Pracę może stracić nawet ćwierć miliona osób! Perspektywa upadłości branży hotelarskiej, transportowej i gastronomicznej

Jeśli rząd nie zmieni polityki, widmo bankructwa grozi wielu restauratorom, hotelarzom oraz właścicielom firm transportowych. Tak oceniają sytuację politycy i działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego

  Zdaniem Krzysztofa Paszyka, prawnika, posła na sejm VIII i IX kadencji, sprzedaż na wynos prowadzi jedynie co piąta firma z branży gastronomicznej. – To pozwala na wypracowanie jedynie 10% wcześniejszych dochodów – ocenia parlamentarzysta. – Jak wskazuje Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej w 2020 roku straty sektora, którego wartość w całym kraju oceniana jest na niecałe 40 miliardów złotych, z powodu koronawirusowych obostrzeń mogły wynieść nawet 30 miliardów. Z tego zestawienia widać jak ogromny cios ta sytuacja zadała tej branży – podkreśla K. Paszyk i dodaje, że jeśli rząd  nie wycofa się z obecnej strategii widmo bankructwa zagraża 15 tysiącom firm a pracę może stracić nawet ćwierć miliona osób!

  – W związku z tym jeśli rządu nie stać na rekompensatę strat właścicielom, którzy budowali swoje firmy przez dziesiątki lat, to należy natychmiast umożliwić prowadzenie działalności – domaga się parlamentarzysta. Dziwi się dlaczego rząd tak bardzo boi się tej perspektywy. – Czy wynika to z braku kompetencji czy pomysłu, jak to zrealizować ale otwarcie branży byłoby znacznie lepszym rozwiązaniem z epidemicznego punktu widzenia niż zjawisko podziemia gastronomicznego – ocenia K. Paszyk. Zwraca uwagę na pakiet propozycji wypracowanych już przez Koalicję Polską. – Proponujemy aby, przynajmniej do czasu wyjścia z kryzysu, został wprowadzony dla branży 5-procentowy VAT, by koszty zwolnień lekarskich już od pierwszego dnia były ponoszone przez ZUS, aby zostały przywrócone niedziele handlowe a także aby firmy z branży gastronomicznej zostały zwolnione ze składek ZUS  w pierwszym kwartale 2021 roku. 

Muszą radzić sobie sami
W wirtualnej konferencji uczestniczył również Dawid Zmyślony, restaurator z Ostrowa Wlkp., który jako pierwszy w regionie odważył się na otwarcie swojego lokalu wbrew oficjalnym zakazom. – Zdecydowaliśmy się na otwarcie ponieważ w listopadzie zanotowaliśmy aż 97-procentowy spadek obrotów a sprzedaż na wynos była jedynie namiastką tego, co notowaliśmy na początku 2020 roku – ubolewa przedsiębiorca. Zaznacza, że z pierwszej tarczy nie otrzymał pomocy a jedynie pożyczkę w wysokości 5 tysięcy złotych co nijak ma się do kosztów prowadzenia lokalu wynoszących miesięcznie ok. 50 tysięcy złotych. – To pokazuje skalę naszych strat. Dlatego, zgodnie z obowiązującym prawem, podjąłem decyzję o otwarciu lokalu – mówi ostrowski restaurator. 

  Nie będzie zaskoczeniem, że w ten sposób sprowokował liczne kontrole – Policji i sanepidu, zakończone karą 30 tysięcy złotych. – Odwołaliśmy się do inspektora wojewódzkiego i czekamy na jego decyzję. Jeśli nie będzie po naszej myśli odwołamy się do sądu – zapewnia  Dawid Zmyślony. Przyznaje, że zainteresowanie klientów jest bardzo  duże ale straty firmy są ogromne, liczone w setkach tysięcy złotych. – Miałem więc wybór – albo walczę albo poddaję się i zostaję z ogromnym długiem i ze sprzętem, którego i tak nikt nie kupi, skoro lokale zamykają się na potęgę. 
– Ten przykład pokazuje jak w rzeczywistości działają tarcze, które rzekomo mają wspierać przedsiębiorców. Takich przykładów w Wielkopolsce jest wiele – skomentował prowadzący konferencję Krzysztof Grabowski, wicemarszałek Województwa Wielkopolskiego. 
(pp)

Na zdjęciach: Krzysztof Grabowski, Krzysztof Paszyk oraz Dawid Zmyślony