
Niszczejący dom przy ulicy Granicznej 20 straszy swoim wyglądem. Dzisiaj już niewielu przypomina sobie, że przez dziesięciolecia pod budyniem w betonowym schronie mieściło się stanowisko dowodzenia na wypadek wojny. Schron zachował się niemal w idealnym stanie, a będące na jego wyposażeniu urządzenia są sprawne. Jednak dzisiaj nie jest potrzebny, bo obrona cywilna w naszym kraju to czysta fikcja
Starsze pokolenia Polaków
pamiętają czasy, kiedy PRL–owska władza na wszelkie sposoby straszyła nas „imperialistycznym Zachodem”. W ich ocenie ten tylko czyhał, by zniszczyć podwaliny ustroju sprawiedliwości społecznej, który z takim zapałem budowaliśmy pod przywództwem Wielkiego Brata z Moskwy. Kiedy plaga stonki niszczyła uprawy ziemniaków, władze przekonywały, że to sprawka Amerykanów. Jednak największym straszakiem była rozdmuchana propaganda o nieuchronności wybuchu trzeciej wojny światowej. Wojny, w której zostanie użyta broń atomowa. Kilkusettysięczna armia Ludowego Wojska Polskiego, po powstaniu Układu Warszawskiego w sojuszu z armiami bratnich państw, miała zagwarantować zwycięstwo nad „gnijącym imperializmem”. Niemniej trzeba było podjąć działania, które chroniłyby ludność cywilną przed skutkami broni masowego rażenia. Pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku wystarczały książeczki propagandowe, które zawierały zasady, jak należy zachować się po wybuchu bomby atomowej. Otóż należało znaleźć jakąkolwiek osłonę (murek, zagłębienie), położyć się na ziemi nogami w kierunku wybuchu i przykryć się np. kocem, prześcieradłem itp.
Schron na Granicznej
Jeden z pocisków miał spaść na Kalisz. Mój rozmówca twierdzi, że przypuszczalnym miejscem uderzenia miało być skrzyżowanie ulic Wodnej i Babinej. Budowę schronu dla włodarzy miasta i osób odpowiedzialnych za kierowanie obroną Kalisza (później także województwa) rozpoczęto na początku lat 60 – tych przy ulicy Granicznej 20. Uznano, że budowla będzie obiektem niejawnym, samowystarczalnym przez okres około miesiąca. Wysoki drewniany płot bez prześwitów miał chronić teren budowy przed ciekawskimi. Do prac budowlanych ściągnięto firmy z odległych zakątków Polski. Ten zabieg miał utrudnić rozpowszechnianie informacji o szczegółach powstającego obiektu. W niedługim czasie na Granicznej 20 wyrosła okazała jednopiętrowa willa ze stromym dachem. Maskowała ona główną budowlę – podziemny schron. O tym, co krył w swoim wnętrzu, wiedziało niewiele osób. W cyklicznych ćwiczeniach sztabowych brała udział wąska grupa ludzi. Nasilenie ćwiczeń nastąpiło w latach siedemdziesiątych. W schronie mieściło się stanowisko kierowania obroną miasta i województwa kaliskiego. Jedną z dwóch osób, które najwięcej mogą powiedzieć na temat budowli, jest Mariusz Siedlecki. Drugą jest jego ojciec, który od 1970 roku do czasu przejścia na emeryturę (1990 rok) odpowiadał za sprawność urządzeń technicznych schronu. – Ojciec był tutaj 24 godziny na dobę. A to dlatego, że kiedy dostał tę pracę, to równocześnie przydzielono mu mieszkanie w budynku maskującym schron. Od 1990 roku do 2000 roku ja przejąłem obowiązki po ojcu. Znam tutaj każdy zakątek schronu i działki. Mimo że już tutaj nie mieszkam, czuję się na Granicznej jak u siebie. Działka liczy około 2500 metrów kwadratowych, a sam schron około 500 metrów kwadratowych. Jego główna część zlokalizowana jest pod budynkiem, a wejście i wjazd znajdują się od strony ogrodu. Schron to kilkanaście pomieszczeń o różnym przeznaczeniu. Główne to sala sztabowa oraz pomieszczenia operacyjne. Są też salki przeznaczone do odpoczynku (wyposażone w łóżka), sanitariaty, łazienki. Część pomieszczeń zajmują urządzenia gwarantujące niezależne funkcjonowanie obiektu. Schron posiada własny system centralnego ogrzewania. Specjalny system agregatów filtrowo – wentylacyjnych gwarantuje dopływ świeżego, nieskażonego powietrza. Na wyposażeniu jest także wysokowydajny agregat prądotwórczy i centrala łączności przewodowej i radiowej – opowiada Mariusz Siedlecki. Jak widać, dla miejskich decydentów i partyjnych aparatczyków na czas wojny stworzono w miarę bezpieczne miejsce. A co z pozostałymi mieszkańcami Kalisza? W okresie PRL schrony posiadały niemal wszystkie duże zakłady pracy i instytucje państwowe. Ponadto na terenie zakładów budowano ukrycia i szczeliny przeciwlotnicze.
Plany obronne przewidywały także budowę ukryć na osiedlach mieszkaniowych. Stanowiły je wzmocnione piwnice z dodatkową wentylacją i wyjściem położonym kilkadziesiąt metrów poza budynkiem.
Jeszcze do niedawna o istnieniu osiedlowych ukryć przypominały daszki szybów sterczące na trawnikach pomiędzy blokami. Np. na ulicach Bogumiła i Barbary, Prusa. – Bloki mieszkalne, w których planowano budowę ukryć, były dofinansowywane z budżetu państwa. Ostatni budynek z ukryciem oddano do użytku w 1989 roku na osiedlu Dobrzec. Liczba miejsc w schronach i ukryciach była skalkulowana na około 6 tys. osób. Przygotowano je z myślą o pracownikach tych zakładów i instytucji, które musiałyby funkcjonować także w czasie wojny. Natomiast większość kaliszan byłaby ewakuowana w wyznaczone rejony położone daleko poza miastem – mówi Aleksander Quoos, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Spraw Obronnych Urzędu Miejskiego w Kaliszu.
Obrona cywilna to fikcja
Wszystko zmieniło się po roku 1989. Wojska rosyjskie opuściły kraj, wstąpiliśmy do NATO i uznano, że żadna wojna nam nie grozi. Nowa doktryna obronna, a głównie brak pieniędzy zadecydowały o tym, że sprawy obronne zaczęto traktować po macoszemu. Likwidacja wielu przepisów wykonawczych wprowadziła organizacyjny bałagan. A wiele tych, co się ostały, to przepisy martwe. – Minęło ponad 20 lat, a do dzisiaj nie doczekaliśmy się kompleksowego aktu prawnego w randze ustawy. Dzisiaj obrona cywilna ładnie wygląda tylko na papierze i w sprawozdaniach. Określona jest struktura organizacyjna od Szefa Obrony Cywilnej Kraju poprzez szefów obrony cywilnej województw, powiatów i gmin. Brak jest podstawowych przepisów prawnych, które stanowiłyby podstawę działalności OC. Np. nie ma przepisów dotyczących schronów. Schron jako pojęcie stało się anachronizmem. W gminach nie ma żadnych struktur OC. Musiałby je utworzyć wójt i finansować ze środków gminy, a więc nikt tego nie robi – wyjaśnia Aleksander Quoos. Taka polityka doprowadziła do tego, że w Kaliszu zlikwidowano niemal wszystkie schrony. Aktualnie 100 – tysięczne miasto dysponuje jedynie magazynem, w którym zgromadzono sprzęt na wypadek klęsk żywiołowych (pompy wodne, plandeki przeciwdeszczowe, 200 składanych łóżek). Zlikwidowane zostały także ukrycia w budynkach mieszkalnych. Zgodnie z prawem o losach ukryć i schronów decydowali wyłącznie właściciele budynków, np. wspólnota mieszkaniowa. Zbędny stał się także schron przy Granicznej 20.
Czy posesja na Granicznej 20 musi niszczeć?
Dobija widok niszczejącego budynku. Trudno zrozumieć, dlaczego przez 20 lat władze województwa, a następnie miasta, nie potrafiły go zagospodarować. Przez krótki okres spotykali się tutaj studenci Uniwersytetu im. A. Mickiewicza – pasjonaci krótkofalarstwa. W końcu budynek przekazano Fundacji „Miłosierdzie”. Ale ta, nie posiadając środków na remont, nie była w stanie go zagospodarować. W efekcie obiekt niszczeje, a formalną pieczę sprawuje nad nim Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych. Wszystko ma się zmienić jeszcze w tym roku. Władze miasta zabezpieczyły na remont budynku kwotę niemal 550 tys. zł. Po zakończeniu prac willę przejmie Fundacja Miłosierdzie. Budynek i schron tworzą nierozerwalną całość. Dlatego zagospodarowanie wilii nie rozwiązuje problemu schronu. A szkoda, by taki obiekt był niewykorzystany i niszczał. Wręcz oniemiałem z wrażenia, kiedy pan Mariusz otworzył metalowe drzwi prowadzące do wnętrza schronu. Mimo że od lat nie pełni swojej funkcji, utrzymany jest w bardzo dobrym stanie. Sprawne są wszystkie urządzenia, w tym: piec CO, agregat prądotwórczy, akumulatorownia, system filtrów, węzły sanitarne. To zasługa Mariusza Siedleckiego, który dzień w dzień nie tylko dogląda posesji, ale także wiele godzin spędza na konserwacji urządzeń schronowych. Wierzy, że jego praca nie pójdzie na marne i w niedługim czasie znajdą się ludzie, którzy na bazie obiektów przy Granicznej 20 stworzą np. atrakcyjne miejsce dla pasjonatów militariów i historii. Może warto, by władze miasta przemyślały jeszcze raz decyzję dotyczącą losów posesji przy Granicznej 20. Obyśmy po czasie nie żałowali, że kolejny raz utraciliśmy coś niepowtarzalnego. Tak było w przeszłości np. z budynkami „kozy miejskiej” czy straży pożarnej.
Budujemy schrony, ukrycia i szczeliny przeciwlotnicze
Żarty skończyły się na początku lat 60–tych. Konflikt kubański w 1961 roku rzeczywiście niemal nie doprowadził do wybuchu wojny. Wówczas w Polsce na poważnie zaczęto traktować problem obrony cywilnej, w tym budowy schronów i ukryć. W 1962 roku rozpoczęto budowę schronu dowodzenia na wypadek wojny jądrowej (na potrzeby wojska, centralnych władz państwa) w Laskach koło Dąbrowy Leśnej (Puszcza Kampinoska). Powstały trzy obiekty o łącznej powierzchni 3800 metrów kwadratowych. Odrębną grupę stanowiły schrony podległe rosyjskim wojskom stacjonującym na terenie Polski. Sowieckie bazy jądrowe poza okolicami Poznania znajdowały się w Kolonii Brzeźnica w okolicach Trzemeszna Lubuskiego i Dobrowie niedaleko Koszalina.
Najbardziej tajemniczym miejscem było Borne Sulinowo koło Szczecinka. To miasto nie istniało na mapach do 1992 roku. Cały kompleks zajmował obszar 18 tys. ha i był zamieszkany przez radzieckie dowództwo. Miasto było samowystarczalne, wyposażone w podziemne bunkry i podziemną kolejkę. W okolicznych lasach znajdowały się silosy z bronią jądrową. Na terenie Polski, mimo że oficjalnie twierdzono, że nasz kraj był strefą bezatomową, Rosjanie rozlokowali 178 ładunków jądrowych. Nic dziwnego, że USA jako członek układu NATO skierowały na nasz kraj 82 pociski jądrowe.
Szwajcaria od ponad 400 lat nie uczestniczyła w konflikcie zbrojnym. Ale każdy obywatel ma przydzielone miejsce w schronie, który może wytrzymać atak jądrowy. Budujący nowy dom ma obowiązek wyposażyć go w schron, jeśli dla jego mieszkańców w okolicy nie ma wystarczającej liczby miejsc w już istniejących. Budowa dofinansowana jest przez państwo. Pod powierzchnią tamtejszych gór kryją się największe w Europie instalacje militarne, magazyny broni, surowców, żywności, leków. W armii narodowej mają obowiązek służyć wszyscy zdrowi mężczyźni do 42 roku życia. Do 35 roku biorą udział w corocznych szkoleniach wojskowych, a w domach przechowują wyposażenie wojskowe łącznie z bronią. W ciągu 48 godzin Szwajcaria jest w stanie zmobilizować 400 tys. cywilów.
Grzegorz Pilecki
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie