
Pogoda przyjazna jak nigdy – zaludniły się więc nasze ścieżki rowerowe. Utarty obyczaj każe popędzić taką trasą w stronę Gołuchowa ale najtłoczniej jest chyba po obu stronach Prosny – na ścieżkach w kierunku kolejówki. Ścisk niczym na Marszałkowskiej panuje na trasie zarówno na prawym brzegu jak i na lewym. Przy czym i jedni i drudzy oczyma wyobraźni już widzą kładkę pod mostem kolejowym umożliwiającą urozmaicenie wycieczki możliwością powrotu z drugiej strony Prosny. Póki co jednak muszą wracać mniej więcej tą samą drogą albo – jeżeli są w formie umożliwiającej kontynuację jazdy jeszcze nieco dalej (drobiazg – kolejne 7-8 km nie licząc powrotu) i w dodatku z ekstremalną końcówką – mogą pofatygować się na przykład do Chełmc. Pierwsi od kolejówki dotrą tam przez Winiary i Szałe, drudzy mogą próbować przez Piwonice, Lisa i Wolicę. Cel takiego rajdu będzie zresztą – nawet bez map w smartfonowych googlach – klarowny choć cokolwiek męczący do osiągnięcia – dlatego wspomniałem o „ekstremalnej” końcówce.
Wzgórze w Chełmcach stanowi dominantę okolic Kalisza – wznosi się ok. 60 m. wyżej (173 m. npm.) niż centrum Kalisza a dodając do tego nanizane na jego szczyt dwie smukłe wieże – kościoła i stacji przekaźnikowej – jasnym się stanie, że nie masz prawa, mimo potu zmęczenia zalewającego już oczy, zabłądzić. No to podjedźmy sobie (łatwo powiedzieć!) i odpoczywając i próbując wyregulować oddech – poczytajmy nieco o obu wspomnianych atrakcjach wsi.
Już w XI-XII w. istniała na wschodnim zboczu wzgórza chełmckiego osada – według podań znajdował się tutaj ośrodek kultu pogańskiego (z świątynią na samym wzgórzu) oraz gród warowny. Choć… informacją niepotwierdzoną, acz powszechnie utożsamianą z Chełmcami, jest przekaz o powstaniu w roku 1000 (?!) świątyni chrześcijańskiej pod Kaliszem, na wysokim wzgórzu obronnym. O tym, że był to jeden z najstarszych ośrodków kościelnych położonych w okolicach Kalisza świadczy też rękopis z XV w. podający pod datą 1144: Piotr ze Skrzynna wybudował bardzo wiele kościołów w Polsce, m.in. In Chełmce, ad sanctam Laurentinum In Kalisch, In Kothlow…. Ludzie (podania) mówią, że tych bardzo wiele (77?) kościołów ów Piotr musiał ufundować jako pokutę za swoje grzechy (ależ nabroił) a świątynia w Kotłowie (z którą kościół w Chełmcach „widzi się”) w oryginalnej niemal postaci stoi do dziś. Przed 1295 r. erygowano chełmską parafię (uważaną tym samym za najstarszą w Kaliskiem) i w tym też roku Przemysł II wymienia Chełmce w przywileju nadanym Kaliszowi. Istnienie kościoła w tej miejscowości wymienia też zapis z 1330 r. O erygowaniu drewnianego kościoła (czyżby już kolejnego?) donosi inny dokument z 1426 r. Na miasto Kalisz nałożono powinność wypłacania na rzecz kościoła określonej sumy, gdyż prawdopodobnie właśnie dzięki posiadaniu Chełmc i Wolicy miasto mogło używać herbu. Pod koniec XVI w. Chełmce liczyły ponad 60 dymów i ok. 500 mieszkańców. Mniej więcej wtedy (1601 r.) budujący jezuicki kompleks kościelno-uczelniany arcybiskup Karnkowski ubił z Kaliszem interes – w zamian za doprowadzenie do kolegium jezuickiego wody ze źródeł miejskich ustąpił miastu dziesięciny z kilku wsi miejskich – m.in. z Chełmc. Nie wiadomo, czy miasto wyszło na tym najlepiej, w ciągu kolejnych dwóch wieków wieś „się kurczy” – w 1827 r. doliczono się tam tylko 37 dymów i 292 mieszkańców. Ale później, mimo dziesiątkujących mieszkańców klęsk głodu, było już lepiej – w 1865 r. we wsi „dymiło” już z 65 chałup.
Wprawdzie już na początku XVIII w. w kościele był czczony obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem (M. B. Chełmskiej) ale sama świątynia była w coraz gorszej kondycji. Wizytujący ją w 1730 r. napisali: z wielkiego chóru tylko ściany stoją i te już pogniły. Dach zrujnowany przez wiatry. Nie było rady – trzeba było postawić nowy kościół. Opiekuńczy magistrat kaliski pobudował go czternaście lat później. Niestety – był to także obiekt drewniany i gdy w maju 1881 r., podczas gwałtownej burzy uderzył w niego piorun, kościół stanął w płomieniach. Mimo natychmiastowej pomocy ze strony parafian i mieszkańców sąsiednich miejscowości, a także mimo podjętej z wielkim poświęceniem akcji ratowniczej, stara świątynia uległa doszczętnemu spaleniu z wyjątkiem części prezbiterium z ołtarzem głównym i obrazem Matki Bożej Chełmckiej.
I wtedy zaczęto stawiać kolejny, tym razem już murowany, kościół. Zakres robót był jednak bez porównania większy niż w poprzednich przypadkach. By móc posadowić obszerną budowlę „ścięto” wierzchołek wzgórza (zwanego Wzgórzem Radości) o 5,5 m. W wywożonym materiale znalazły się również ludzkie szczątki ze znajdującego się tam przykościelnego cmentarza ale i m.in. misy, oszczepy, dzidy, topory, tarcze, ale i przedmioty codziennego użytku. Najciekawszym odkryciem podczas prowadzonych prac było jednak natrafienie na głęboką studnię z czasów pogańskich – o średnicy około 4,5 metra, wyłożoną kamieniem ciosanym, Ściany studni – sięgającej kilkunastu metrów w głąb i nie zasypanej do dziś – uzbrojone są w ostre haki wystające przed lico muru studni na około 60 cm. Przesklepiono jedynie jej otwór stropem, na którym usytuowano filar między nawami kościoła. Dalszą część fundamentów stawiano z kamiennych ciosów granitowych na solidnym, skalistym podłożu. Drzewo na budowę przydzielił bezpłatnie magistrat Kalisza, cegłę kupiono w kaliskich cegielniach oraz pozyskano z rozbiórki klasztoru ss. Cysterek z Ołoboku. Budulec wwoziły na wzgórze w znoju poczciwe siwki i kasztany okolicznych rolników. Ale i tak miały szczęście – mogło być gorzej. Pierwotny projekt Józefa Chrzanowskiego, (który też nadzorował budowę) przewidywał obiekt większy i stawiany z cięższych materiałów. Wobec zarysowań w murach fasady kościoła ostatecznie wzniesiono wieżę niższą i o lżejszej konstrukcji od tej z pierwotnego projektu. Finalnie krzyż na wieży osadzono o około 9 metrów niżej od zamierzeń projektanta. Liczbę 1892, oznaczającą rok oddania w stanie surowym neogotyckiego kościoła, wyryto w murze tuż ponad wejściem głównym. Warto też spojrzeć na otwartą arkadowo dzwonnicę z ok. 1883 r. i cmentarz, na którym znajduje się kaplica św. Franciszki Rzymskiej z poł. XIX w. z zabytkowymi drzwiami pochodzącymi z klasztoru cysterek w Ołoboku.
Przypomnę jeszcze (bo już kiedyś o tym pisałem) wieżowy epizod z sierpnia 1914 r., Podpalony przez Prusaków Kalisz płonie, przez Chełmce przechodzą tłumy uciekinierów. I oto na czele pruskiego zwiadu do wsi dociera podporucznik Manfred von Richtofen zwany „Czerwonym baronem” (bo latał czerwonym samolotem) – wkrótce jeden z najlepszych lotników I wojny. Chełmce (które we wspomnieniach Richtofen nazwał… Kiełcze) leżą na sporym wzniesieniu, z którego sporo można zobaczyć. Ale od Kalisza oddziela ją las – pełny widok na miasto i przegląd sytuacji w jego okolicy zakłócały drzewa. Richtofen wykorzystał więc leżącą jeszcze 40 m wyżej kościelną wieżę. Oprócz zadania wojskowej natury wykonał wtedy jeszcze średnio śmieszny dowcip – zamknął na dwa dni w kościelnej wieży księdza Józefa Łopatyńskiego (nazywając go popem – dla niego wszyscy księża z Królestwa byli popami), którego wcześniej do udostępnienia wieży zmusił.
Obecnie Chełmce to licząca ponad 1000 mieszkańców wieś. Nie byle jaka, skoro do dziś funkcjonują nazwy jej części: Centrum czyli Rogatka, Chełmce Dolne, Górne, Księże, Kwiatowe, Poduchowne, Dodatki-Żurawina i Zalesie. Ale ponieważ tak same Chełmce jak i pobliska Wolica stały się w ostatnich latach modnym miejscem osiedlania się uciekających z zanieczyszczonego i tłocznego Kalisza (co bogatszych) mieszczuchów liczba mieszkańców wzrasta a jej ścisłe związki z miastem ponownie stają się zadziwiająco aktualne.
A do popatrzenia na nieodległe miasto, zamiast kościelnej wieży, doskonale nadaje się stojąca nieopodal świątyni, postawiona w latach 60. XX w. wieża telekomunikacyjna. Jej wysokość – 68 m (z antenami 74) a na szczyt prowadzi 365 stopni – tyle ile dni w roku. Długo traktowano ją jako obiekt strategiczny a nawet wojskowy – obowiązywał zakaz fotografowania a przywiezione zwykłe gaśnice odbierane były przez ludność jako „pershingi”. Podobno kilka dni po oddaniu stacji zabrakło jedynych dostępnych wówczas na rynku odbiorników Belweder i Dűrer. Później „pół Kalisza” odbierało telewizję „z Chełmc” (drugie pół – „na Śrem”). W 1975 r. dzięki przemiennikowi z wieży kaliszanie zaczęli oglądać program II TV. Na górę można wjechać też mała windą – ponoć stosowano to jako nagrodę dla najlepszych uczniów z miejscowej szkoły (choć w czasie wiatru może to być niebezpieczne). Widać z niej, jak na dłoni Kalisz i całą okolicę – m.in. maszt w Mikstacie czy Błaszki. Obecnie „oblepiona” talerzami-antenami stacji telewizyjnych i telefonii komórkowej.
Ponieważ dzisiejsza wycieczka miała – zgodnie z tytułem – charakter kolarskiego etapu z premią górską przeto na szczycie macie, Sz. Czytelnicy i rowerzyści, pełne prawo założyć na się fioletową koszulkę najlepszego „górala’ (przynajmniej w trykoty o takim kolorze ubierali górskich championów w Wyścigu Pokoju) i powoli ruszyć w drogę powrotną. I tu wiadomość jest jeszcze lepsza – większość tej trasy to będzie relaksujące „z górki.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie