Reklama

Prezydentówka przy ul. Widok 17

31/01/2019 00:00

Portret domu z herbem i rodziną w tle

Wiosna. Zapuszczony ogród. Pierwsze rośliny wdzierają się na schody i opanowują zdewastowaną werandę. Przyroda powoli odzyskuje swoją własność. Dominuje obraz pustki i zaniedbania, chociaż firanki w niektórych oknach podpowiadają, że jednak mieszkają tu ludzie. Herb na fasadzie przypomina o czasach, kiedy dom tętnił życiem, a przez nieistniejącą dziś bramę wjeżdżały eleganckie powozy

Mimo zaniedbania dom fascynuje. Pośród przypadkowości okolicznej zabudowy stanowi oazę dobrego smaku i tajemniczości. Wieżyczka, „gotyckie” okienko oraz wysoka samotna sosna – wszystko to przynosi mimowolnie skojarzenia z filmami grozy. Prawdziwą historię tego miejsca pozwala ustalić znajdujący się na fasadzie herb. Z pomocą herbarza Niesieckiego można go zidentyfikować jako „Nowinę”. Wśród rodzin pieczętujących się podkową znajduje się też nazwisko Janota Bzowskiego. Ten szlachecki ród, wywodzący się z dawnych województw krakowskiego i sandomierskiego, był wspominany już w 1388 r. Przez wieki jego przedstawiciele sprawowali różne drobne urzędy ziemskie. Od XVIII stulecia aż do czasów Wolnego Miasta Krakowa dwa pokolenia opiekowały się jako burgrabiowie zamkiem na Wawelu. To właśnie wywodzący się z tej rodziny Stanisław (1862-1936) wybudował w 1910 r., jak zaświadcza datownik wbity w szczyt fasady, okazałą willę w Kaliszu.

Rejent „Baryłeczka”
Urodzony w powiecie stopnickim, Stanisław przyjechał do Kalisza w 1902 r. Stanowisko notariusza, jak wtedy mówiono – rejenta, szybko przyniosło mu spore dochody. Z pewnością sprzyjał temu otwarty charakter Bzowskiego. We wspomnieniach bratanka Zdzisława Stanisław jest zawsze wesoły i tryskający optymizmem, co miało być sekretem jego życiowego powodzenia. Lubiany przez wszystkich, sam „lubił towarzystwo, kochał dobre jedzenie i wino”. Wraz z kolegą po fachu rejentem Karolem Wyganowskim ukuł popularne w kręgach kaliskich bon vivantów powiedzonko, że indyk to „głupi ptak, bo jeden to za mało na kolację, a dwa to za dużo”. Wielka tusza zapewniła mu dobroduszny przydomek rejenta Baryłeczki. Stanisław nie poprzestawał jedynie na pracy w swojej kancelarii i wizytach w eleganckich  restauracjach. Jego nazwisko przewija się we wszystkich dokumentach dotyczących działalności kulturalnej i społecznej.
Ukoronowaniem pozycji w mieście była budowa okazałej rezydencji, łączącej cechy ziemiańskiego pałacu z nowoczesną willą. W 1909 r. od firmy Młynarski i ska rejent zakupił teren znajdujący się przy ulicy Widok (dzisiaj Widok 17). Miejsce było znakomicie dobrane z nielicznymi zabudowaniami wśród pól i ogrodów; leżało stosunkowo blisko centrum, a jednocześnie daleko od zgiełku miasta. Już w 1910 r. budowla była właściwie skończona. Zniszczenia 1914 r. nie ominęły nowej willi – dom został podpalony. Z właściwym sobie optymizmem Stanisław jednak szybko zabrał się za odbudowę. Ponieważ pracami kierował architekt Roman Czachert, być może jego należy uważać za projektanta tego wytwornego pałacyku. Prawdopodobnie z racji tego, że właściciel 18 lat sprawował funkcję przewodniczącego rady miejskiej, budynek jeszcze dzisiaj bywa nazywany prezydentówką.

Melancholijna Zofia
Przeciwieństwem ruchliwego Stanisława była jego żona Zofia z Markowskich. Chorowita, melancholijna, dużo czasu  spędzała na czytaniu francuskich romansów. Zofia miała w zwyczaju oddawać się swojej ulubionej lekturze do późnych godzin popołudniowych, leżąc jeszcze w łóżku. Codziennym rytuałem tego uregulowanego trybu życia była przejażdżka powozem, którym pani rejentowa „udawała  się na spacer lub w odwiedziny do pań, które prowadziły podobny tryb życia”. Na ten sposób bycia pani Bzowska, dzięki dochodom swojego męża, mogła sobie pozwolić. Utrzymaniem wielkiego domu zajmowały się gospodyni, kucharka i dwie pokojówki. Pełne kontrastów, a jednocześnie chyba udane małżeństwo Stanisława i Zofii dochowało się trójki dzieci: Jerzego, Kazimiery i Hanny (Anny). Jerzy, późniejszy inżynier, zginie w Katyniu. Synowie Kazimiery, zwani Jurkiem i Marysiem, zostaną zamordowani przez gestapo.

Goście, goście!
Są lata 20., Bzowscy nie wiedzą, że ich kaliska gałąź rodu podzieli tragiczne losy wielu polskich rodzin inteligenckich. W 1923 r. w Krakowie odbywa się wielki zjazd rodzinny. Kaliski dom świeżo odbudowany, tętniący życiem, jest ośrodkiem życia towarzyskiego miasta i okolicy. Często bywa tu liczne rodzeństwo Stanisława. Oryginałem jest mąż Kazimiery Jerzy Barthel de Weydental, mający w rodzinie etykietkę snoba. W czasach kiedy panowie nosili mankiety i kołnierzyki przypinane spinkami do koszuli, Jerzy za gentlemanów uważał jedynie tych, którzy nosili mankiety… przyszywane. W praktyce oznaczało to, że taki mankiet należało odpruć i po wypraniu przyszyć ponownie.  W inteligenckiej rodzinie nie mogło zabraknąć osoby duchownej. Jednym z braci rejenta był Teofil, jezuita z Chyrowa. Uwadze młodych Bzowskich nie ujdą drobne dziwactwa księdza. Przepytując ich z katechizmu, duchowny ma zwyczaj bawić się sznurem od sutanny i wymachiwać książeczką. Dodatkowo zażywa tabakę, co powoduje ataki kaszlu i nerwowe wycieranie nosa kolorowym fularem, wyciąganym ciągle z kieszeni sutanny. Sławna jest przemowa Teofila ostrzegająca młodych przed niebezpieczeństwami dorosłego życia: „Moi kochani. Trzy wielkie niebezpieczeństwa czekają was po wyjściu ze szkoły: kobiety, kieliszek i karty”. Są to „Trzy K ojca Teofila”. Czasami do willi przyjeżdżał brat pani domu Bolesław Markowski, późniejszy rektor Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie i wiceminister skarbu. W cieplejsze dni rodzina zapewne spędza czas wolny na werandzie, z której rozciąga się widok na obszerny ogród. Ogrodnik i dozorca utrzymują zieleń w stanie doskonałości.  W niedzielę państwo Bzowscy mają zwyczaj udawać się własnym powozem w odwiedziny do pobliskich zaprzyjaźnionych dworów. Z tej racji przy pałacyku pobudowano niewielką stajnię z dwoma zawsze gotowymi do podróży końmi.

Epilog
Szczęśliwe lata nie trwają wiecznie. W 1933 r. stan zdrowia właściciela się pogorszył. Mimo przywiązania do Kalisza (Stanisław był jego honorowym obywatelem), rejent na stałe opuszcza miasto i udaje się do Krakowa. Tam umiera w 1936 r. Kaliszanie nie zapominają o swoim dobroczyńcy. Ich wysłannik Edmund Sobczyński (brat ks. Jana Nepomucena) nie tylko przypomni zasługi zmarłego, ale w duchu epoki stwierdza, że „(...) był to mąż spiżowy, z sercem anielskim i duszą kryształową,(...) był jednym z pierwszorzędnych obywateli, którzy złotymi zgłoskami zapisali swe imię na wieczystych kartkach historii miasta”. Rok później również w Krakowie umiera melancholijna Zofia.
Wojna przynosi zagładę wielu członków kaliskiej linii Bzowskich i koniec świata ziemiańskiego, z którego się wywodzili. Rozrzuceni po całej Polsce, teraz zwanej ludową, stopniowo wymierają bliżsi i dalsi krewni. Pozostają wspomnienia. W 1978 r. odblask tego świata powraca na kartach pamiętnika Zdzisława Janoty Bzowskiego, bratanka rejenta. Opuszczony przez rodzinę dom stał się własnością komunalną (dzisiaj ponownie w rękach spadkobierców). Elegancka willa zyskała nowych lokatorów i stopniowo zaczęła popadać w ruinę. Ogród rozparcelowano. Dawne granice posesji wyznaczają ocalałe słupy wybudowanego w 1929 r. ogrodzenia. Dewastowana przez lata willa państwa Zofii i Stanisława Bzowskich istnieje do dzisiaj z pewnością jedynie dzięki solidności użytych materiałów i fachowości zatrudnionych przy jej budowie rzemieślników.

Więcej informacji na temat rodziny można znaleźć w „Roczniku Kaliskim” (T. XXX, Kalisz 2004/5) w opracowaniu fragmentów pamiętnika Zdzisława Janoty Bzowskiego, sporządzonym przez Grzegorza Walisia. Cytaty i informacje pochodzą w większości z tego źródła.
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Abi - niezalogowany 2023-04-14 09:56:33

    To jest ten budynek na rogu ulicy widok i Staszica? Bo ten widok 17 to się nie zgadza zbytnio z opisem ...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do