
Dwadzieścia lat temu kaliskie śmieci trafiały na hałdę do pobliskiej miejscowości Kamień. Wtedy pracował tam zaledwie jeden spychacz na koszt miasta ... i od kilku do kilkunastu „samozatrudnionych” zbieraczy, którzy na wyścigi przeszukiwali świeżo przywieziony towar by wybrać złom, butelki, plastik, drewno, makulaturę czy nadające się jeszcze do użytku najróżniejsze przedmioty, sprzedając je potem w różnych punktach skupu.
Dla Kalisza i kaliszan był to więc złoty okres darmowej segregacji śmieci.
Obecnie wszyscy je codziennie segregujemy na wiele frakcji, a potem za opłatą robi to jeszcze pobudowany w 2006 roku za kilkadziesiąt milionów złotych Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych „Orli Staw” pod Cekowem, który zatrudnia 150 pracowników.
– Związek to 22 jednostki samorządu terytorialnego. W tym są te największe: Kalisz, Sieradz i Turek. Obsługujemy obszar na granicy dwóch województw, zamieszkały przez blisko 350 tysięcy mieszkańców. Rocznie trafia tu około 100 tysięcy ton odpadów – mówi Przewodniczący Zarządu Związku, Jan Kłysz.
Wszystkie odpady, które wjadą do Zakładu są zagospodarowane jeszcze tego samego dnia. Każda ciężarówka ze śmieciami, która przekroczy bramę jest najpierw ważona. Potem jedzie do pobliskiej hali gdzie wysypuje zawartość do przeznaczonego dla danej frakcji boksu. Ładowarka podaje na taśmociąg zawartość poszczególnych boksów, ale kolejno, w jednym czasie tylko jedną wysegregowaną już przez mieszkańców frakcję. Zatem w pewnym czasie podawane są tworzywa sztuczne, a w innym papier czy odpady zmieszane. Taśmociąg transportuje odpady do pierwszej kabiny sortowniczej gdzie odbywa się wstępna ręczna segregacja. Następnie taśma przemieszcza śmieci do obracającego się sita w kształcie tuby, które automatycznie dzieli je na większe lub mniejsze elementy.
Stąd odpady trafiają na różne linie sortownicze, gdzie znów pracownicy dokonują kolejnej segregacji. Później pozostała masa przemieszcza się m.in. do następnego sita. W tej części sortowni są też urządzenia wyłapujące metale oraz urządzenie, które wyłapuje papier (tzw. separatory). Na końcu posegregowane odpady trafiają do różnych boksów. W zakładzie sortuje się nawet kolor plastikowych butelek, gdyż takie są wymagania odbiorcy surowca.
Część śmieci biodegradowalnych (zielonych) poddawana jest procesowi kompostowania, w wyniku którego uzyskiwany jest tzw. HUM-OS (substancja przeznaczona do poprawiania właściwości gleby). Pozostała po wielu selekcjach i rozdrobnieniu reszta, trafia na składowisko.
Wyselekcjonowane odpady są materiałem, który zakład stara się sprzedać innym podmiotom do dalszej przeróbki. Czasami jednak musi dopłacić za ich odbiór. Tak się dzieje obecnie z oponami. W zeszłym roku firmy odbierające zużyte opony do przemiału płaciły za nie, w tym roku jest odwrotnie - to zakład płaci za ich odbiór
Orli Staw musi prowadzić taką politykę cenową by wyselekcjonowane odpady możliwie jak najszybciej sprzedać i nie doprowadzić do ich nadmiernego magazynowania.
Miarą efektywności zakładu jest więc jak największy procent odzyskanych surowców wtórnych.
Jak informuje Jan Kłysz w Zakładzie Orli Staw udaje się odzyskać do późniejszego dalszego wykorzystania około 50 procent ogólnej masy odpadów, które tu przyjęto.
Wbrew pozorom zainteresowanie pracą w tym zakładzie jest spore. Niemal każdego dnia wpływa tu jakieś podanie o przyjęcie do pracy.
Dostarczenie naszych śmieci do Zakładu Orli Staw jest odpłatne.
– Cennik dotyczy kilkudziesięciu asortymentów. Ceny są tak skalkulowane, aby pokrywały koszty funkcjonowania Zakładu, te bieżące i przyszłe. Przychód pozwala sfinansować koszty własne, amortyzację i wymagane inwestycje. W tej chwili, po podpisaniu umowy z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej Związek realizuje inwestycje o wartości około 144 milionów zł. Są to pieniądze z Narodowego Funduszu, ale również wkład własny Związku - informuje przewodniczący zarządu.
Budowana obecnie nowa hala sortownicza nie wstrzymuje normalnej pracy zakładu.
Arkadiusz Woźniak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Zakład zarabia krocie na tym że wysegreguje to co najpierw firmy zmieszają na ciężarówkach. A firmy oddając do zakładu zmieszane też dostaje wyższą stawkę i tak oto głupi mieszkaniec musi za to zapłacić, bo miasto płaci więcej najpierw firmą a później zakładowi. I tak oto wszystkim jest dobrze, tylko Kinastowski nie wie jak znaleźć te pieniądze, więc dwoi się i troi, zatrudnia fachowca z eko i nic, chce podwyższyć opłatę mieszkańcom, nie wychodzi, więc skromne 9,5 mln zabiera z inwestycji i śmieci i lekką ręka płaci wszystkie rachunki. Tylko dlaczego tak dużo? Tak drogo? Skąd tyle śmieci? O to jest pytanie.