
Budynek znajdujący się pod tym adresem nie należy do najbardziej reprezentacyjnych. Ale jego dzieje wiążą się nie tylko z losami mieszkających tutaj ludzi, ale również stanowią ważny przyczynek do historii odbudowy Kalisza po I wojnie światowej
Jeszcze w okresie międzywojennym posesja z kamienicą przy rynku obejmowała także dom przy ul. Sukienniczej. Wąską i długą działkę pokazuje już osiemnastowieczny plan Kalisza. Może to świadczyć, że całość – zapisaną w jednej księdze wieczystej – rozplanowano jeszcze w średniowieczu; umierali ludzie, płonęły budynki, ale układ urbanistyczny nie zmienił się od założenia miasta. Pod koniec XIX w. pod obecną czternastką znajdował się znany sklep z futrami, prowadzony przez A. Landaua. Pierwsza wojna światowa zniszczyła budynek. W 1918 r. jako właścicielka gruzowiska zapisana jest Adamina z Feldmanów Janaszewska. Jej mąż Mieczysław był znanym w Kaliszu właścicielem składu żelaza, artykułów budowlanych, nasion i nawozów sztucznych (o jego pogrzebie pisaliśmy w „ŻK”, nr 6 z 9 lutego 2011 r.). Sklep Janaszewskich położony przy Nowym Rynku należał niegdyś do rodziców pani Adaminy. Można przypuszczać, że to po nich odziedziczyła ona również dom pod nr. 14.
Przedwojenna galanteria
Odbudowa kamienicy rozpoczęła się od konfliktu właścicieli z magistratem. Janaszewscy skarżyli się, że na początku 1918 r. odgruzowali teren, jednak „(…) podczas uprzątania gruzów przez bezrobotnych (…) została ta posesja z niewiadomej przyczyny od strony Sukienniczej zasypana (…), a od strony sąsiedniej posesji Płockiego zostały zasypane piwnice, na skutek rozbiórki murów na posesji Płockiego”. Pismo Mieczysława Janaszewskiego pełne jest przedwojennej galanterii: „Proszę niniejszym o łaskawe uprzątnięcie tych gruzów i pozostaję z poważaniem”. Mimo tych grzeczności Biuro Odbudowy Miasta pozostało nieugięte. Stwierdzono, że gruzy są porośnięte trawą, a więc stare, a „pretensje pana Janaszewskiego (…) nie do uwzględnienia, gdyż przykładem p. Janaszewskiego [będzie] mógł każdy obywatel żądać usuwania gruzów. W sprawy p. Janaszewskiego i Płockiego Magistrat i Wydział Budowlany wtrącać się nie ma obowiązku”. A jednak urząd się wtrącił, bo 9 kwietnia 1920 r. obaj panowie zostali wezwani do biura policyjno-budowlanego „w sprawie załatwienia sprawy szczytu granicznego”. Język biurokracji zadziwia nie od dziś.
Na „motywach
rodzimych kaliskich”
W sierpniu 1919 r. pani Janaszewska przedstawiła projekt odbudowy. Architekt z pobliskiego Ostrowa Worsztynowicz (Stefan lub Stanisław) zaproponował budynek w charakterze modernizującej secesji. Kamienica na ostatnim piętrze miała zostać ozdobiona dwoma wielkimi półokrągłymi oknami. Kosmopolityczny styl nie spotkał się z uznaniem kierujących odbudową Kalisza architektów, miejskiego Zenona Dzierżawskiego i okręgowego Sylwestra Pajzderskiego. Przypomnijmy, że odbudowywane miasto miało nawiązywać w swoich formach do polskich tradycji architektonicznych. O tym założeniu przypomina pismo wymienionych architektów: „Lico frontowe od strony rynku opracowuje się z urzędu i winien się projektodawca do niego zastosować. Lico od ul. Sukienniczej winno być opracowane, wzorując się na naszych rodzimych kaliskich motywach”. Jeden z piszących (zapewne Pajzderski) wykonał też szkicową propozycję nowej elewacji. Komisja do spraw zatwierdzania planów zgłosiła zastrzeżenia m.in. do niezgodnej z Ustawą budowlaną dla miasta Kalisza zbyt dużej kubatury oficyn, ograniczających przestrzeń i dopływ światła do podwórka. Kolejne pismo, choć zezwala na budowę, zawiera kolejną porcję uwag: „Dachy mansardowe nie są u nas w Kaliszu w zwyczaju, jest to obcy motyw, nie poleca się”. Można współczuć właścicielom; zapewne w duchu przeklinali zalecenia, jednak to właśnie bezwzględnej konsekwencji komisji zawdzięczamy charakterystyczną, jednolitą szatę odbudowanego w międzywojniu miasta. Sam twórca projektu Worsztynowicz znika z dokumentów – czyżby się obraził?
Szybka odbudowa
Nowym projektantem został Władysław Gmurowski (biuro przy al. Józefiny 23). I on nie uniknął uwag miejskiej komisji. Zwracano uwagę na każdy drobiazg: „Filary od strony rynku nie mogą być wykonane jako półkolumny”. W dokumentacji nie zachował się projekt elewacji, znajdziemy za to ponowne żądanie zastosowania się do rysunku dostarczonego przez urząd. W styczniu 1921 r. komisja w składzie: Ozdowski, Nestrypke, Fieweger, odbierając budynek w stanie surowym, zezwoliła na otynkowanie ścian wewnętrznych. Nie powinno nas zdziwić, że i w tym wypadku stwierdzono niedoróbki.
Zwróćmy uwagę na nowy skład komisji – nie ma w niej Sylwestra Pajzderskiego. W tym samym roku został on usunięty ze stanowiska architekta okręgowego z zarzutem popełnienia błędów przy budowie magistratu. Wśród krytyków kolegi po fachu znalazł się także Gmurowski. Wina nie została udowodniona, wiele wskazuje, że to właśnie staranność w wykonywaniu obowiązków mogła przysporzyć Pajzderskiemu sporo wrogów. Zdaniem architekta Jana Heuricha jedyną winą pechowca było to, że będąc przeciążonym pracą, nie powiadomił o nadmiarze obowiązków magistratu. Przytaczamy tę znaną historię, aby przypomnieć, że odbudowa Kalisza to również dzieje niekończących się konfliktów, które ostatecznie zakończyły się rezygnacją z wielu wspaniałych planów.
Wróćmy do budynku nr 14. W październiku 1921 r. do świeżo postawionej kamienicy sprowadzili się pierwsi lokatorzy. Obiekt nie był jeszcze ukończony, ale to właśnie ten rok umieszczono na datowniku przy wejściu. Wiosną następnego roku właścicielka poprosiła magistrat o pozwolenie na otynkowania elewacji. Choć nie zachowały się plany fasady, obecny jej stan świadczy, że Gmurowski tylko nieznacznie zmodyfikował dostarczony przez komisję szkic. Jeszcze w tym samym roku nad wejściem pojawił się szyld sklepu Bławat Wielkopolski.
Zaglądamy do środka
W 1928 r. w przyrynkowej kamienicy mieszkali: na I piętrze Wiktor Winiarski, emeryt, na II piętrze Kazimierz Czyżewski, nauczyciel, III piętro zajmował Moryc Kohn, żydowski kupiec. Każdy z najemców płacił 140 zł miesięcznego czynszu. Dodatkowy dochód (250 zł) przynosił sklep z mieszkaniem dzierżawionym przez kupca Szymona Charłupskiego. „Budynek jest solidny i gwarantuje długą trwałość” – zapewnia opis z lat 20. Nie otynkowano jeszcze elewacji od podwórza (sprawa ta powróci w 1930 r.), a na dwóch klatkach schodowych brakuje poręczy. Wodę początkowo czerpano ze studni artezyjskiej, połączonej z wodociągiem przeznaczonym wyłącznie dla tego budynku. Nieczystości odprowadzano do stacji biologicznej, czyli murowanego i sklepionego szamba. Obiekt za ścianą, przy tylnej klatce schodowej, istnieje i służy swym celom do dzisiaj.
Wejdźmy do trzypokojowego, ponad 100-metrowego mieszkania na I piętrze – emeryta Winiarskiego. Wyposażono je w staroświeckie oświetlenie gazowe. Po prawej stronie od wejścia znajdowały się sypialnia i salon. Po lewej duże, zajmujące całą ścianę drzwi prowadzące do jadalni. W razie potrzeby można je było otworzyć na oścież i w ten sposób powiększyć przestrzeń. Dalej następowała część gospodarcza, rozpoczynająca się od korytarza z podsufitowym stryszkiem i sąsiadującymi ze sobą służbówką oraz ubikacją. Tę ostatnią wyposażono w wannę z metalowym piecykiem i porcelanowy klozet. Ostatnim pomieszczeniem była kuchnia (ze schowankiem), z której można się było wydostać na tylną klatkę. Ogrzewania dostarczały berlińskie piece kaflowe z ozdobnymi drzwiczkami; granatowy stał w sypialni, białe w jadalni i salonie. Piec w służbówce zaopatrzono w pomysłową zamykaną wnękę do podgrzewania wody. Schemat rozplanowania wnętrz powtarzał się na każdym piętrze.
Anna Tabaka,
Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie