Reklama

Rowerem dookoła świata

31/01/2019 00:00

Kaliszanin zwiedził na rowerze 8 krajów Europy

Był w Niemczech, Czechach, Austrii, we Włoszech i Słowenii. Widział Szwajcarię i Liechtenstein. Wszystkie te kraje Herbert Galus zwiedził na rowerze. 24-latek planuje kolejne wyprawy, wciąż marząc o wycieczce rowerowej dookoła świata

Jak zaczęła się jego przygoda z samotnym pokonywaniem tras na rowerze? – Mieszkałem rok w Poznaniu. Namówiłem kolegę, żeby pojechał ze mną nad morze właśnie na rowerze. Z przyczyn losowych kolega nie mógł się ze mną wybrać. Postanowiłem zatem jechać sam. Zarobiłem ma budowie 300 zł. Za 260 zł kupiłem sobie rower i w półtora dnia pokonałem trasę z Poznania do Kołobrzegu – opowiada Herbert.
Pierwsza wyprawa jednak przerosła jego możliwości i znad morza z braku sił zmuszony był wrócić pociągiem. Herbert jednak nie poddał się i nie ustawał w rowerowych wycieczkach. Najdłuższą trasą, jaką udało mu się przejechać w trakcie jednego dnia, była droga z Wałbrzycha do Chocza. Łącznie 230 km. To swoisty rekord, bowiem kaliszanin przejeżdża średnio 150 km dziennie. Wyjazd na dwóch kołach do Wrocławia czy Łodzi nie stanowił dla niego problemu. Po prostu wsiadał na rower i jechał. – Po co zanieczyszczać powietrze spalinami samochodów? – kwitował krótko wszelkie pytania o jego nietypowe hobby.
A w domowym zaciszu, podążając na razie palcem po mapie, planował kolejną wyprawę. Tym razem punktem docelowym miała być czeska Praga. – Na wyprawę do Pragi wybrałem się jesienią 2005 r. Obliczyłem, że mam do pokonania 815 kilometrów. Udało się – opowiada.
Wspomina także swoje wyprawy do Wiednia czy wycieczkę rowerową do Wenecji, w trakcie której w 16 dni pokonał 2.370 kilometrów. W maju był w niemieckiej Bawarii. Wszystkie wyprawy kataloguje w specjalnym zeszycie.

Alpy w 18 dni
Trzy tygodnie temu Herbert Galus wrócił z najdłuższej wyprawy rowerowej – w Alpy. – W 18 dni przebyłem 2.602 kilometry. To niesamowite przeżycie, którego nigdy nie zapomnę. Na dole w Alpach jest temperatura porównywalna do tej w Polsce, ale jak jedzie się w góry, są dwa metry śniegu i temperatura poniżej zera! To ogromna różnica wysokości i temperatur. Straszne były te zmiany pogody, ale w Alpach jak już zacznie padać, to chmura nie przejdzie, tylko zatrzyma się w górach i musi „wypadać się” do końca. Tymczasem, choćby nie wiem jak lało, wiedziałem, że muszę jechać. Nie zniósłbym czterech czy pięciu dni w mokrym namiocie – wspomina rowerzysta, który znalazł patent na szybkie suszenie ubrań. Za każdym razem szukał dworca czy toalety, gdzie nawet przez kilka godzin suszył mokre ubrania pod suszarkami przeznaczonymi do... wysuszenia rąk.

Nie myśleć...
Herbert w trakcie podróży dziennie spędza na rowerze od 8 do 12 godzin. – Czasem, jak mi się nie chce jechać, kładę się i odpoczywam. Są dni, że przejadę niecałe 100 km i mam dość, a czasem po 200 km nie jestem zmęczony.
W ekwipunku zawsze ma kalesony, krótkie i długie spodnie (po dwie pary na przebranie), bluzę, kurtkę dresową i zimową, czapkę, szalik, rękawiczki. Zabiera ze sobą także trochę jedzenia, kubek metalowy i kuchenkę gazową. Myje się w przydrożnych strumykach. – Zawsze nocuję „na dziko” w lasach, na polanach. Uwielbiam przebywać na łonie natury. Czuję wtedy prawdziwą wolność, nie martwiąc się sprawami życia codziennego.
Herbert przyznaje, że niełatwo jest przebrnąć przez duże miasta. Przez Wiedeń przejeżdżał cztery godziny. Z Augsburga musiał go wyprowadzić przypadkowy mężczyzna, ponieważ nie było żadnych drogowskazów. Najlepiej spośród wszystkich odwiedzonych krajów wspomina Szwajcarię. – Choć przejeżdżałem jedynie przez fragment tego kraju, nigdy nie zapomnę tej ciszy, tego spokoju. Przepiękne góry i prawie w ogóle na ulicach nie było ruchu. Jednym słowem: bajka...
W trakcie wszystkich dotychczasowych wypraw rowerzysta nie odnotował żadnych poważniejszych awarii sprzętu. – Jedynie pokrzywiło mi się koło, kiedy jechałem do Wiednia. Natomiast w trakcie wyprawy do Niemiec pękła mi opona – przypomina sobie. Zawsze jednak mógł liczyć na pomoc życzliwych ludzi, którzy często częstowali go jedzeniem czy podawali napoje.
Bywały jednak sytuacje, kiedy włos jeżył się na głowie. – Kiedy rozbiłem namiot pod Wiedniem, podjechało do mnie kilku mężczyzn na motorach. Pomyślałem, że zaraz mnie pobiją lub okradną. Nie ukrywam, że trochę się przestraszyłem. Tymczasem przynieśli mi piwo i jedzenie. Zrobiłem sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia – wspomina.
Najtrudniejsza w wyprawach jest tęsknota za rodziną. Jak sobie z nią radzi? – Staram się nie myśleć o domu i bliskich. Unikam tego, a wtedy największym problemem jest po prostu to, którędy jechać.

Wszechstronny
Rower to nie jedyne hobby Herberta, który kilka lat temu z zapałem pokonywał jaskinie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Uczestniczył także w maratonach w Poznaniu, gdzie dwa razy pokonał dystans 42 km. Rower jest jednak jego największą miłością. W tym roku kaliszanin planuje jeszcze wypad na Bałkany. – Chcę jechać przez Słowację, Węgry, Bułgarię, do Turcji, ale tam musiałbym mieć wizę, a z tym może być problem. Z Turcji chciałbym wrócić przez Grecję, Albanię, Macedonię, Chorwację. W sumie ponad 6 tys. km.
Największym marzeniem kaliszanina jest wyprawa rowerowa dookoła świata. – Jakby tylko były pieniążki, pojechałbym... nawet dzisiaj. Uwielbiam to!

Agnieszka Owczarek
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do