
Szpital św. Trójcy (dzisiejszy budynek przychodni przy rogatce) przez wieki swojego istnienia przeszedł wiele modernizacji. Zmieniały się jego funkcja i forma. W XVIII w. placówka służyła najuboższym. W kolejnym stuleciu, już w nowym obiekcie, zainicjowano proces przekształcania przytułku w nowoczesną instytucję medyczną. Budynek ciągle się rozbudowywał…
Przeniesienie oddziału ubogich (1870) do oddzielnego gmachu wyznaczyło początek wielkich reform. Czas wymuszał zmiany, bowiem kontrola wykazała bardzo zły stan placówki. Instytucja była zadłużona – brakowało bielizny, mebli, a nawet urządzeń szpitalnych. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności funkcję lekarskiego inspektora guberni sprawował niejaki W. (imię nie znane) Weiss. Pochodzący z tzw. prowincji nadbałtyckich Rosji (dziś Łotwa i Estonia), niemiecki inspektor postanowił przenieść do Kalisza wzorce nowoczesnego szpitalnictwa. Chociaż nie należało to do jego obowiązków, Weiss odwołał się do ofiarności kaliszan. Za zebrane 2.000 rubli zakupiono najpotrzebniejsze sprzęty szpitalne. Co ważniejsze, udało się uzyskać dotację ze skarbu państwa. Suma 20.929, 65 rubli pozwoliła w 1875 r. na trzecią rozbudowę: obiekt, obok istniejących już właściwego szpitala i budynku administracyjnego, zyskał trzeci człon. Z inwestycji najbardziej reprezentacyjny charakter miała kaplica św. Trójcy. Budynek przypominający małą kamieniczkę nosił cechy skromnego eklektyzmu i dość mocno odcinał się od klasycyzmu starych gmachów. Wiemy, że obiekt miał szklany dach nad klatką schodową. Zdjęcie Wincentego Borettiego z albumu ks. Franciszka Pawelskiego (1895 r.), przechowywanego w zbiorach Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, prawdopodobnie jest jedynym śladem po nieistniejącym już wnętrzu kaplicy. W malutkim prezbiterium stał ołtarz z obrazem Trójcy Świętej i Madonny z Dzieciątkiem. Widoczne na fotografii wyposażenie mogło pochodzić ze starego kościółka lub było neobarokowym tworem XIX stulecia. Całość dopełniały ławki, konfesjonał oraz malowany na suficie św. Józef, patron dobrej śmierci. W 1899 r. kaplicę wyremontowano: „Staraniem przełożonej (…) sióstr miłosierdzia wielebnej Ludwiki Szemiot ustawiono w kaplicy nowy ołtarz. Praca ta wykonana przez p. [Mieczysława] Janusiewicza, w stylu gotyckim polichromowanym, jest już na ukończeniu. W ołtarzu postawiona zostanie bardzo piękna figura, przedstawiająca Niepokalane poczęcie N. Maryi Panny”.
Ostatnie rozbudowy
W 1876 r. urządzono wodociąg, ogrzewanie i wentylację. Tak wyposażony szpital uznano za wyróżniający się nawet na tle lecznic warszawskich. Pisał jeszcze w trakcie remontu prof. Wiktor Szokalski: „Miałem świeżo sposobność przyjrzeć się budowie szpitala w Kaliszu, który pod każdym względem będzie wzorcowy”. Prace nie zakończyły rozbudowy. W 1885 r. zamiast drewnianego parkanu otaczającego szpitalny ogród postawiono ceglany mur. Na terenie dziś zajętym przez parking rosły niegdyś lipy, klony i kasztany. Cztery lata później na miejscu magazynu solnego powstała nowa część szpitala, zwana barakiem. Piętrowy budynek wybudowany (jak się chwalono) w systemie amerykańskim. Mieścił on dwie obszerne sale (każda na 40 osób). Obecnie działa tutaj chińskie centrum handlowe. Wnętrze zachowało się w niezmienionym stanie, widoczne są nawet ślady po oświetleniu gazowym. I znów fotografia Borettiego pozwala dostrzec zagubiony szczegół – kamienną (marmurową?) tablicę z nieznaną inskrypcją. W 1899 r. z zapisu Aleksandry Nieniewskiej szpital otrzymał przylegający do niego od strony kaplicy murowany dom. Stał się on mieszkaniem Sióstr Miłosierdzia, parter zaś wynajęto osobom prywatnym. W ten sposób szpital zajął cały dzisiejszy teren. Ostatnią większą inwestycją był drewniany barak choleryczny, zlokalizowany w miejscu dzisiejszych garaży.
Na początku XX w. we wszystkich budynkach znajdowało się 16 większych sal i 10 oddzielnych pokoi. W sumie cały obiekt mógł pomieścić 180 łóżek. W 1902 r. przyjęto 1.692 chorych.
Budynek, nie licząc pożaru baraku cholerycznego i ogólnej dewastacji wnętrza, przetrwał I wojnę światową. W latach 1916-1917 dr Bronisław Koszutski tak opisał szpital: „Budynek (…) jest starą ruderą, absolutnie nieodpowiadającą wymaganiom nowoczesnym stawianym szpitalom”. Wtedy też podjęto decyzję o budowie nowej placówki. Oddanie do użytku w 1936 r. budynku zlokalizowanego między ul. Toruńską i Kaszubską zakończyło historię szpitala św. Trójcy. W latach 1960-63 dawną lecznicę podwyższono, tworząc widok dający wrażenie jednolitej klasycystycznej budowli. Aż do tej przebudowy stary gmach był konglomeratem malowniczych, ale nie pasujących do siebie brył.
Cuda techniki i miejsca sekretne
Odwiedzających w XIX w. szpital zachwycało nie tyle medyczne wyposażenie, co szczegóły techniczne. Warto przypomnieć, jak dawniej radzono sobie z podstawowymi problemami. W latach 70. XIX w. ciepła dostarczały tzw. piece Meidingera. Urządzenie opracowane przez niemieckiego fizyka Heinricha Meiddingera (1831-1905) składało się z dwóch walców; wewnętrzny, mieszczący palenisko, wykonany był z lanego żelaza, zewnętrzny stanowił osłonę z blachy żelaznej i służył ochronie przed wysoką temperaturą. Na nim też znajdował się zbiornik na wodę, która parując, utrzymywała wilgotność pomieszczeń. Najciekawszym elementem pieców były umieszczone pod podłogą kanały, prowadzące na zewnątrz budynku. Dostarczały one świeżego powietrza do cylindrów. Wentylacji pomieszczeń służyły dwa otwory, jeden pod sufitem, drugi w podłodze. Otwory zamykane klapkami miały przemyślny system otwierania; jeśli dolna była podniesiona, mechanika zamykała górną. Urządzenie grzewcze tak zachwyciło wspomnianego dra Szokalskiego, że opisał je na posiedzeniu Sekcji Biologicznej warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego i w czasopiśmie tego towarzystwa. Zachwytu nie podzielali inni lekarze. Piecom Meidingera zarzucono, że przepuszczają tlenek węgla (czad) i nie nadają się do pomieszczeń zamkniętych. Przypuszczenia te okazały się chyba prawdziwe, bo od 1897 r. ciepło zapewniały piece kaflowe i żeliwne piecyki. Budynek posiadał też bieżącą wodę; jej główny zbiornik znajdował się pod dachem, skąd rurami była rozprowadzana po całym budynku. Jak doprowadzano ją tak wysoko? Szokalski wspomina jedynie, że woda była podnoszona do góry za pomocą tzw. maneżu. Chodzi tu o kierat, rodzaj metalowej przekładni składającej się z kół zębatych, a napędzanej siłą koni. Część wody ogrzewano w kotłach, co pozwalało pacjentom korzystać z leczniczych kąpieli w łaźni parowej lub łazienkach z miedzianymi wannami. Brudna woda rurami spływała do rzeki. Każda z sal operacyjnych posiadała kanały do odprowadzania nieczystości. Skoro o nich mowa, zajrzyjmy do najbardziej sekretnych pomieszczeń – ustępów. Na początku XX w. część z nich wyposażono w porcelanowe klozety i pisuary. Fekalia przechodziły przez rury do hermetycznego zbiornika cementowego – odpowiednika dzisiejszego szamba. Jego dezynfekcję zapewniał tzw. proszek otwocki, podobno zmieniający zawartości zbiornika w bezwonną masę. Gazy z górnej części zbiornika odprowadzano kanałem połączonym z kominem kuchennym. W 1880 r. szpital wzbogacił się o kolejne niezwykłe urządzenie – żelazną komorę dezynfekcyjną, sprowadzoną z Petersburga. Przyrządy wyjaławiano najpierw za pomocą suchego gorącego powietrza, a od 1882 r. parą o temperaturze 100 st. Mimo to lekarze narzekali na niedostateczną sterylizację narzędzi. Tę ostatnią na początku XX w. zapewniał sterylizator przenośny weimarskiej fabryki Schmidta. Urządzenie odkażało instrumenty medyczne również za pomocą pary. Całość obiektu oświetlano lampami gazowymi z palnikami Auera (korytarze) i lampami naftowymi (sale). W 1907 r. budynek uzyskał połączenie telefoniczne.
Chociaż wszystkie te „cuda techniki” mogą wzbudzić już tylko uśmiech, warto sobie uzmysłowić, jak bardzo zmieniły świat. Jeszcze w latach 40. XIX w. nie dostrzegano oczywistych związków między brakiem higieny a umieralnością pacjentów. Zmiany przyniosła dopiero II połowa stulecia, nie bez kozery nazywana wiekiem pary i elektryczności.
Anna Tabaka,
Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie