
Sentyment do Nocy i Dni powrócił. Może to słota za oknem taki wzbudza sentyment? Dnia wciąż ubywa, a czasu na wieczorne prywatki w oparach gorącej herbaty mamy coraz więcej. Dziś słowo o fachu starym jak świat. Zawodzie krawca, który przecież sprawia, że wyglądamy i czujemy się lepiej. Choć dziś nieco zapomniany, a czasem traktowany jako objaw snobizmu, to pragnę zdmuchnąć kurz z prastarej maszyny do szycia i przypomnieć, jak dziergało, fastrygowało i zszywało się w Kaliszu przed 100 laty
Pani Barbara usłyszała cenę i oczy jej zapadały (…) w sklepie panował nabity wełną mrok, spośród którego Nussenowie wydobywali coraz to nowe płaszczyki (…). Samuel Nussen był otyły i przyodziany tak, jakby się wybierał zaraz wyjść na ulicę. Na szarej marynarce miał orzechowe paletko, systematycznie zapięte, a spod kołnierza wyglądał mu nawet biały jedwabny szalik. Poważny i zamyślony, zdawał się tylko mimochodem wypełniać rolę kupca, Mimochodem, a jednak nieomylnie i umiejętnie. Był chory na oczy i na rzęsach miał trochę zaschniętej ropy, co sprawiało, że patrzący na niego obcierali nieznacznie własne oczy. Pani Nussenowa w przeciwieństwie do męża wyglądała tak, jakby mieszkała tutaj między stosami okryć męskich i damskich. Odziana w negliż wynurzała się z piany koronek zdobiących jej obszerny i powłóczysty szlafrok.
Opisany przez Marię Dąbrowską skład futer Żyda Nussena był zapewne literackim portretem kilkunastu, o ile nie kilkudziesięciu faktycznie funkcjonujących w XIX - wiecznym Kaliszu sklepów z tekstyliami. Nussen, w przeciwieństwie do wielu innych fikcyjnych postaci w Nocach i Dniach, nie ma wyraźnie określonego przez autorkę odpowiednika historycznego. Jest jednak jednym z bardziej charakterystycznych punktów handlowych w powieściowym Kalińcu i pozostaje przy okazji jedną z bardziej humorystycznych scen w adaptacji Nocy i Dni w reżyserii Jerzego Antczaka.
Igłą i nitką po mapie Kalisza
Trudno jednoznacznie uznać, czy historia krawiectwa zaczęła się od wygnania z raju czy wtedy, gdy wytwarzanie ubrań i szycie stały się sztuką i kunsztem. Wszak wypędzeni z Edenu - Adam i Ewa, zapragnęli przyodziać się w coś, co pomoże uporać się z dopiero co odkrytym wstydem. Wybrali liść, który stał się symbolicznym pierwszym odzieniem wierzchnim w dziejach. Krawcy pochodzenia żydowskiego stanowili w Kaliszu przed wojną dość dużą konkurencję dla pozostałych narodowości - głównie Polaków i w mniejszym stopniu Niemców. W Kaliszu najpotężniejsze żydowskie firmy mieli Goldman i Tennenbaum - być może pierwowzory dla zakładu Nussena. Ceny mieli takie same. Klientelę dość dobrą. Ubierali się u nich również Polacy – adwokaci, lekarze. Nie było podziałów ani antagonizmów. Zrzeszeni byli w Cechu Rzemieślniczym, ale wszystko odbywało się raczej na zasadzie stosunków koleżeńskich. Cech urządzał bale sylwestrowe i zabawy karnawałowe na Piekarskiej. Mieściła się tam również Restauracja Rzemieślnicza. Spotykali się w niej mistrzowie wszystkich fachów, głównie w niedzielne dopołudnia, najczęściej po nabożeństwie.
W Kaliszu, nieco później, niż czas akcji Nocy i Dni, bo w 1925 roku, zarejestrowanych było ponad 170 krawców i krawcowych. Tylko z przyczyn natury redaktorskiej, tj. ograniczonego miejsca, nie jestem Państwu w stanie tutaj przypomnieć wszystkie te nazwiska, które ubierały Kalisz na początku międzywojnia. Garść z tych osób, pojawiła się nie jeden a po wielokroć na łamach kaliskiej prasy, co może dawać podpowiedź o ich większym poważaniu. I tak, przy ul. Łaziennej 2 swoją pracownię okryć damskich prowadził Abram Abramowicz. Mojżesz Almerski z kolei tworzył konfekcję dla panów i sprzedawał swoje towary przy ul. Wrocławskiej 41 (dzisiejszej Śródmiejskiej). Lusia Bawik prowadziła zakład krawiecki przy ulicy Niecałej 2, a Emilia Bemowa szyła na wszelkie miary przy Wiejskiej 12 a więc przy dzisiejszej Pułaskiego. Przy Wiejskiej i Wrocławskiej, a więc na Przedmieściu Wrocławskim, szyto z resztą na potęgę! Działali tutaj oprócz wcześniej przypomnianych: Bier Godel, Józef Chaim Birnbaum, Nuchem Besler, Estera Blada, Aron Bude, czy będący niemal po sąsiedzku przy dzisiejszej Pułaskiego pomiędzy numerami 13 i 22: Jakób Francuz, Dawid Frant, Maurycy Frant i Gabriela Godlewska. Z Klanu najbardziej znanych kaliskich krawców - Goldmanów- pochodzą Berek (Ciasna 8), Jakób (Babina 19), Wolf (Wrocławska 28). Zacny zakład Isera Goldsteina znajdował się także między Rogatką i ratuszem - pod numerem 13. Wśród Polaków, zaszczytne pierwsze miejsca w zamówieniach, zajmowali: Klotylda Chmielewska, Leon Gręda, czy Aleksandra Andrzejewska. Wśród starotestamentowców wielkim uznaniem cieszył się niejaki Hersz Glube mający swój warsztat krawiecki przy Rynku, pod numerem 5. To do niego podobno ustawiały się najdłuższe kolejki. Na obstalunek czekało się nawet 15 dni! Wśród szyjących dla nieco młodszych kaliszan przed wojną, trzeba przypomnieć nazwisko Mośka Jabłońskiego. Ten dziergał i sprzedawał przy ulicy Babinej 19. Dla dzieci oraz dla pań szył także Zygmunt Krzewin.
Zachęta dla klienta
Ilość zakładów krawieckich w tamtym Kaliszu może przyprawiać o zawrót głowy, ale pamiętajmy, że wówczas, to jest 100 lat temu z oferty sklepów z gotowymi kreacjami korzystała tylko garść osób. W żurnale francuskie chciało wejść całe mieszczaństwo i oczywiście arystokracja a i dla nich nie było to wcale takie łatwe. Co dopiero klasa średnia i jeszcze biedniejsi. Wielkiemu popytowi na ubrania starały się sprostać dziesiątki zręcznych rąk i maszyn do szycia. Upowszechnienie maszyny do szycia przez Singera pod koniec XIX wieku, dało możliwość szybszego i tańszego szycia. Kolejne zakłady krawieckie powstawały bardzo szybko - często było tak, że w jednej rodzinie szyły dwie i więcej osób, na co także wskazują informacje zawarte w przewodniku po Kaliszu z 1925 roku. A jak zachęcić do zakupu eleganta lub modnisię? Odrobina miodu na spragnioną dowartościowania duszę nierzadko przynosiła bardzo wymierne korzyści; wymierne dla kieszeni szyjącego i sprzedającego towar.
(…) Nussenowie teraz dopiero znacznie się ożywili. Ona, strzepnąwszy wybranym płaszczykiem, oświadczyła, że Agnisia będzie w przyszłości wielką damą, gdyż zna się na dobrych rzeczach, wybrała to, co noszą wszystkie szykowne panie, panie, jak to się mówi - z gustem.
– Niech mąż wielmożnym państwu zaświadczy, czy mamy co lepszego u nas w sklepie. Czy to nie jest najlepszy płaszczyk dradedamowy na watolinie i z półjedwabną podszewką w prążkę? Nawet pani Barbara nie mogła powstrzymać zachwyconego uśmiechu, patrząc na odbicie Agnisi w ogromnym lustrze. – Źle nie leży – powiedziała – tylko czy cię aby nie ciśnie? Bo tak, to owszem, ładnie. – Ładnie? – uśmiechnęła się pani Nussen. – Ja nic nie powiem. Ja nie powiem najmniejsze słowo, ale ja nie widzę tu córeczki państwa Niechcic. Ja widzę tutaj lalkę z paryski magazyn francuski. (…) Pani Barbara nie bała się wydawać pieniędzy, ale bała się patrzeć, kiedy ktoś je wydaje. Zdawało jej się wtedy, że widzi człowieka, który dotknięty szałem pędzi na oślep w przepaść. To tak a propos piątkowego zakupowego szaleństwa, które mam nadzieję nikogo z Państwa nie zapędziło w biedę!
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie