
Był chłopskim synem, zdolnym chłopakiem z krakowskich stron, którego losy splotły się z Kaliszem. Pierwszy powojenny starosta kaliski, Stanisław Karpała, pozostawił po sobie kilkadziesiąt rzeźb w kościołach miasta i okolic
Z rzeźbiarza w kamasze Urodził się pod Ojcowem w 1891 r. W tamtych stronach, w Białym Kościele, u mistrza Kowalskiego, zaczął poznawać swój fach. – W domu rodzinnym się nie przelewało. Dziadkowie gospodarzyli na 4-hektarowym gospodarstwie, a mieli sześcioro dzieci. Ojciec od najmłodszych lat lubił rysować, to posłali go na naukę do miejscowego rzeźbiarza w drewnie – opowiada Tadeusz Karpała, syn Stanisława. Kiedy znał już podstawy, wyjechał do Krakowa. W mieście królów podpatrywał najlepszych. Na zachowanych rysunkach Stanisława widać, że ćwiczył rękę, kopiując m.in. projekty Wyspiańskiego i Mehoffera. Dużo rysował, każdą pracę w drewnie poprzedzał ołówkowym szkicem. Idąc tą drogą, wyszkolił się na sprawnego rzemieślnika. Potrafił ozdobić zarówno kościelne stalle, jak i drewnianą okładkę do albumu. Przede wszystkim był jednak poddanym cara. W kawalerii wysłużył prawie sześć lat, niemal do samego wybuchu rewolucji. Swojej narzeczonej w Smardzowicach, poczta Skała, słał w tamtym okresie tęskne karty pocztowe. Dbał o szczegół. Pod ckliwym rysunkiem dziewczyny zapatrzonej w dal rzeki skreślił wydrukowane na widokówce „Opuszczona” i podpisał: „Osamotniona”. U franciszkanów W 1926 r. rodzina pojawiła się w Kaliszu. – Ojciec wyczytał gdzieś w prasie, że w Kaliskiem jest parcelowany majątek. Zaryzykował. Razem z mamą złożyli swoje pieniądze ze spłat ojcowizny i kupili ziemię najpierw w Piwonicach, a potem w Sulisławicach od dziedzica Wyganowskiego – opowiada pan Tadeusz. Tam też, w skromnej chacie krytej słomą, rodzina Karpałów zamieszkała.– Mały wtedy byłem, więc dokładnie nie pamiętam. W środku były trzy, może cztery izby. Dopóki roboty ojca szły, nie żyło się nam najgorzej, ale przed samą wojną przyszedł kryzys gospodarczy. Na początku lat 30. Stanisław Karpała pracował nad swoim najbardziej prestiżowym zamówieniem. Zdobił ornamentami stalle, konfesjonał i tabernakulum w świątyni oo. franciszkanów. Drewniana konstrukcja wewnętrznych drzwi do świątyni (za kruchtą, prowadzące bezpośrednio do nawy) też jest jego roboty. Ważną pamiątką dokumentującą tamten czas jest fotografia przechowywana przez rodzinę. Widać na niej ekipę Karpały. Snycerze i stolarze siedzą w świeżo ukończonych stellach. W ławach na zapleckach brakuje jeszcze tond z aniołami. Przed samą wojną działo się gorzej. Brakowało dobrych zamówień, rodzina utrzymywała się ze sprzedaży galanterii tworzonej przez Stanisława. Wazony, albumy, przede wszystkim kasetki z rozkwitłymi w drewnie różami – takie przedmioty można było kupić w sklepach Kalisza. – Tata wysyłał nas, dzieci, do sklepów, gdzie wstawiał towar. Jeśli coś się sprzedało, kupowaliśmy najpotrzebniejsze produkty. Starosta kaliski W czasie wojny Karpała zaangażował się w ruch konspiracyjny. Wierny stanowi swojego urodzenia wstąpił do Batalionów Chłopskich. Przyjął pseudonim „Skała”. Jednocześnie pracował w fabryce mebli u Mayera przy ul. Strzeleckiej. Niemiec pochwalił się swojemu znajomemu żandarmowi, że ma biegłego w sztuce snycerskiej pracownika. I niemal zgubił Karpałę. – Podczas jednego z konspiracyjnych spotkań przy Kopernika 9, gdzie tata mieszkał w czasie wojny z mamą, do drzwi zapukał żandarm. Przyniósł fotografię swojego syna, zabitego na froncie wschodnim. Chciał, żeby ojciec wyrzeźbił mu figurkę zmarłego. Za drzwiami tymczasem odbywało się nielegalne zebranie – przypomina sobie Tadeusz. Jeszcze jedno wyraźne wspomnienie wiąże się z wyzwoleniem Kalisza. W mieście działało wówczas kilka tajnych organizacji wojskowych; każda przygotowywała się do przejęcia władzy. Stanisław Karpała i Ignacy Rataj z Batalionów Chłopskich pierwsi rozplakatowywali odezwy do ludności, wzywające do ochrony mienia publicznego przed kradzieżami. – To był 22 stycznia 1945 r. Odezwa była drukowana u Radwana w alei Wolności. Ale najpierw trzeba było ją złożyć. Zecer mieszkał na Lipowej. Chłop był w strachu, ale przymuszony bronią przez Rataja, pomógł wydrukować odezwę. Prądu też nie było, więc maszynę wprawiono w ruch ręcznie. Po nastaniu nowej władzy Stanisław Karpała został wybrany starostą kaliskim. Pod swoją jurysdykcją miał miasto i powiat. Długo na tym stanowisku jednak nie pozostał. – Może dwa lata – ocenia Tadeusz. – Swoją rezygnację do wojewody poznańskiego napisał odręcznie; motywował, że chce się oddać pracy społecznej. Został jeszcze posłem pierwszej kadencji peerelowskiego sejmu. Potem z polityki się już wycofał. Wrócił do snycerki. Z lat 50. pochodzą jego prace w kościołach u św. Gotarda i św. Mikołaja (ornamenty na ławach w nawie głównej) oraz ołtarz z wizerunkiem Matki Boskiej w Opatówku. Z drobniejszych zamówień wiadomo, że zaprojektował sztandar koła Stronnictwa Ludowego w Nakwasinie. Pracy nie miał jednak tak wiele, żeby spokojnie się z niej utrzymać. Niemniej niemal do końca życia upierał się, że emerytury nie chce. – Ja mam zawód i jałmużny od państwa brać darmo nie będę – powtarzał – słowa ojca przywołuje Tadeusz. Stanisław zmarł w 1973 r. Rodzina oprócz opowieści o pierwszym staroście kaliskim przechowuje kilka drobiazgów, rzeźbione przez dziadka wazon i kasetkę na drobiazgi, album ozdobiony rysunkiem w drewnie oraz rysunki aniołów.Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie