Reklama

Polska z dala od Polski

24/06/2009 11:56

Sobotnie południe, szeroka ulica, którą powoli płynie struga kolorowych samochodów. Po jednej i drugiej stronie ulicy ciągną się sklepy, restauracje i inne instytucje użyteczności publicznej. Na prawo i lewo przyciągają oczy napisy: „delikatesy”, „najlepsze ciastka i torty”, „boczek wędzony”, „obiady na wynos”, „tylko u nas podatki i ubezpieczenia”, „załóż konto w naszym banku”, „apteka – najtańsze lekarstwa” i tym podobne reklamowe slogany zapraszające do wejścia i kupienia. Wyobraź sobie czytelniku, że stoisz na tej ulicy i zastanawiasz się, w jakim jesteś mieście; może w Kaliszu na ul. Górnośląskiej, może w Poznaniu na Głogowskiej, a może w jakimś innym mieście w Polsce?

Polska zwana Władysławowem
Nie, nie i jeszcze raz nie. Jesteś, czytelniku, na ulicy Belmont w Chicago, w samym sercu polskiej dzielnicy wg mapy miejskiej, zwanej Belmont–Cragin, a dla chicagowskiej Polonii –Władysławowo. To  jedna z wielu polskich dzielnic znajdujących się w chicagowskiej metropolii, ale obecnie najbardziej prężna. Między spacerkiem ulicą Belmont, a spacerkiem ulicą Górnośląską nie ma zasadniczych różnic. Obsługa sklepów i biur mówi po polsku, napisy – jak wyżej, też po polsku. Czytanie napisów tym bardziej ułatwione, że terminologia się nam teraz zglobalizowała i np. obniżone ceny na towary zwane „discounts”to przecież nasze rodzime „dyskonty”, tylko tyle, że tu na ulicy Belmont pisze się je trochę inaczej. We Władysławowie można wstąpić na flaczki, kupić sobie pączka, wypić zimny Okocim lub Żywiec, zbadać się od stóp do głów w jednej z wielu polskich przychodni, wstąpić do polskiej kancelarii adwokackiej po poradę prawną lub do księgarni po polską książkę czy gazetę.  Na ulicy Belmont  nie ma żadnej potrzeby posługiwania się językiem angielskim, przez co wielu mieszkających tam Polaków językiem tym wcale nie włada.
Władysławowo to „mała Polska” o swojsko brzmiących nazwach; w niedalekiej odległości od ulicy Belmont znajduje się ulica imienia Casimira (Kazimierza) Pułaskiego oraz park imienia Tadeusza Kościuszki.
Od zarania chicagowskiej emigracji Polacy skupiali się wokół kościołów – w Chicago wybudowali ich około 30; dlatego też skupiska polonijne  nazywane były od nazw kościołów. Stąd wspomniane wyżej Władysławowo, jak i również Trójcowo, Stanisławowo, Wacławowo, Helenowo, Marianowo, Wojciechowo, Jadwigowo, itd. Nazwy te znane są każdemu Polakowi mieszkającemu w Chicago lub jego okolicach. Podobnie znana jest ulica Archer na południu Chicago, gdzie osiedlili się polscy górale. No i nie należy zapominać o Jackowie, które w latach 1980–1900 wiodło prym jako centrum „Polakowa”. Bazylika Św. Jacka dała tej dzielnicy nazwę, ale rozsławiła ją głównie restauracja Orbit, której właścicielem był Tadeusz Kowalczyk, przez krótki czas małżonek polskiej divy Violetty Villas. Perypetie małżeńskie tej pary przez długi czas nie schodziły z ust nie tylko chicagowskiej, ale i całej amerykańskiej Polonii. Dodam, że restauracja Orbit miała również kaliski akcent, a mianowicie niżej podpisana kiedyś tam pracowała i osobiście serwowała polskiej Polonii kotlety schabowe, golonki i inne polskie specjały.
Dzisiaj nie ma już ani restauracji Orbit, ani jej właściciela. Życie płynie dalej. Jackowo ustąpiło miejsca nowemu centrum polonijnemu przy ulicach Belmont i Central.
„Mała Polska” to nie tylko polskie jedzenie, polskie biznesy i kolory biało–czerwone. Chicagowska polskość stara się wychodzić poza te standardowe ramy, które – było – nie było, zawężone są tylko do mieszkańców o polskim smaku i polskim języku. Różnego rodzaju pikniki i festiwale wychodzą poza etniczne granice i są odwiedzane przez rodowitych Amerykanów. Festiwal o nazwie Taste of Polonia (Smak Polonii) oraz parada w każdą rocznicę konstytucji 3 Maja to imprezy o randze ogólnochicagowskiej. Taste of Polonia, który tradycyjnie odbywa się w ostatni weekend sierpnia i rozpoczyna uroczystą mszą, to polska i nie tylko polska muzyka, to wyroby sztuki ludowej, wystawy  naszych malarzy i rzeźbiarzy oraz naleśniki, pierogi, placki ziemniaczane i inne polskie delikatesy, po które czekają grzecznie w kolejce tak Polacy, jak i Amerykanie, Irlandczycy, Meksykanie i wszystkie inne nacje, które znajdą się pod ręką.
Parada, a było ich już 118, odbywa się w na Columbus Dr., w śródmieściu Chicago zaraz przy jeziorze Michigan. Jest zorganizowana z pompą. Ustrojone rydwany wolno suną jeden za drugim; wśród nich  rydwan Stowarzyszenia Młodych Polek, z którego piękne Polki  uśmiechają się do tłumu stojącego po obu stronach ulicy. Za rydwanami idą szkoły o polskich nazwach, im. A. Mickiewicza, im. K. Pułaskiego, im. M. Konopnickiej. Trudno nawet wszystkie wymienić. Maszerują polskie stowarzyszenia z chorągwiami: Polski Związek Narodowy, Związek Lekarzy Polskich, Zrzeszenie Polskich Pielęgniarek, Stowarzyszenie Polskich Górali, Polsko–Amerykańskie Zrzeszenie Policjantów, Stowarzyszenie Polskich Inżynierów – to tylko kilkanaście z wielu tego typu organizacji w Chicago. Parada ta jest transmitowana w całości w telewizji amerykańskiej na kanale 7. (es)

Więcej w Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do