
Z wokalistką Marzeną Ugorną, laureatką programu telewizyjnego „Szansa na Sukces” i półfinalistką III edycji „The Voice of Poland” rozmawia Grzegorz Pilecki
- Podczas koncertów w Kaliszu wielu Twoich fanów mówi „idę na koncert naszej Marzeny”. Skąd to określenie?
To bardzo miłe, że mogę być częścią ich świata i przynależeć do społeczności, w której się wychowałam. Dla tej części, która mnie zna dalej jestem tą samą Marzeną. Cieszy mnie to bardzo, bo od zawsze staram się stawiać człowieka na pierwszym miejscu.
- Pierwszy znaczący sukces, popularność i rozpoznawalność dał Tobie udany występ w programie telewizyjnym „Szansa na Sukces”. Zostałaś laureatką, czy pamiętasz jaki utwór wykonywałaś?
Tego się nigdy nie zapomina, a przynajmniej ja nigdy tego nie zapomnę . Ogromna ekscytacja. Dużo mam pozytywnych wspomnień z tym programem. Byłam wtedy jeszcze dzieckiem. To były moje pierwsze kroki na scenie, pierwsze decyzje. Myślę, że w dużym stopniu to wygrana w programie z utworem Budki Suflera „ Ratujmy co się da” spowodowała, że dziś zawodowo spełniam się w muzyce. To było wtedy takie spełnienie dziecięcych marzeń. Dziecięca naiwność, która pewnie dała mi siłę na resztę lat, skoro dalej tu jestem (śmiech).
- Czy sukces w „Szansie na sukces” miał przełożenie na rozwój Twojej kariery?
Było wtedy zdecydowanie zbyt wcześnie na własny materiał, ale ten czas dał mi możliwość eksperymentowania na scenie. Mogłam poszukiwać wewnętrznych dźwięków. Czułam, że je mam, ale wtedy były one we mnie głęboko ukryte. Dzięki wielu inicjatywom Kalisza i wierzę wielu ludzi mogłam doświadczać fajnych momentów na scenie. Te doświadczenia dały mi więcej odwagi i wiary w talent, który dostałam.
- Furorę zrobiłaś podczas III edycji telewizyjnego programu „The Voice of Poland”. Zostałaś półfinalistką. Piosenki w Twojej interpretacji It’s a Man Word Jamesa Browna i „Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka wprawiły w zachwyt jurorów i widzów, czy te utwory nadal są w Twoim repertuarze?
Myślę, że na tym etapie są one na tyle przeze mnie wyeksploatowane, że wolałabym o nich zapomnieć. Z drugiej strony jednak wiem, że ludzie naprawdę kochają te piosenki, a największą radość daje mi sprawianie ludziom przyjemności. Oczywiście jak tylko ktoś zapragnie, jesteśmy gotowi do działania.
- Po Voice były kolejne koncerty. Ale na płytę kazałaś czekać dosyć długo. Ale było warto. Album Nowa Hestoria, Twój płytowy debiut jest niesamowity. Jak zmieszczone tam utwory dotyczyły w jakiś sposób bezpośrednio Ciebie?
Zdaję sobie sprawę, że to nie łatwe tematy, ale bardzo chciałam je wypowiedzieć głośno. To był dla mnie rodzaj terapii, uzdrowienia. Wszystkie te Herstorie to doświadczenia moje lub bliskich mi osób. Dzięki głębokiej empatii historie te dotyczyły bezpośrednio mnie. To wieloletni proces walki o własną tożsamość. Nic nie wydarzyło się bez przyczyny. To wiele lekcji. Ostatecznie czuję wdzięczność i idę dalej .
- Kiedy kolejna płyta, czy będzie znacząco odbiegać od debiutanckiej?
Na wczesną wiosnę mamy w planach EPkę i już mogę zdradzić, że zdecydowanie będzie ona odbiegać od materiału z debiutanckiej płyty. Będzie dużo lżej, chociaż ostatecznie przemycę tam ważne treści. Będzie też mała, pozytywna niespodzianka w okolicach nowego roku. Zachęcam do sprawdzania mojej muzyki w serwisach streamingowych.
- Kiedy znowu usłyszymy Ciebie w Kaliszu?
Na szczęście już lutym. Szykuje się piękny koncert kaliskich artystów. Walentynkowo, romantycznie. Więcej informacji wkrótce.
- Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na lutowym koncercie.
Dziękuję.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Fajna, zdolna dziewczyna. Kalisz jest dumny!