
Mateusz Halak
Całe jego życie to artystyczna rola. Na polskich i zagranicznych scenach szkół, teatrów i filharmonii, słyszany i podziwiany od półwiecza muzyk, nie jest obojętny także na takty ludowości i chóralistyki. Epitet „bujny”, będzie w tym życiorysie znajdował wiele wytłumaczeń. Bujna fryzura i ciepłe profesjonalne spojrzenie; tak zaczynamy czytać tę książkę; z przyjemnością zaczytując się w jej wnętrzu. O Leszku Wolniaku, wybitnym kaliszaninie, słów zasłużenie nie mało.
Kalisz i dalej
Na postawione pytanie o najważniejszy z akordów jego pracy zawodowej, odpowiada, że we wszystkie jego występy, pracę pedagogiczną oraz badania muzyki wkładał całe swoje serce, całą swoją duszę. Jest muzykiem totalnym.
Po studiach na Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej we Wrocławiu, wyjechał do Suwałk i reaktywował tam wraz z koleżeństwem dziewięćdziesięcioosobowy Zespół Pieśni i Tańca „Suwalszczyzna” który zgasł piętnaście lat wcześniej. On sam odpowiedzialny był wówczas w polskim biegunie zimna za 40-osobowy chór mieszany, czym spełniał swoje zainteresowania wyrażane już na studiach. Chóralistyka grała wtedy u Leszka Wolniaka faktyczne pierwsze skrzypce. Prowadził wtedy równocześnie klasę trąbki w tamtejszej szkole muzycznej. Swojej ukochanej chóralistyki uczył się u Edmunda Kajdasza i to jemu – jak akcentuje wielokrotnie – zawdzięcza ukierunkowanie swojej zawodowej drogi na pięciolinii.
Moment powrotu do swojego miasta rodzinnego ma miejsce w 1978 roku. Właściwie to dojrzewają wtedy myśli o nowym projekcie. Miało to związek ze spotkaniem w tymże roku Andrzeja Bujakiewicza który zaproponował Wolniakowi przyjazd do Kalisza i rozpoczęcie nad Prosną pracy jako pierwszy trębacz ówczesnej orkiestry symfonicznej w Kaliszu a także pochylenie się nad pracą ze swoim ulubionym instrumentem – trąbką – osieroconą w kaliskiej szkole muzycznej po śmierci Antoniego Wasiaka. W tym właśnie czasie, opisywany muzyk upatruje początków swojej pracy jako pedagoga, wychowawcy, kształciciela, kreatora, opiekuna. W rolach tych zresztą Leszek Wolniak odnalazł się doskonale czego wynikiem były liczne wyjazdy z jego „drużyną” na konkursy i statuetki przywożone z tychże do Kalisza. Oprócz gry w orkiestrze występować zaczął także jako solista, grając koncerty m.in. Panufnika, Nerudy czy Hummela. Były to koncerty wieczorowe, edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Następnie wyjechał na kontrakt zagraniczny. Ścieżka muzyczna zaprowadziła go nad Dunaj. Podjął współpracę z Vienna Oper Mozart, z drużyną której odbywał objazdy po całej Europie. Wykonywał wtedy muzykę operową, co ciekawe, z towarzystwem wielonarodowym. Z muzykami z Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Włoch a także z Teatru Wielkiego w Warszawie. W 1993 został pierwszym trębaczem orkiestry w Turyngii. Później wrócił do Polski, do Kalisza, gdzie założył zespół Canorus działający przy kaliskiej katedrze. Niedługo później powołał zespół Calisia Band, gdzie realizował kolejną swoją pasję jaką było prowadzenie orkiestry. W tym położeniu uprawiał muzykę filmową, bigbandową, diksielandową, transkrybowane utwory symfoniczne i inne. Zapraszał do współpracy sceny muzyczne z Łodzi i Warszawy, dając Kaliszowi powiew zarówno klasyków jak i nut na wskroś nowoczesnych. Brzmień kanonicznych i niestandardowych.
Ważną współpracą jak sam określa, była dla muzyka praca na rzecz różnych instytucji kulturalnych działających w odrodzonym po 1989 roku, wolnym samorządzie Kalisza. W XXI wieku, dokładnie od 2015 roku wraz z gitarzystą Tadeuszem Karolczakiem organizował koncerty z cyklu „Ocalić od zapomnienia”. Prócz muzyki instrumentalnej w programie znalazła się recytowana i śpiewana poezja najwybitniejszych polskich poetów, m.in. Adama Mickiewicza, Lepopolda Staffa, Juliusza Słowackiego, Czesława Miłosza, ks. Jana Twardowskiego, Wisławy Szymborskiej, Zbigniewa Herberta, Jonasza Kofty, Agnieszki Osieckiej oraz Wojciecha Młynarskiego. Koncerty te odbywały się w różnych miastach w Polsce – w Warszawie, Poznaniu, Wieluniu, Ostrzeszowie, Krotoszynie a także w rodzinnym Kaliszu. Jego koncerty poezji wybrzmiewały w zabytkowych rezydencjach wielkopolskich i mazowieckich; w Gołuchowie, Śmiełowie, Ożarowie i innych. W jego zespole od 2022 roku gra także Andrzej Dziedziak.
Zaszczyty za szczyty
Wiwisekcja działalności Leszka Wolniaka to także galeria podziękowań i dyplomów, gros z nich za wybitne prace na europejskich scenach. Ale warte zacytowania są także zwykłe anonsy prasowe, które narażone są na zapomnienie bardziej od dyplomowych powinszowań. Koncert noworoczny z 31 grudnia 1996 zorganizowany w partnerskim mieście Kalisza – Heerhugowaard, był jednym z najwyżej ocenianych w karierze Wolniaka przez krytykę zagraniczną.
Wspomniana wyżej „Calisia Band” – założona przez wspominanego dziś kompozytora wprowadzała wielotysięczną publikę w nowy rok wespół z holenderską grupą muzyczną „Het Blazersensemble”. Holenderska recenzja z tego wydarzenia bardzo wysoko oceniła występ duetu orkiestr. Za Elżbietą J.M. Waligórą: Przy wypełnionej sali Socjalno – Kulturalnego Centrum De Schakel, tradycyjny koncert noworoczny zebrał gromkie brawa. Blazersensemble pod kierownictwem Henka Ummels rozpoczął koncert melodią z serialu MASH, następnie poprzez marsz San Remo przeszedł do znanego musicalu Miss Sajgon (…) Było wyraźnie słychać, że muzycy poświęcili wiele czasu na ćwiczenie tego utworu – śmiałego i technicznie trudnego (…) Po przerwie zalśniło muzyczne wykonawstwo Calisia Band’u w programie zatytuowanym „Wokół tańca”. W wirującym muzycznym show słuchacze zostali przeniesieni w rytmy muzyki Zachodniej i Południowej Ameryki, takich jak Glen Miller, Meksyku i łacińskich stylów. Solo w wykonaniu klarnecisty Marka i kilku innych solo w sekcji trąbek i puzonów rozochociły niektórych słuchaczy nawet do tańca (…)
Leszek Wolniak wielokrotnie w swoich wypowiedziach podkreślał ważność przekazu miłości do muzyki dla drugich. Najbardziej dumnie wypowiada się jednak o pasji do muzyki jaką zaszczepił wśród dwójki swoich dzieci. W rozmowie z Anetą Ponomarenko dla Gazety Poznańskiej na przełomie XX i XXI wieku chwalił swoją córkę grającą w orkiestrze w Duseldorfie oraz syna koncertującego na saksofonie. W rozmowie dla GP, zdradził także drobinę ze swoich zapatrywań i gustów muzycznych. Czytam, że: Sądzę, że każdy powinien robić to, co umie najlepiej; wolę więc grać aranżacje kompozytorów amerykańskich (…) Nie ma nic lepszego niż standardy Gershwina czy Millera.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie