
Łowisko w Lipce (36 km od Kalisza), w dniu 26 lipca, przywitało uczestników pierwszych zawodów wędkarskich zorganizowanych przez właściciela sklepu „Sumik” w Opatówku, Jerzego Wielgusiaka, piękną pogodą i przyjacielską atmosferą. Gwarantowane przez właściciela tego ośrodka turystyki wędkarskiej Stanisława Błaszkowiaka, dobre połowy ryb, wszystkich uczestników oraz organizatorów nastrajały bardzo optymistycznie. W chwili rozpoczęcia zawodów odliczyło się 17 uczestników, z dwudziestu zgłoszonych do rywalizacji. Nabrzeże zbiornika, na którym rozgrywano zmagania o piękny puchar (zob. zdjęcia w internetowym wydaniu ŻK), przed startem zostało podzielone na 20 stanowisk. Gdy okazało się, że startujących jest mniej, organizator natychmiast podjął decyzję o zmniejszeniu liczby stanowisk, a pozostałe postanowił rozszerzyć, aby łowiący mieli większy komfort przestrzeni podczas wędkowania. Bardzo to mądra decyzja i choć wymagała od organizatorów dodatkowej pracy, jej wykonanie zaświadcza, jak ważnymi dla J. Wielgusiaka są startujący w zawodach. To jeszcze jedna cegiełka do wspaniale zorganizowanego spotkania wędkarzy.
Marek Grajek
Od rozpoczęcia zawodów trwało pełne napięcia oczekiwanie na zgłoszenie pierwszej w zawodach złowionej ryby, za co przygotowany był puchar oraz nagroda. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ już w trzeciej minucie od rozpoczęcia łowienia, Jacek Wojtaszek złowił leszcza. Wiadomym się stało, że ryby żerują i istnieje duża szansa na zrobienie dobrego wyniku. W trakcie zawodów, jak na dobre łowisko przystało, kilku łowiących miało na wędkach bardzo duże ryby, które jednak pokazały słabości ich zestawów. Walkę z dużym jesiotrem przegrał wspomniany J. Wojtaszek, a Jan Kłodziński, po długim i wyczerpującym - zarówno rybę jak i wędkarza - holu, stracił kilkunastokilogramowego karpia, który tuż przy podbieraczu urwał przypon. Bardzo emocjonujący hol zakończony powodzeniem przeżył również Grzegorz Glapa, któremu udało się wyholować amura o wadze 4 510 g. Największą rybę zawodów udało się jednak złowić piszącemu te słowa. Karp o masie 6 460 g zagwarantował mi zdobycie pucharu przyznanego za tę klasyfikację. Jak się okazało po zakończeniu zawodów, również mój połów był tego dnia najbardziej owocny. Wynik 25 510 g zagwarantował mi zwycięstwo i zdobycie - wielkiej urody, rzadko spotykanego na zawodach wędkarskich - pucharu. II miejsce wywalczył G. Glapa z wynikiem 12 190 g, a Mateusz Zieliński stanął na trzecim stopniu podium za połów o wadze 8 490 g. Tylko trzem zawodnikom nie udało się złowić żadnej ryby, ale było to spowodowane świadomym wyborem metody połowu, która w tym dniu nie przyniosła spodziewanych rezultatów.
Dzięki pozyskaniu do sponsorowania, właściciela firmy Match Pro Krzysztofa Kałużnego oraz szefa firmy Wik-Mar Wiktora Walczaka, wszyscy uczestnicy już na starcie otrzymali upominki oraz dodatki do zanęt, które można było wykorzystać w trakcie łowienia. Świetny pomysł. Uczestnicy oraz organizatorzy zwodów serdecznie dziękują obu darczyńcom.
Jak łowiłem
Niemal tradycją staje się już opisywanie sposobów łowienia, które zastosowali zwycięzcy. Oczywiście zagadnienie to dotyczy tylko tych wędkarzy, którzy nie zasłaniają się tajemnicą składów zanęt, czy stosowanych technik łowienia. Czytelnicy rubryki „Na ryby” wiedzą o tym doskonale, że jeżeli św. Zenon z Werony (opiekun wędkarzy), obdarzy mnie swoją szczególną opieką podczas zawodów, zawsze dzielę się informacją dotyczącą mojego sposobu łowienia.
Przygotowałem, do wstępnego nęcenia, połączone gliny Team River oraz Team Lake, do których dodałem torebkę drobnego peletu „Halibut”, garść namoczonej wstępnie zanęty, którą napełniałem koszyczek oraz sparzone pinki i kolorowego robaka „Angolek”. Sklejone z tej mikstury 18 kul udało mi się celnie wstrzelić procą w łowisko, dzięki zastosowaniu markera, który wrzucony był w łowisko w odległości, na którą później (po wyjęciu markera) zarzucałem zestawy. 30 metr okazał się tego dnia właściwym dystansem. Łowiłem dwoma pikerami z żyłką główną 0,20 mm oraz przyponami o przekroju 0,16 z haczykami Maruseigo nr 10. Długość przyponów wynosiła 40 cm.
Mieszanka zastosowana podczas tych zawodów składała się z jednego opakowania zanęty GST Competition Feeder River oraz takiej samej ilości GST Competition Feeder Bream firmy Traper. (Zdjęcie w internetowym wydaniu ŻK). Przy stosowaniu tej mieszanki bardzo ważne jest jej właściwe nawilżenie i przetarcie przez sito. Zanęta zyskuje wówczas postać rozproszoną (bez grudek) oraz bardzo dobrze napowietrzoną, co wzmaga jej pracę. Niedomoczenie może spowodować, że będziemy gubić zanętę w trakcie jej opadania w koszyczku, a przemoczenie spowoduje zbyt długi okres jej uwalniania się z karmnika. Oba przypadki są błędem. Ponieważ w zanęcie River producent dodał nieco kleju oraz słodkich składników, świetnie się klei (nie wymaga mocnego ubijania w koszyczku), a jednocześnie smakuje praktycznie wszystkim gatunkom białorybu, które spotykamy w naszych łowiskach. Uzupełnienie tej mieszanki pudełkiem żywych pinek oraz dużego, kolorowego „Angolka”, uczyniło ją znakomitą miksturą na ryby pływające w stawie. Dodałem także nieco (ok. połowy puszki) kukurydzy, ale zakładana tego dnia na haczyk, na moim stanowisku nie wabiła ryb. Jak wspomniałem, po zarzuceniu zestawu zanęta nie powinna się uwalniać z koszyczka w trakcie opadania na dno łowiska, ale gdy już tam dotrze, powinna szybko wysypać się z karmnika. Dlatego tak ważne jest poznanie głębokości łowiska, które dość szybko można odczytać dzięki stosowaniu markera. Znając czas opadania karmnika, możemy dokładnie określić siłę kleistości mieszanki. Te wszystkie elementy składowe przygotowań, jeśli oczywiście w łowisku są żerujące ryby, decydują o naszym powodzeniu. Obserwujący moje wędkarskie poczynania J. Wielgusiak, zakończone łowienie skwitował jednym słowem - konsekwencja. Za każdym razem starałem się zarzucać zastaw na te samą odległość (ogranicznik na szpuli kołowrotka) oraz kierunek (wybrany punkt na przeciwległym brzegu). Reagowałem doborem wielkości koszyczka, gdy brania ustawały zwiększałem jego pojemność, natomiast kiedy ryby żerowały w zanęcie, zmniejszałem go, aby na dość płytkim łowisku (w miejscu łowienia głębokość wynosiła ok. 150 cm), nie straszyć ryb silnym pluskiem. Sumaryczne zestawienie poszczególnych elementów pozwoliło mi łowić ryby przez całe zawody.
Uroczyste wręczenie pucharów i upominków oraz doskonale smakujący obiad przygotowany w restauracji działającej przy łowisku, dopełniły imprezy, która powinna stać się cykliczną. Jeżeli tak będzie, już dziś zapisuję się na następne spotkanie z bardzo sympatycznymi wędkarzami z Opatówka.
Podpis pod zdjęciem: Uczestnicy Pierwszych Zawodów o Puchar Sklepu Wędkarskiego „Sumik” w Opatówku
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie