Reklama

Po niebieskich śladach

25/03/2009 14:55

Wokół prac Zygmunta Miszczyka (1910 - 1988)

Kobaltowej mozaiki na ścianie dawnej Oazy już nie ma, z Runoteksu zniknęło sgrafitto. Gdzieś rozproszyło się wiele obrazów. Zostało to, co pierwsze: dwie teczki szkiców – zapisy pomysłów, kompozycji i form

Rocznica w mieście minęła cicho, niezauważona i to też znak. Z upływem lat będzie coraz mniej osób, które mogłyby się o nią upomnieć. Pan Zygmunt Miszczyk też by tego nie zrobił. Był człowiekiem skromnym i wyrozumiałym. Kiedy podczas jednego z plenerów organizatorzy przypadkowo uszkodzili mu obraz, popatrzył na płótno wnikliwe i powiedział: „Tak jest lepiej”. Z jednej kompozycji stworzył dwie, oddzielne. Dużo widział, a to, co przeżył nauczyło go dystansu do spraw i ludzkich słabości. W ubiegłym roku minęło 20 lat od śmierci artysty, dwie dekady zmian, przewartościowań i zapominania. Miszczyk miał tego pecha, że  wszystko, co stworzył, powstało w peerelu.

Kawalerzysta z talentem
Czy wojna, czy nie wojna, Miszczyk artystą pewnie by został. Już nauczyciel w Gimnazjum w Miechowie widział  w nim talent plastyczny. Rodzice nie mogli sobie jednak pozwolić, żeby pchnąć chłopca w kierunku artystycznym. Zygmunt wybrał prestiżowo – wojsko. Dzięki wstawiennictwu żony Marszałka Piłsudskiego absolwent gimnazjum od razu trafił do Szkoły Podchorążych Piechoty w Wilnie. Niezbyt wysoki, szczupły okazał się dobrym kawalerzystą; z powodzeniem brał udział w konnych zawodach. W trzydziestym dziewiątym roku jako dowódca kompanii IV Pułku Piechoty bronił Warszawy. Po zdobyciu stolicy przez Niemców podzielił los wielu żołnierzy polskich – trafił do oflagu. W jednym z nich (prawdopodobnie w Grossborn) poznał innego znanego kaliskiego plastyka Zygmunta Karolaka oraz Leona Michalskiego (po wojnie pierwszy z nich zostanie wykładowcą w PWSSP w Gdańsku, drugi w ASP w Warszawie). U boku utalentowanych kolegów  szybko się uczył. Obóz nie dostarczał rozrywek, ale ambitni się nie nudzili. Kto mógł, udzielał korepetycji z języków, matematyki, rysunku. Mówi o tym wiele oflagowych wspomnień, także droga rozwoju artystycznego Miszczyka. Z paczek Czerwonego Krzyża jeńcy otrzymywali farby, ołówki, papier – bezcenne wówczas materiały, dzięki którym obozowy czas zyskiwał sens. Jak inni artyści, przyszły kaliszanin (do naszego miasta były żołnierz trafi w 1948 r.) ćwiczył rękę portretując kolegów, projektując znaczki pocztowe i scenografie do spektakli tworzonych przez uwięzionych. Po latach przyjaciele będą  wspominać Zygmunta jako przedwojennego kawalerzystę, a znający jego biogram na zachowanych zdjęciach malarza zobaczą to samo: sprężystą postawę ułana.

Czytane z fragmentów
Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej w Kaliszu posiada dwie teczki artysty z ołówkowymi szkicami. Po latach troskliwej opieki do naszej kolekcji przekazał je znany etnograf Olech Podlewski, przyjaciel artysty. Jest wśród nich kilka portretów kobiecych, kilka rysunków, które znakomicie pokazują drogę myślenia, tj. sposób dochodzenia do form abstrakcyjnych, ale przede wszystkim pejzaże. Kotłów, Koźmin, Grabów, Zerków, Antonin, Opatówek etc. – okolica najbliższa i nieco dalsza rysowana w czasie plenerów. Widoki na ulice i place są zawsze puste. Rzadko wprowadzana sylwetka człowieka jest traktowana czysto instrumentalnie, schematycznie dla oddania skali architektury (widok ul. Wrocławskiej w Kaliszu). Często natomiast pojawiają się drobiazgowe zapisy dotyczące światła i koloru. Szkic z Opatówka usiany jest uwagami „niebo, zieleń, prześwit”, gdzie indziej poszczególne fragmenty uchwyconego krajobrazu zostały opatrzone podpowiedziami: „zachód”, „zieleń”, „wschód”. Z czarno-białych rysunków później powstawały obrazy. Całość przypomina puzzle, zabawę dla tych, którzy chcą zobaczyć całość   zrekonstruowaną z fragmentów.   Tak samo jest dzisiaj z dziełem Miszczyka; trzeba odtwarzać z obrazów,  drobiazgów takich, jak zbiór kościanych płytek, stalówek i narzędzi graficznych z biurka artysty od dziesięcioleci przechowywanych przez Marka Rozparę, dyrektora miejskiej galerii BWA.
Ludzie odchodzą, ale ludzie zostawiają też ślady swojego istnienia. Zdarza się szczęśliwie, że inni mają wystarczające dużo wrażliwości, żeby się o nie zatroszczyć.

