Reklama

Rekonstrukcja jezuitów albo ukryte bogactwo

16/01/2008 14:09

Jak pierwotnie wyglądało wnętrze kościoła Garnizonowego?

Wnętrze zalane światłem uderza surową prostotą i niemal ascetycznym ubóstwem. Biel ścian kontrastuje z czernią pomników nagrobnych i rzeźbionych ław. Nawet złocony ołtarz i znajdujący się w nim obraz o pastelowym odcieniu nie łagodzą pierwszego wrażenia. Aż trudno uwierzyć, że niegdyś była to najzamożniejsza świątynia miasta... Odarty z dawnego bogactwa, choć nadal wspaniały, obecny kościół Garnizonowy pozostaje pomnikiem chwały zakonu jezuitów, głowy Kościoła w Polsce i nieba

Kiedy prymas Karnkowski kładł podpis pod dokumentem fundacyjnym nowej świątyni Kalisza, w Rzymie kończono prace przy pierwszym kościele jezuickim, słynnym Il Gesu. W 1584 r. mijało niewiele ponad 20 lat od zamknięcia obrad soboru w Trydencie, którego postanowienia m.in. zmieniły formę katolickich świątyń. Miejsce spokoju i wyważenia architektury renesansu odtąd miał zastąpić dramatyzm efektów, według przekonań twórców nowej doktryny artystycznej, bardziej oddziaływujący na emocje. W zalanej innowierczymi nowinkami Europie jezuici okazali się najgorliwszymi orędownikami zarówno trydenckich postanowień, jak i nowoczesnej sztuki – baroku.
Włosi Jan Maria Bernardoni i Józef Brizio, najczęściej wskazywani jako twórcy projektu kaliskiej świątyni, należeli do grupy architektów zakonu rozsyłanych po świecie dla wznoszenia miejsc kultu w duchu posoborowej odnowy. Ich kościół nad Prosną ma jeszcze wprawdzie klasyczne trzy nawy, ale zalane światłem, przeprute wysokimi oknami prezbiterium jest już znacznie krótsze, przez co zbliżyło się do wiernych. Jedność wnętrza podkreślają empory poprowadzone ponad nawami bocznymi. Rozpościerający się z ich wysokości widok mógł oszołomić lub onieśmielić. Bogato malowane i równie bogato wyposażone wnętrze pierwszej świątyni jezuickiej w Polsce, z woli prymasa arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego wystawionej w królewskim grodzie nad Prosną pw. św. Wojciecha i Stanisława, musiało zadziwiać.

Powikłane dzieje
Potężny zakon szybko wpisał się w krajobraz miasta. Kolejne zapisy i fundacje sprawiły, że kościelne wnętrze stopniowo obrastało wspaniałymi ołtarzami i pomnikami. Z czasem świątynia stała się galerią wszystkich faz sztuki baroku aż po jego najdelikatniejszą odmianę – rokoko. Przez 161 lat w codziennych pacierzach, zmawiając trzykrotnie w ciągu dnia koronkę do Matki Boskiej Różańcowej kaliscy jezuici wspominali imię swojego fundatora. Bogactwo i niezależność zakonu stało się jednak przysłowiową solą w oku europejskich władców doby oświecenia. Ich wspólne działania w końcu przyniosły skutek – kasację zgromadzenia. 18 listopada 1773 r. w kolegiacie kaliskiej były jezuita Nuszczyński odczytał breve papieża Klemensa XIX znoszące zakon.
Modlitwy ustały. Opuszczony kościół przez pewien czas zastępował zawaloną w 1783 r. kolegiatę, służąc za schronienie wizerunkowi św. Rodziny. Gospodarzyli tu też bonifratrzy. W 1797 r. podniszczony obiekt arcybiskup Krasicki przekazał kaliskiej parafii ewangelickiej.
Religijnym potrzebom nowego użytkownika dawna jezuicka świątynia odpowiadała znakomicie – miała empory, czyli system galerii obiegających świątynię. Protestancka pobożność, która wymaga kościołów skromnych, doprowadziła jednak do usunięcia z jej wnętrza większości nagromadzonych przez niemal dwa wieki ołtarzy i przedmiotów.
W rękach ewangelików kościół pozostał do końca drugiej wojny światowej.  Jeszcze na chwilę powrócili tutaj jezuici, którzy w 1948 r. oddali klucze do obiektu kapelanowi wojskowemu.

Nieliczne ślady
W opustoszałym wnętrzu niewiele pozostało obiektów przypominających dawną świetność. Z czasów jezuitów pochodzi bogato rzeźbiony ołtarz główny z 1715 r., ale zamiast wizerunku Matki Boskiej Bolesnej i głowy Chrystusa ewangelicy umieścili w nim obraz Augusta Bertelmana – „Wniebowstąpienie Pańskie”. Żaden ślad nie pozostał po wykonanym z posrebrzanej blachy tabernakulum. Szczęśliwie przetrwała natomiast większość pomników nagrobnych, w tym najwspanialsze epitafium arcybiskupa Karnkowskiego (zm. 1603 r.). Dobrze świadczy to o protestanckich gospodarzach, którzy ze względu na artystyczną wartość pomnika, zachowali monument, mimo że upamiętniona w nim postać była zaciekłym wrogiem reformacji. Oryginalne pozostały marmurowa posadzka w prezbiterium, ozdobne ażurowe kraty w emporach i balustrada oddzielająca nawę (XVIII w.). Cenną pamiątka po fundatorze jest intarsjowana ambona z 1599 r. Piękno architektury naszych przodków psuje podłoga oraz grzejniki zamontowane w latach 80 XX w. Jezuicką pamiątką pozostaje też… najlepsza w Kaliszu akustyka. Pierwotni gospodarze wielką wagę przywiązywali bowiem do muzycznej oprawy Słowa Bożego.

Rekonstrukcja
Duża część wyposażenia kościoła ocalała dzięki staraniom księdza Jana Gorczyczewskiego, który rozdysponował zachowane przedmioty między różne świątynie Kalisza i okolic. Dzięki jego działaniu oraz zapisom źródłowym możemy sobie wyobrazić niegdysiejsze bogactwo, choć tam, gdzie dokumenty milczą, jesteśmy skazani na domysły.
Tak jest w przypadku chóru organowego. Obecny został wzniesiony w 1878 r.;  zdobią go organy zamontowane w okresie okupacji przez pastora Wiktora Maczewskiego. Konstrukcję tę zbudowano na życzenie najbogatszych fabrykantów sukna, którzy z dolnego balkonu uczestniczyli w nabożeństwie. Jak wyglądał ten fragment kościoła w czasach jezuitów, pozostaje znakiem zapytania.
 Nie wiemy też, jak wyglądała pierwotna kolorystyka ścian. Zachowane skromne fragmenty polichromii (patrz fotografie) nie pozwalają jednoznacznie stwierdzić, czy cały kościół był zdobiony barwnymi malowidłami, czy też stanowiły one jedynie barwne akcenty. Ostatnie lata przed kasacją przyniosły wspaniałe złocenia ażurowych krat empory oraz stiuków w nawach bocznych.
Elementy srebrne i złote wykorzystywane w zdobieniu detali snycerskich podkreślały spójność wnętrza. Kościół grał jednak różnymi kolorami. W ołtarzu Najświętszej Panny Posiłkującej pojawiał się aksamit  koloru zielonego; w innych dla wyeksponowania postaci świętych stosowano różne odcienie czerwieni. Św. Franciszkowi Ksaweremu, patronowi jezuitów, i św. Alojzemu, opiekunowi uczącej się młodzieży, przypisano karmazyn. Oprawą dla sceny komunii św. Stanisława Kostki był materiał barwy pąsowej. Czerwień, barwa królewska, ale też symbol Męki, zastosowano także w ołtarzu Pana Jezusa Ukrzyżowanego. „W przedniejszym miejscu na karmazynowym aksamicie liście i winna latorośl masyw srebrne, na całym obrazie rozpięte, na tem dopiero snycerska robota z drzewa wyrobiona. Poniżej w aksamicie serce Pana Jezusa srebrne z raną szkiełkami kolorowemi opasaną, otoczone koroną cierniową w opromienieniu” – mówią zapiski z wizytacji kościoła. Całość wieńczyło wyobrażenie Ducha Świętego i misterny okręcik ze srebrnej blachy.
Ołtarze zdobiły liczne cenne wota. Np. Najświętszej Pannie Większej z wizerunkiem Matki Boskiej Borgiaszowej (dziś w kościele pobernardyńskim) dary zwyczajowo składali uczniowie oddziałów filozoficznych „w dowód czci swojej patronki i dla ozdoby ołtarza”. Kaliski kościół pełnił bowiem dodatkowo rolę świątyni akademickiej i był miejscem najważniejszych uroczystości szkolnych.
Niestety w nawach bocznych nie ma już opisanych wyżej zabytków. Żaden ślad nie zachował się po znajdującej się przy kościele od 1638 r. kaplicy Szyszkowskich z alabastrowym ołtarzem Matki Boskiej Bolesnej. Sprzed fasady kościoła zniknęły też, znajdujące się tutaj jeszcze w XVIII w., dwie statuy świętych.

Konieczne badania
Stawiając sobie zadanie rekonstrukcji pierwotnego wyposażenia kościoła pojezuickiego, trzeba zbadać historię okolicznych kościołów. Jeden z ołtarzy bocznych znajduje się w Gorzycach Wielkich w powiecie ostrowskim. Najwięcej pamiątek przechowuje jednak kaliska kolegiata. Są to m. in. wspaniałe świeczniki z XVI w. (robota gdańskiego ludwisarza K. Oldendorfa) i marmurowe kropielnice w przedsionku. Ze świątyni pw. św. Wojciecha i Stanisława pochodzi także większość obrazów i rzeźb z ołtarzy bocznych bazyliki. Jezuickie pochodzenie mają  konfesjonały zdobione ażurowymi zwieńczeniami z godłem zakonu IHS, dzisiaj u franciszkanów. Obecnie garnizonowa świątynia zanotowała też szczęśliwy powrót. Po wielu perypetiach kościół odzyskał figury swoich patronów – Wojciecha i Stanisława.    
Odarty z minionego splendoru obiekt ciągle czeka na swojego badacza, który chociaż na kartach naukowego artykułu dokładnie wskrzesi świetność z pewnością najwspanialszej świątyni miasta.
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do