
W tym tygodniu pozwolę sobie powrócić do tematyki zarzuconego na pewien czas cyklu, w którym tropiliśmy istnienie zakładów przemysłowych sprzed wieku (i nieco młodszych) w różnych dzielnicach Kalisza. Teraz pora na tereny położone „powyżej” Rogatki Wrocławskiej, które najbardziej chyba ożywiły się po doprowadzeniu do Kalisza „kolei żelaznej”. Jej brak był czynnikiem, który hamował rozwój miasta a w szczególności kaliskiego przemysłu. Rok 1902 był więc poniekąd przełomowy, rok później powstało Towarzystwo Popierania Przemysłu i Handlu a budowa dworca ożywiła prace budowlane na terenach, których osią była wiodąca z miasta do dworca ulica Górnośląska – wcześniej zwana Drogą do Szczypiorny a potem – póki nie „wyemigrowała” na Podmiejską – Wrocławską lub Nowowrocławską. Zresztą wręcz formalnie – te tereny, należące do wsi Dobrzec Mały włączono przecież wtedy w granice miasta. Na okoliczność powstania dworca po tamtej stronie miasta pan Kopf pobudował hotel International (stoi do dziś na skrzyżowaniu z Serbinowską obok hali „Pod zegarem”), wybrukowano dojazdową ulicę prowadzącą od szosy szczypiornickiej (Dworcową), a magistrat kaliski wprowadził nową taksę dla… dorożkarzy.
No ale miało być o przemyśle, zatem ruszajmy – od rogatki w górę. Już na początku, kawałek za cmentarzem prawosławnym kafle i piece produkowała firma Auerbach i S-ka. To jakby waga ciężka – lekką reprezentowała funkcjonująca w pobliżu – z adresem Górnośląska 6, zatem powstała już po I wojnie – Fabryka Trykotów „Lady” p. Majorek. Dalej znów było „ciężko” bo – po tej samej stronie – znalazła się betoniarnia pana Dobrzynieckiego a naprzeciwko – pana J. Sikorskiego. Z tyłu, na Młynarskiej (nr 7), druciany biznes prowadził J. Szczepik, a jeszcze za nim, na Wąskiej – furkotały maszyny w Fabryce Koronek Klockowych Czarnej Madowicz Mojsiewicza. Wracamy na Młynarską, na jej rogu z Polną (adres: Polna 14) powstała w 1926 r.: La Cotoniere – skręcalnia i maderyzacja przędzy bawełnianej, Spory kompleks złożony z hali, maszynowni (z silnikiem parowym i wysokim kominem), pomieszczeń administracyjnych oraz magazynów przetrwał do naszych czasów w niewiele zmienionej – poza maszynownią formie. W zakładzie przygotowywaniem bawełny do tkania i dziania mozoliło się w pierwszych latach jego funkcjonowania prawie trzysta osób. Dzisiaj do pomieszczeń po „La Cottoniere” „wkręciły się banki, zakłady usługowe i sklepy (nie wykluczam, że i z wyrobami bawełnianymi).
A skoro już jesteśmy na Młynarskiej – jeszcze wyżej znajdowała się cegielnia A. Wajganda. Pewno odżyją wspomnienia starszych kaliszan – jeszcze pół wieku temu były tam powyrobiskowe górki i dołki – nazywane „dołami Wajganda” nadające się do saneczkowych ślizgów. Później nierówności zniwelowano a na wyrównanym terenie powstało osiedle domków mieszkalno-usługowych.
Ale teraz musimy się nieco cofnąć i wrócić do Górnośląskiej. Na roku tej ulicy i Polnej (nr 18-20) istniała Fabryka Fortepianów Braci Aleksandra Oskara i Karola Ottona Fibiger – bratanków Gustawa Arnolda I o wdzięcznej nazwie „Apollo”. Użytkowała ona budynek, wzniesiony w roku 1911, który ocalał podczas pożaru Kalisza. Właściciele dość ostentacyjnie, również w ogłoszeniach prasowych, dystansowali się od – bardziej jednak przecież znanej – fabryki wuja (a później kuzyna). A mieli swoje sukcesy – kilkudziesięciu zatrudnionych tworzyło instrumenty uzyskujące medale na wystawach, m.in. w W-wie na pierwszej Wystawie Muzycznej, posiadali także przedstawicielstwa w całym kraju. Wieść niesie – a może to tylko chwyt marketingowy?, że struny do instrumentów produkowali z jelit zwierzęcych. Budynek po fabryce stoi nadal (dziś usługi?), na jego ścianie od strony podwórka bloku na narożniku Górnośląskiej bawiący się tam wraz z kolegami niżej podpisany widział jeszcze wytynkowany duży szyld tej fabryki.
Ciekawe rzeczy działy się w okolicy wieży ciśnień. Obecnie te tereny nijak nie kojarzą się z przemysłem a tymczasem przed wiekiem… Naprzeciwko latały wióry i trociny w tartaku braci Znamirowskich, po wojnie pozostał pusty plac, na którym niczym na molnarowskim Placu Broni armie chłopaków z okolicznych bloków toczyły bitwy na grudki piachu i (o zgrozo) kamienie, potem wkroczył tam sznyt orbisowskiego hotelu „Prosna” a dzisiaj szukamy cenowych okazji w dyskoncie. Z kolei za ulicą Legionów (wcześniej Buczka a jeszcze wcześniej Nowolipową) w siedzibie głównej naszej Miejskiej Biblioteki ratujemy statystyki związane z czytelnictwem kaliszan. Owa willa (pałacyk) była przed wojną własnością Alfreda Fiebigera, który w pobliżu domu (pańskie oko konia tuczy) miał swoją Parową Fabrykę Wyrobów z Granitu. Ale to nie wszystko – z tyłu w stronę torów przycupnęła Wytwórnia Wyrobów Drucianych J. Kardolińskiego natomiast położone nieco wyżej, w okolicy dzisiejszej ulicy Ostrowskiej, tereny były królestwem młynów. Mielił tam młyn „pszenny” Chaskiela Nowaka a także, młyn znanych z postawienia pierwszego w Kaliszu apartamentowca, braci Kowalskich. Widać młyny to był dochodowy interes. Nie dziwi więc, że w okolicy dworca i już za nim znalazły się (dokładniej: wiek temu znaleźlibyśmy) kolejne: młyn parowy Fiszera i Gottfryda – koło pawilonów KSM, młyn parowy Kuniga – w bok od kolei a jeszcze dalej, działający od 1927 r., jeden z największych w Polsce, młyn – Towarzystwa Wielkiego Młyna Reich i Chmielnicki. No i tą listę, a mam świadomość, że nie jest ona pełna a może nawet wymaga korekt, zamyka wielki magazyn buraka cukrowego (dziś po modernizacji hala sportowa SP 18), do którego prowadziła nawet osobna bocznica kolejowa i – dla odmiany daleko na południe (ulica Piwonicka) – już nieco później zaczął funkcjonować Kombinat Budowlany. Uprzemysłowiły się też mocno, ale to już lata po II wojnie, okolice ulicy Wrocławskiej. I tak to, miły Czytelniku (i jeszcze bardziej miła Czytelniczko) kiedyś wyglądało…
PS
Okazało się, że po ostatniej mojej publikacji dotyczącej świątyni w Dobrzecu i wizyty tam ks. Karola Wojtyły skontaktował się ze mną czytelnik, który ten nader interesujący wątek uzupełnił. Otóż okazuje się, że przyszły papież z gościną u dobrzeckiego proboszcza, Andrzeja Bazińskiego, był kilkakrotnie. Wiązało się to z obchodzonymi w kaliskiej Bazylice, z udziałem m.in. księdza Wojtyły uroczystościami upamiętniającymi pomoc, jaką kaliska parafia – w postaci wysyłanych paczek żywnościowych – wysyłała polskim oficerom z jenieckiego obozu w Murnau. Prawdopodobnie Karol Wojtyła nocował nawet na dobrzeckiej plebanii gdzie koledzy wspominali trudne, okupacyjne czasy. Ksiądz Baziński, jak i Karol Wojtyła, studiowali wówczas przez trzy lata razem teologię – oczywiście w „trybie” konspiracyjnym – w krakowskim Metropolitalnym Seminarium Duchownym.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie