Nikt z tych, co biorą lub brali nie odważył się dotąd odezwać. Będę pierwszy. Zdecydowałem się upublicznić moją historię, ponieważ jestem świadomy zagrożenia, jakie niosą ze sobą narkotyki. Poddałem się leczeniu. Przez ćpanie przegrałem to, co w życiu najcenniejsze. Mam na imię Norbert. Dzisiaj kończę 32 lata
Pochodzę z małej miejscowości leżącej pod Kaliszem, ale miasto znam jak własną kieszeń. W Kaliszu rozpocząłem naukę. Z narkotykami pierwszy raz zetknąłem się w miejscowym liceum. Młodzież wymyślała sobie różne powody: klasówki, niepowodzenia w szkole, brak zainteresowania rodziców, toksyczną miłość, upierdliwego nauczyciela, nieprzyswajalną doktrynę polityczną. Przyczyn może być tysiące. Każda jest dobra. Pytacie o mnie? Dlaczego chciałem brać? Miałem dom, rodziców, przyjaciół. Byłem w życiu jednak za skromny. Nie wyróżniałem się z tłumu. Czułem się niedoceniany i niezauważany. Żeby zdobyć popularność wśród znajomych, zacząłem wspomagać się amfetaminą.
Narkotyki załatwiają wiele spraw. Przynajmniej w taki sposób myślą osoby od nich uzależnione. Z doświadczenia mówię, że mnie też było z nimi dobrze. Mając je przy sobie, czułem się silny. Stawałem się innym człowiekiem; otwartym, serdecznym, bezpośrednim oraz bardzo ważnym. Amfę każdy mógł dostać. Stać mnie było nawet na to, żeby zakupić więcej działek dla znajomych. Czułem się jak gwiazda rubryki towarzyskiej. Ludzie mówili o mnie, chwalili mnie, chcieli się zaprzyjaźnić. Dzięki narkotykom w ciągu kilku lat zawędrowałem na szczyt. Znalazłem się wśród ludzi należących do kaliskiego półświatka. Kim byli? Uczniami kaliskich szkół, zwykłymi robotnikami, wysoko postawionymi personami z urzędów, banków oraz firm. To byli ludzie szanowani w mieście lub zupełnie nieznani. Nie wymagali od siebie dużo. Nie trzeba było reprezentować jakiegoś ustalonego poziomu intelektualnego, mieć skończonej szkoły. Chętnych na amfetaminę po prostu nie brakowało. Nadal nie brakuje. Ważne było i jest tylko, żeby mieć towar... i wciągać.
To nie tylko problem młodzieży. Na przykład amfetamina, haszysz, ekstazy są powszechnie dostępne w Kaliszu. Taka moda. Większość uważa, że narkotyki nie są złe. Głupia moda! Konsekwencje ich zażywania mogą być tragiczne, a finał smutny. Przypuszczam, że gdyby nie fakt, że organizm narkomana wewnętrznie wyniszcza się, narkotyki zabierają życie prywatne i zawodowe, ćpaliby wszyscy ludzie. Ja za swoją domniemaną popularność zapłaciłem bardzo wysoką cenę. Najpierw kłamałem, żeby nie zranić bliskich. Byłem mistrzem oszustwa, ale oszukiwałem też sam siebie. Straciłem rodzinę. Później popadłem w finansowe długi. W lombardach zastawiłem prawie wszystko, co miałem. Zdarzało mi się nawet kraść. Żeby wyjść z tego, trzeba dostać (delikatnie mówiąc) w d... od życia. Kiedy kończą się pieniądze – kończą się kontakty, interesowne przyjaźnie; kończy się ćpanie. Spada się wtedy na samo dno. Uderzasz głową o twardą ziemię i nagle doznajesz olśnienia. Jakim kosztem?
Nie ułożyłem sobie jeszcze życia. Tę szansę też straciłem. Mam dziecko. Jest piękne. Bardzo je kocham. Zawsze miałem potrzebę miłości. Pragnąłem kochać i być kochanym. Straciłem możliwość przebywania na co dzień z moim szczęściem. Kobieta, z którą się wówczas związałem, przeżyła tragedię. Słowo „przepraszam” to za mało. Pozostaje mi tylko czuwać nad nimi na odległość. Oczami wyobraźni widzę, jak moje dziecko dorasta. Wyobrażam sobie, że pierwszy raz nie wraca do domu na noc, pierwszy raz nie zdaje egzaminu i pierwszy raz zakochuje się. Może gdy dorośnie, będzie mądrzejsze niż jego ojciec.
Otrząsnąłem się osiem lat temu. Leczenie zakończyłem w lipcu ub.r., w monarowskim ośrodku pod Częstochową. Ludzie źle myślą o Monarze. Mylą się. To jest najbardziej profesjonalna organizacja zajmująca się uzależnieniami od alkoholu i narkotyków. Terapia polega na przystosowaniu do życia. Rozpoczyna się ją od ciężkiej pracy fizycznej. Narkomani mają bardzo wysokie mniemanie o sobie, ale w ośrodku szybko się budzą z letargu. Niektórzy uciekają, bo prawda jest zbyt bolesna. Ja przetrwałem. Dziś nie potrzebuję narkotyków. Pragnę jedynie spokoju. Chcę mieć pracę, pozwalającą mi się utrzymać i żyć w zgodzie z ludźmi. Nie szukam żadnego wzorca, bo nigdy się na nikim nie wzorowałem. Moimi przyjaciółmi są ludzie, którzy wyszli razem ze mną z nałogu. Wiara? Zgubiłem ją gdzieś po drodze. Znam ludzi, którym wiara w Boga pomogła. Może we mnie ona też jest, ale uśpiona. Wierzę jedynie w to, że na tym świecie nic nie dzieje się bez powodu.
Czy żałuję? I tak... i nie. Dowiedziałem się czegoś bardzo ważnego o sobie. Jestem lepszy czysty niż naćpany. Zastanawiałem się nawet nad tym, żeby włączyć się w profilaktykę monarowską. Nie wiem, co mogę dać innym. Nie mam się czego wstydzić. Wiem o narkomanii o wiele więcej niż kaliscy terapeuci. Niektórzy z nich znają problem tylko z książek. To trzeba przeżyć. Do tej pory nie miałem okazji pomóc. Pewnie dlatego, że nie należę do odważnych. Jestem jednak świadomy zagrożenia. Dlatego mówię do rodziców, młodzieży i dzieciaków: walczcie z narkomanią, bo to jest śmiertelna choroba. Jestem jednym z nielicznych, którym się udało z niej wyleczyć. Wiem o sobie tylko tyle, na ile życie mnie sprawdziło.
Wzruszają mnie małe dzieci. Nie powinny cierpieć przez rodziców, ale rodzice nie powinni cierpieć też przez dzieci. Po co zadajemy sobie taki ból? Ponieważ człowiek w każdym wieku jest słaby wobec pokus. Nie ukrywam, ja nie umiałem sobie z tym poradzić i uległem narkotykom. Myślicie, że mam szansę na powrót do dawnego życia? Większą niż inni. Potrzebuję kochać. Chcę normalnie funkcjonować i wcale nie czuję się gorszy.
Wysłuchała:
Marzena Grygielska
Komentarze opinie