Logo Winiar i sgrafitta
Kiedy artyści dostawali zamówienia przez Państwową Pracownię Sztuk Plastycznych, Zygmunt Miszczyk pracował w Kaliskim Przedsiębiorstwie Budowlanym, przez kilka lat w „koronkach” (Haft), gdzie projektował wzory firan i znowu w KPB. Niewiele jest okazji, żeby przypomnieć, że nadal funkcjonujący żółto-czerwony znak Winiar – w logo zmieniono jedynie niuansy – także wyszedł spod jego ręki. Zaraz po wojnie trochę się uczył w studium przy Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Katowicach, ale głównie pracował samodzielnie, sam na sam z własną ręką, wyobraźnią i wyczuciem stylu. „Nigdy nie ulegał żadnej modzie i taniej manierze (…) miał zawsze świetne wyczucie formy i koloru” – dokonania swojego przyjaciela oceni po latach prof. Andrzej Niekrasz. Miszczyk miał coś więcej: musiał czuć fakturę pod palcami. Zaświadczają o tym zarówno jego obrazy, często idące w kierunku abstrakcji, jak i sgrafitta, czyli dekoracje wyrabiane w tynku.
Ile podobnych kompozycji artysta stworzył w naszym mieście? Do dzisiaj zachowały się dwie, na ścianach NOT-u oraz byłego Kalskóru przy ul. Majkowskiej. Ta druga tworzy niemal muzyczną wariacją na temat litery K, w obu mocno wyczuwalny jest rytm „wybijany” równo i z polotem. Jak długo prace, przez lata eksponowane w nigdy nie zamykanej „galerii” miasta pod gołym niebem, mają szanse przetrwać? NOT dba o elewację, tańczące K z nieistniejących już zakładów garbarskich niknie, choć nadal trzyma się dziarsko jakby na przekór kwaśnym deszczom i komercyjnej rzeczywistości. Wzór z Runoteksu podzielił los niebieskiej mozaiki ze ściany dawnego kina Oaza – przepadł. Szkoda, bo w obie prace wpisano coś ważnego i dzisiaj bardzo poszukiwanego – styl. Co po nas zostanie?

Szkic do mozaiki
Choć słowo teczki dzisiaj niesie z sobą fatalne skojarzenia, po Zygmuncie Miszczyku oprócz sgrafitt, drobiazgów z pracowni i kilku obrazów pozostały dwie teczki w muzeum. Wśród nich można znaleźć delikatny, niewielki rysunek krzyża z zarysowaną sylwetą Chrystusa. – Zygmunt świętości zbyt dużo nie robił, raz na zamówienie jakiegoś księdza wykonał reprodukcję Matki Boskiej Częstochowskiej – mówi Olech Podlewski. Ale ta pasyjka widocznie miała się zachować. Posłużyła jako wzór do naiwnej mozaiki zdobiącej nagrobek Zygmunta Miszczyka na Cmentarzu Tynieckim. Korona cierniowa Ukrzyżowanego i kwiat u jego stóp mienią się tą samą głęboką intensywnością kobaltu. Wyrafinowany niebieski charakterystyczny dla ceramiki.
Każdy ślad jest ważny. Dla kaliszan w szczególności wszystko, co ma związek z ludźmi działającymi w naszym mieście.
       
Informacje biograficzne oraz wypowiedź prof. Andrzeja Niekrasza za katalogiem: „Zygmunt Miszczyk 1910 – 1988”, BWA Kalisz 2003. 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do