Reklama

Prawdziwy św. Mikołaj

19/12/2007 11:30

O kaliskich wizerunkach biskupa z Mirry

Dlaczego o św. Mikołaju dzisiaj? Bo dawno minął już czas, kiedy z tą postacią kojarzyliśmy tylko jeden dzień w roku. Dzisiaj wymyślony gość w czerwonym kubraku, sprytny uzurpator namawiający do zakupu różnych towarów, urósł do rangi symbolu grudniowych świąt. Z dostojnym biskupem z Mirry nie ma on jednak wiele wspólnego. Kto jak kto, ale kaliszanie powinni znać całą prawdę. Patronem głównej świątyni naszego miasta jest przecież św. Mikołaj\"\"

Kto zadecydował, że katedra nosi wezwanie tego świętego, nie wiadomo. Kiedy powstawała (ok. 1275-1300), przed Kaliszem otwierały się nowe perspektywy. Przeniesiony ze starego miejsca na obecne, nowo postawiony gród był miejscem atrakcyjnym dla kupców i wędrowców osiedlających się nad Prosną w poszukiwaniu lepszego życia. A przecież Mikołaj jest również ich patronem. Wysoka ceglana świątynia wznosiła się wówczas wśród bujnej przyrody między wieloma odnogami rzeki, z których jedna przepływała przez obecny rynek. Młode książęce miasto przeżywało swój rozkwit. Co chwilę nowi przybysze wznosili modły do świętego, naśladującego w swych podróżach Chrystusa wędrującego po Palestynie. Wojaże Mikołaja, w czasie których święty miał zaznać licznych niebezpieczeństw, czyniły go bliskim. Wór z prezentem i czerwony uniform – dzisiaj łatwo rozpoznawalny chwyt marketingowy – na plecy „świętego – nie- -świętego” założył dopiero w 1930 r. Fred Mizena, amerykański artysta, pracujący dla koncernu Coca-Coli.  

Święty Pański
Najstarszego zabytku Kalisza związanego z kultem św. Mikołaja nie przechowuje jednak katedra, a kolegiata Wniebowzięcia NMP (Bazylika św. Józefa). Sztywny i hieratyczny święty, pokazany na tle nieokreślonej architektury niebios, zdobi słynną patenę kaliską (XII w.). Przedstawiony na jej rewersie hierarcha Kościoła jest zapatrzony w Boga; stoi odległy od spraw ludzi. Jego postać wydaje się większa od towarzyszących mu: księcia Mieszka III Starego (fundatora) i opata Szymona (główny duchowny obdarowanej pateną wspólnoty zakonnej). Krępująca ruchy biskupia szata zezwala jedynie na nieznaczny gest błogosławieństwa. Od tak wyobrażonego dostojnika trudno oczekiwać chociażby uśmiechu, nie mówiąc już o prezentach. Nic dziwnego, że zwykły człowiek – złotnik Konrad, wykonawca  drogocennego naczynia, zarezerwował dla siebie miejsce „najpodlejsze”, pod stopami świętego. 

Święty pogodny
Być może starsza od pateny była drewniana figura Mikołaja z księgą, która jeszcze pod koniec XVIII w. znajdowała się w katedrze. W rzeźbie kryły się relikwie sprowadzone zapewne z włoskiego Bari (miejsca pochówku biskupa). Jak pisze Edward Stawecki na kartach „Albumu kaliskiego”: „Statua ta podług tradycji Ojców była najstarożytniejszym zabytkiem kościoła”. Tak jak wiele innych obiektów, figura zaginęła na pocz. XIX stulecia. Tym bardziej warto przyjrzeć się dziełom zachowanym przez czas i dobrą historię. 
Na obrazie z II poł. XVIII w. w bocznym ołtarzu katedry (pierwotnie ołtarz ten stał przy filarze nawy głównej, a opiekę nad nim sprawował cech piwowarów) św. Mikołaj sprawia wrażenie dobrotliwego starca, który mimo dostojeństwa z pewnością nie odmówi pomocy potrzebującym. Do jego stóp kłaniają się ludzie i zwierzęta – małe figury w stosunku do rosłej postaci głównej. Sztuka domniemanego autora obrazu malarza cechowego Jana Godzkiego nie jest najwyższych lotów. A przecież to właśnie nieudolność w połączeniu z naiwnością oraz pogodna kolorystyka dodają całości uroku. Zwierzęta przypominają, że biskup szczególną opiekę roztaczał nad bydłem. Miał przecież władzę poskramiania zagrażających im wilków. Warto zwrócić uwagę, że namalowane byczki w stosunku do bohatera obrazu są wielkości psa. W dodatku odzianemu w drogocenny strój Mikołajowi wcale nie przeszkadza ich obecność. Błoto także nie ubrudzi   wykwintnych pantoflów z czerwonego aksamitu, bo... biskup lekko i radośnie unosi się w powietrzu. Ten charakterystyczny dla pogodnej sztuki schyłku baroku obraz przypomina również o tym, że Mikołaj to święty dla każdego, dlatego u jego stóp zgodnie modlą się bogaty szlachcic w kontuszu przy karabeli oraz ubogi pasterz. Błękit biskupiej mitry i płaszcza łamie kolejny stereotyp naszego myślenia o św. Mikołaju – jego szaty wcale nie muszą być purpurowe.

Święty rzuca kulami
Po frywolnym i radosnym wieku XVIII właściwe proporcje między dobrotliwością a powagą zostają przywrócone. Mikołaj znowu jest dostojnym biskupem, ale artyści starają się, aby na jego twarzy gościł choć cień lekkiego uśmiechu. Opiekun dzieci – jak chce go widzieć XIX w. – nie może wydawać się niedostępny. Taki jest też święty na polichromii w prezbiterium katedry (malowidło wykonali artyści warszawscy: Rudziński, Jasiński i Wiśniewski w 1905 r.). Biskupowi towarzyszą postacie dziecięce z kwiatami lilii (symbol dziewictwa i niewinności). Jest to scena z życia świętego, który według legendy pomógł trzem dziewczynkom. Ubogie panienki nie miały szans na przyszłe zamążpójście. Ich ojciec, chcąc się  pozbyć problemu, postanowił oddać córki do domu publicznego. Wybawcom okazał się Mikołaj, który podrzucił do domu biedot trzy złote kule. Odtąd stały się one atrybutem świętego, jak pokazuje rzeźba ustawiona na bocznym ołtarzu przy kaplicy Polskiej. Nie trzeba dodawać, że legendarne wydarzenia w domu trzech panien zapoczątkowały zwyczaj obdarowywania się nawzajem 6 grudnia, w dniu kościelnego wspomnienia biskupa z Mirry. Tak miłe konsekwencje czasami wypływają ze słuchania historii o życiu świętych…
Spokojnych świąt!
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do