazwę – „Album kaliskie”. Już nieraz niektórzy badacze zastępowali ten rzekomo błędny tytuł, pisząc „Album kaliski”. Tymczasem w 1858 roku, kiedy książkę wydawano, słowo „album” było nowością zapożyczoną z łaciny. W języku Rzymian termin ten był rodzaju nijakiego i do rodzaju nijakiego dopasowano przymiotnik „kaliski” (por. np. dziecko kaliskie).
Pożółkły ze starości druk można nazwać pierwszym w historii miasta wydawnictwem albumowym, spełniającym rolę publikacji upowszechniającej wiedzę o przeszłości, o zabytkach miasta i o jego współczesnym obliczu. Rzecz wyróżnia ponadto wielki, nieporęczny format poszczególnych kart, przypominający współczesną gazetę. Był to jeden z powodów, dla którego dzisiaj druk należy do białych kruków; po prostu nie mieścił się w żadnej szafce bibliotecznej. Album sprzedawano bez oprawy. Zamawiali ją indywidualnie nabywcy dzieła. Oprawiony w fioletowe płótno ze złoconymi literami jest egzemplarz przechowywany w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kaliski egzemplarz, znajdujący się w zbiorach muzeum od 1979 r., nie ma okładki, a postrzępione brzegi kart najlepiej świadczą o tym, jak często są oglądane.
Autorem tekstu był młody, bo zaledwie 29-letni Edward Stawecki, rysunki wykonał nauczyciel rysunku kaliskiej szkoły realnej Stanisław Barcikowski. Całość na niezwykle starannym poziomie edytorskim wydano u S. Olgebranda w Warszawie w postaci 4 teczek. Dwadzieścia rysunków Barcikowskiego reprodukowano metodą stalorytu (na szlachetnym papierze) w warszawskim zakładzie M. Fajansa [il. 1, 2, 3 pokazują wybrane ryciny z albumu]. Każdy egzemplarz autor opatrzył własną pieczęcią z herbem Lubicz, co miało zapobiec ewentualnym próbom nielegalnego kopiowania i sprzedaży.
Seria I, zawierająca widoki Kalisza, ukazywała się co miesiąc w postaci pojedynczego zeszytu. Można go było nabyć w „głównych składach” w Warszawie u S. H. Merzebacha przy ul. Miodowej 486 lub w Kaliszu u H. Hurtinga. W tym przypadku wydawca nawet nie podawał adresu księgarni; w małym mieście wystarczyło nazwisko, aby dowolny przechodzień wskazał drogę do znanego księgarza. Album można było też nabyć w systemie prenumeraty. Sami autorzy pisali: „Album kaliskie wychodzi poszytami (tj. zeszytami). Co miesiąc dziesięć poszytów składać będzie całość Albumu, a każdy musi zawierać cztery litografowane widoki i piąty na okładce. Każdy z prenumeratorów odbierze poszyty wychodzące od tej osoby, od której bilet otrzymał. Przy pierwszym poszycie opłaca się rubli srebrem trzy, przy następnych po jednym, dwa zaś ostatnie poszyty wraz z dodatkiem bezpłatnie wydawane będą”.
Ten skomplikowany system miał zapewnić, jeśli nie spodziewane zyski, to przynajmniej zwrot kosztów druku. Niestety, wydawcy przeliczyli się i z planowanej serii ukazały się jedynie cztery „poszyty”. Seria II, poświęcona zabytkom najbliższych okolic, nie została wydana. Najprawdopodobniej luksusowa i niezwykle kosztowna edycja nie znalazła zbyt wielu nabywców.
W bibliotece dziewiętnastego stulecia
Wyobraźmy sobie bibliotekę zamożnego i kulturalnego kaliszanina dziewiętnastowiecznego stulecia. Ciężka, ozdobna dębowa szafa biblioteczna wypełniona książkami w skórzanych oprawach, na ścianach nastrojowe ryciny lub obrazy, parę statuetek filozofów i uczonych. Uzupełnieniem wnętrza mogły być samodzielnie zgromadzone przez gospodarza zabytki. W wielkich oprawionych w płótno teczkach przechowywano różne ciekawe ryciny. Niektóre z druków, w tym nasz album, są tak dużych rozmiarów, że do ich ekspozycji potrzebne są specjalne pulpity. Tutaj, w zaciszu przytulnego wnętrza gospodarz może się oddawać intelektualnej rozrywce, naukowym pasjom i marzeniom.
Tym ostatnim szczególnie sprzyja lektura i oglądanie „Albumu kaliskiego”. Dzieło to wyrasta z ducha romantyzmu, upatrującego w przeszłości źródła zadumy i sentymentalnych wzruszeń. Na kartach można zobaczyć nie tylko zabytki, ale również Kalisz współczesny autorom. Wśród cienistych zielonych alei przechadzają się dostojnym krokiem damy i ich kawalerowie. Panie o bladej cerze, dodatkowo chronionej przed słońcem parasolami, szeleszczą ekstrawaganckimi w swej wielkości sukniami. Modne są pastelowe kolory i kwiaty w kapelusiku z wikliny. Z kart albumu wyłania się miasto doby późnego biedermeieru, owej mieszczańskiej kultury, która, pragnąc pozostać romantyczną, jednocześnie ceniła uroki wygodnego i komfortowego życia. Szaleństwa uniesień zostają zastąpione sentymentalnymi westchnieniami, a prawdziwe niebezpieczne wyprawy marzeniami snutymi nad kartami sztambuchów. Nawet bieda na rysunkach Barcikowskiego wydaje się dekoracyjnym elementem sztafażu, w którym eleganccy panowie i panie chętnie obdarzą ubogiego datkiem wysupłanym delikatną rączką z haftowanej portmonetki.
Konwencję epoki doskonale podkreśla język albumu. Zabytki dla autora „przemawiają legendami”; stara się on „wyrwać z zapomnienia (...) miejsca uświęcone pamiątkami przeszłości”, zachwycając się jednocześnie majestatem „starożytnych gmachów”.
Życie, jak zawsze, okazało się odległe od sentymentalnych złudzeń. Prawdziwy a nie udawany romantyzm Edwarda Staweckiego pchnął go w szeregi powstańców styczniowych. Swoje zaangażowanie w ruch narodowy autor opłacił męczeńską śmiercią w radomskim więzieniu 4 IV 1866 r. Pozostały tylko album i nastrojowe rysunki Stanisława Barcikowskiego; często reprodukowane do dziś cieszą oko współczesnych kaliszan.
Komentarze opinie