
Najpierw wydawaliśmy pieniądze na odradzanie populacji bobrów, dzisiaj – na ich ograniczanie. Podtopione pola, szkody w uprawach rolnych, zniszczone drzewa i krzewy – to tylko niektóre ze szkód wyrządzanych przez bobry.
Z pewnością nikt nie przypuszczał, że proces odtwarzania populacji bobrów w Polsce zakończy się tak szybkim i dużym przyrostem. Po II wojnie światowej w nowych granicach Polski pozostały niewielkie populacje bobrów na Pasłęce, Czarnej Hańczy i Marysze. Od 1974 roku Zakład Doświadczalny PAN w Popielnie rozpoczął realizację programu zakładania kolonii bobrów wzdłuż Wisły.
Przodkami kaliskich bobrów były osobniki, które na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wprowadzili w dorzecza dopływów Odry, Warty i Noteci naukowcy Akademii Rolniczej w Poznaniu. W 1994 roku przeprowadzono ogólnopolską inwentaryzację bobrów. Było ich wówczas około 7400 (1000 w 1977r). W 2003 roku populacja liczyła już blisko 21 tys. Dane szacunkowe na rok 2005 mówią o liczbie dochodzącej do 40 tys. Przy przyroście naturalnym bobrów określanym na około 13 % ich liczba dawno przekroczyła 50 tys. osobników. Ich intensywny przyrost wynika też z tego, że zwierzęta znajdują się pod ochroną. Kiedy ich miłośnicy wykazują, ile też zwierzęta te czynią dobrego dla środowiska przyrodniczego (np. działalność retencyjna – w czasie pory letniej ich rozlewiska mogą magazynować nawet 30% wody w całych zlewniach, podwyższenie i stabilizacja poziomu wód gruntowych), inni wskazuj straty i występujące zagrożenia. Dr Andrzej Czech z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie analizował negatywny wpływu bobrów na gospodarkę człowieka w Polsce w 2003r. Podane dane dają wiele do myślenia, bo już wówczas były znaczące, np. – 3300 ha podtopionych terenów utrudniających ich gospodarcze wykorzystanie, – 65 podkopanych grobli, wałów przeciwpowodziowych i stawów, – 280 zablokowanych przepustów drogowych , – 40 tys. ściętych drzew. Niektórzy specjaliści twierdzą, że część rezultatów katastrofalnej powodzi w 1997 roku przypisać należy działalności bobrów, która miała polegać na osłabieniu wałów powodziowych. W powiecie kaliskim skala strat nie jest jeszcze tak wysoka. Jednak należy się liczyć, że w niedługim czasie może być to bardzo poważny problem, na który będzie trzeba wydatkować znaczące kwoty. Wynika to z faktu, że Wielkopolska należy do ścisłej czołówki regionów o największej populacji bobrów. W 2008 roku do Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego wpłynęło ponad 170 wniosków o odszkodowanie za wyrządzone przez nie szkody. W budżecie wojewody zabezpieczono na ten cel kwotę blisko 670 tys. złotych. – Wysokość wypłacanych odszkodowań zależy od rodzaju szkód. Kwoty poszczególnych odszkodowań za szkody polegające na ścięciu drzew lub podtopieniu łąk wahają się od 500 do 8000 zł. Najważniejsze odszkodowania wypłacane są za szkody wyrządzone na stawach rybnych i sięgają od 20000 do 60000 zł – mówi Tomasz Stube, rzecznik prasowy Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu. Dotychczas najwięcej szkód zgłaszanych było z powiatów: czarnkowsko – trzcianeckiego, pilskiego, złotowskiego, międzychodzkiego, śremskiego, szamotulskiego i obornickiego. Liczba wniosków kierowanych przez rolników powiatu kaliskiego nie jest duża, ale w ich ocenie nie odzwierciedla to stanu faktycznego. – Wielu z nas, póki szkody są małe, rezygnuje ze składania wniosków, bo zniechęca ta cała buchalteria. Do wniosku należy dołączyć: fragment mapy ewidencyjnej z działką, na której wystąpiła szkoda, aktualny wypis rejestru gruntów, odpis z ksiąg wieczystych, umowę dzierżawy w przypadku dzierżawienia działki, upoważnienia od ewentualnych współwłaścicieli, w przypadku szkód wyrządzonych w obwałowaniach stawów rybnych pozwolenie na budowę lub pozwolenie wodno – prawne w przypadku korzystania z wód płynących – mówi jeden z poszkodowanych rolników. Istnieje obawa, że jeżeli w porę nie wypracuje się strategii związanej z ograniczeniem ekspansji populacji bobrów i czynionych przez nich szkód, to w niedługim czasie do wymienionej listy powiatów dołączy także kaliski.
Nie tak łatwo wygrać z bobrem
Włodarzy powiatu czeka bardzo trudne zadanie, bo niełatwo znaleźć rozwiązanie „sprawy” bobrów. W ocenie wielu specjalistów nie ma jednoznacznego sposobu na batalię. Doraźnie rozwiązuje problem stosowane np. w dolnośląskiem ich odławianie i przesiedlanie w inne regiony. Nie pomaga też niszczenie żeremi i tam. Bobry w bardzo szybko naprawiają zniszczenia, bądź od podstaw wznoszą wodne budowle. Polskie prawo dopuszcza kontrolowany odstrzał. Praktyka dostarcza dowodów, że tam, gdzie to uczyniono, w krótkim czasie opustoszałe tereny zasiedliły nowe rodziny bobrów. Z problemem bobrów nie do końca poradziły sobie państwa, gdzie występuje ich jeszcze więcej niż w Polsce np. Kanada, USA, Szwecja, Litwa, Estonia, Łotwa. Jednak udało się wypracować określony model działań, które pozwalają na znaczne ograniczenie wielkości i wachlarza wyrządzanych szkód. – Na podstawie długoletnich doświadczeń krajów, które z „problemem” bobra się zetknęły , można stwierdzić, że koegzystencja (ludzi i bobrów) jest możliwa z korzyścią dla obydwu stron. Potrzebne jest nawiązywanie szybkiego kontaktu z poszkodowanymi, podjęcie akcji edukacyjnej i stosowanie prostych ale skutecznych zabezpieczeń. Trzeba sobie uświadomić, że bóbr jest naturalnym elementem cieków i zbiorników wodnych i stosować odpowiednie zabezpieczenia oraz modyfikacje naszej działalności – twierdzi dr Andrzej Czech. Mimo, że publikacje naukowe pełne są podpowiedzi jak radzić sobie z tym problemem, rolnicy powiatu kaliskiego muszą uporać się z nim sami. Podejmują różnorodne próby ograniczania niszczycielskiej działalności bobrów. Oplatanie drzew drucianymi siatkami, smarowanie pni towotem – to niektóre ze sprawdzonych sposobów. – Nasze działania przynoszą niewielkie korzyści i krótkotrwałe efekty. Przecież nie wydam wszystkich pieniędzy na siatkę by opleść drzewa. Oplotę je, a nie uczyni tego sąsiad, to bobry pójdą do niego. A gdyby opleść nawet wszystkie drzewa, to przecież nie ochronimy naszych pól. Bobry przepadają za burakami, kapustą, kukurydzą i marchwią. To się robi jakieś błędne koło i nasze indywidualne działania nic nie pomogą – mówi rolnik z gminy Blizanów. W niektórych regionach Polski działają już przeszkoleni specjaliści (bobrownicy), którzy zajmują się podejmowaniem działań zapobiegających wystąpieniu szkód oraz oceną liczebności oraz wpływu bobrów na środowisko i gospodarkę człowieka. Prowadzona jest też edukacja właścicieli i zarządzających gruntami pod kątem działalności bobrów i sposobów zmniejszania szkód. Stosowane są już techniczne zabezpieczenia urządzeń i gruntów przed niszczycielskimi działaniami bobrów (np. instalowanie rur przechodzących przez tamy bobrów). Warto, aby decydenci naszego regionu jak najszybciej zajęli się narastającym problemem, kiedy czynione szkody nie są jeszcze tak znaczące.
– Szkody powodowane przez bobry są już problemem, z którymi przyjdzie się zmierzyć. Zniszczenia spowodowane ich działalnością są różne. Najczęstsze to podtopienia pól i niszczenie drzew. Jednak coraz częściej zdarza się, że bobry penetrują pola wyjadając w pierwszej kolejności to co smaczniejsze, nawet jeśli przysmaki rosną daleko od wody. Jeden z rolników opowiadał mi, że niewiele brakowało aby dzięki bobrom jazdę ciągnikiem zakończył w rzece. W trakcie orki pola przylegającego do brzegu pod ciężarem ciągnika zarwała się ziemia i wpadł w dziurę, która okazała się kanałem wyrytym przez bobry. Lepiej nie gdybać, co by było gdyby grunt osunął się do wody? Niektórzy z rolników za sprawą aktywności bobrów bezpowrotnie utracili część swoich pól. Dotyczy to tych przypadków, gdzie grunty przylegają bezpośrednio do wysokich brzegów rzeki. Te należą do ulubionych miejsc, w których bobry ryją nory i transportowe korytarze. Ich działalność przyspiesza proces podmywania brzegów i woda bezpowrotnie zabiera kolejne metry ziemi, zmieniając także bieg koryta rzeki – opowiada Krzysztof Pietrzak kierownik referatu rolnictwa, ochrony środowiska i gospodarki gruntami Urzędu Gminy w Blizanowie. Jednak nie jest to tylko problem rolników z gminy Blizanów. Inwazja bobrów w powiecie kaliskim trwa.
J eszcze kilkanaście lat temu
informacje, że w powiecie kaliskim natrafiono na ślady bytności bobrów odbierane były z zaciekawieniem i sympatią do tych jakże przesympatycznych zwierzątek. Jednak czas sympatii minął, przynajmniej wśród tych rolników, którym bobry zdążyły dać się mocno we znaki. Liczba niezadowolonych będzie rosła proporcjonalnie do przyrostu populacji bobrów, a tych w regionie kaliskim jest już chyba nadmiar. Świadczy o tym liczba i rozmiar dokonywanych szkód. Jeszcze do niedawna bobry „rządziły” i czynią to nadal, na terenach bezpośrednio przylegających do koryt rzek Prosny i Swędrni. Od dłuższego czasu mają z nimi problemu rolnicy z miejscowości Żerniki, Kurza, Szadek, Jastrzębniki oraz mający pola na odcinku Zbiersk – Jarantów. Szybki przyrost populacji bobrów spowodował ich ekspansję na tereny bardziej odległe od brzegów rzek. Szukają miejsc do zasiedlenia wędrując nawet najmniejszymi ciekami wodnymi. Nie straszne stało się im bezpośrednie sąsiedztwo ludzi. Przykładem mogą być pamiątki, jakie pozostawili „wodni budowlańcy” w centrum podkaliskich Jastrzębnik. Efekt ich pracy to pościnane mniejsze drzewa, a i dużych nie oszczędzały. Penetrowały też teren kaliskiego parku miejskiego.
Bobry w niszczycielskim natarciu
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie