
W poniedziałek (29 sierpnia) br. z Aresztu Śledczego w Ostrowie Wielkopolskim uciekł skazany. Uciekinierem jest 45 –letni ostrowianin. Odbywał wyrok za kradzieże i oszustwa. Do końca kary pozostało mu jeszcze kilka miesięcy. Ucieczka nie była spektakularna ale co ważne skuteczna z punktu widzenia skazanego. W przeszłości niejednokrotnie dochodziło do ucieczek z polskich więzień, a sposoby jak do nich dochodziło mogłyby stanowić kanwę filmowych i książkowych hitów.
Uciekinier w ostrowskiego aresztu nie musiał główkować jak wydostać się poza mury więzienia. Wykorzystał sytuację, którą stworzyli sami funkcjonariusze dozorujący wyjazd skazanych do pracy. Z racji, że odbywał wyrok za niegroźne przestępstwa został przydzielony do grupy skazanych pracujących poza aresztem, na terenie sortowni odpadów. Rano kiedy więźniowie wsiadali do autobusu dowożącego ich do miejsca pracy, ten wykorzystał nieuwagę funkcjonariuszy i zamiast wsiąść do auta uciekł.
Nie była to pierwsza ucieczka z ostrowskiego aresztu. W grudniu 2013 roku ze spacerniaka uciekł tymczasowo aresztowany 29- latek. Wolnością cieszył się zaledwie kilkadziesiąt godzin. Został zatrzymany w Jelitkowie. Przed policjantami ukrył się pod stertą gałęzi.
Ostatnia ucieczka jest okazją by przypomnieć inne jakie miały miejsce polskich zakładach karnych. Były takie, które wydawały się wręcz nieprawdopodobne, były też komiczne ale i tragiczne.
***
Zdzisław Najmrodzki – król ucieczek zapadł się pod ziemię
Z pewnością jego ostatnia ucieczka należała do najbardziej spektakularnych. Z wykształcenia był mechanikiem samochodowym. Ale oddawał się innej profesji. Specjalizował się we włamaniach. Jego łupem padały głównie sklepy Pewex-czyli takie, w których w okresie PRL-u prowadzono sprzedaż za waluty wymienialne. Miał na koncie także kaliski Pewex. Słynął też z kradzieży samochodów. Był niezwykle inteligentnym człowiekiem a miernikiem jego kreatywności może być liczba dokonanych ucieczek. Milicjantom i funkcjonariuszom Służby Więziennej uciekał aż 29 razy.
Jedna z ucieczek mała miejsce w pociągu. Konwojujący go funkcjonariusze upili się i cóż mail zrobić? Najmrodzki zamiast dalszej jazdy wybrał wolność. Innym razem uciekł z sądu w Gliwicach. Co prawda okno, przez które wydostał się było okratowane ale wcześniej jego koledzy podpiłowali kraty.
Natomiast ze słynnego pałacu Mostowskich w Warszawie wyszedł w mundurze milicjanta, którego wcześniej obezwładnił.
Ucieczki, która przeszła do historii dokonał w 1989 roku z więzienia w Gliwicach. Któregoś dnia jak zawsze wyszedł na tzw. spacerniak. Chodził wokół i w pewnej chwili podskoczył i zapadł się pod ziemię. Okazało się, że koledzy wydrążyli tunel prowadzący na drugą stronę ulicy, na teren znajdującej się tam szkoły. Tam czekał na niego jeden ze wspólników z motocyklem, którym odjechali w sina dal. W końcu król ucieczek został złapany na dlugo trafił do wiezienia. Odsiedział 11 lat a w 1994 roku został ułaskawiony przez ówczesnego Prezydenta RP Lecha Wałęsę. Rok później zginął w wypadku samochodowym.
***
Ryszard Niemczyk ps. Rzeźnik też uciekł ze spacerniaka
Tylko nie wydrążonym tunelem a górą spacerniaka i potrzebował na to zaledwie około 30 sekund. Dokonał tego 29 października 2000 roku około godz. 9:00 w Zakładzie Karnym w Wadowicach. Tego dnia R. Niemczyk został wyprowadzony na spacer. Podczas wcześniejszych pobytów na spacerniaku musiał zorientować się, że drut, którym prym przymocowana była siatka zabezpieczająca górę spacerniaka jest mocno skorodowany.
Kopnięciem spowodował, że drut puścił. Następnie sforsował zabezpieczenie z kolczastego drutu i znalazł się na dachu sądu. Było to możliwe, bo spacerniak znajdował się na dziedzińcu pomiędzy zakładem karnym a sądem. Z dachu sądu po piorunochronie zszedł na ulicę, a tam w srebrnym fordem eskorcie czekali na niego wspólnicy. Dopiero po pięciu latach Niemczyk został zatrzymany na terenie Niemiec i na długie lata trafił do więzienia.
***
Podczas próby ucieczki zabili dwóch strażników
W Zakładzie Karnym w Wadowicach doszło też do próby ucieczki, w której więźniowie zabili dwóch funkcjonariuszy Służby Więziennej. Do tragedii doszło 1 lutego 1979 roku. Pomysłodawcą ucieczki był skazany, który wielokrotnie trafiał do więzienia za kradzieże i włamania. Namówił do ucieczki jeszcze czterech skazanych (recydywistów).
Wszyscy pracowali w gospodarstwie pomocniczym jakie funkcjonowało przy tamtejszym wiezieniu. Produkowano tam części doi rowerów i silników wysokoprężnych. Właśnie tam inicjator ucieczki z zawodu ślusarz mając wiedzę i dostęp do narzędzi przez okres kilku miesięcy wykonał pistolet. Naboje wytopili z ołowianych plomb do szafek. Natomiast z metalowych odpadów zrobili łuski do nabojów, a siarka z zapałek posłużyła im za proch. Broń przechowywali w misce olejowej jednej z maszyn na terenie gospodarstwa pomocniczego.
Próbę ucieczki podjęli 1 lutego 1979 roku około godz. 18:00. Było ich czterech, bo jeden zrezygnował. Wyszli uzbrojeni w broń, noże i sztylety na plac więzienia. Zamierzali porwać znajdującego się tam strażnika. Miał być ich zakładnikiem, który umożliwiłby im przejście przez kolejne kraty aż do bramy głównej. Zamiar nie powiódł się. Stawiał opór dlatego rzucili się na niego i zasztyletowali. Na miejsce zdarzania nadbiegli kolejni strażnicy. Doszło do szamotaniny i bójki. W jej wyniku kolejny funkcjonariusz został śmiertelnie raniony sztyletem. Skazani zostali spacyfikowani i do ucieczki nie doszło. Inicjator i zabójca pierwszego funkcjonariusza otrzymał karę śmierci i wyrok wykonano. Dwóch kolejnych bandytów zostało skazanych na 25 lat pozbawienia wolności a czwarty na 15 lat.
***
„Przepraszamy za bałagan” - uciekinierzy żartownisie
Ucieczka z Zakładu Karnego w Dębicy totalnie obnażyła patologię panującą wówczas w tamtej jednostce.
Do ucieczki doszło w nocy z 5 na 6 lipca 1995 roku. Skazani wydostali się z celi poza teren więzienia blisko 20 – metrowym tunelem, który sami wydrążyli. Zajęło im to trzy miesiące. Kiedy podczas porannego apelu strażnicy weszli do ich celi zamiast skazanych pod kołdrami zobaczyli gliniane postaci a na stole leżącą kartkę z napisem „Przepraszamy za bałagan”. Prowodyrem i pomysłodawcą ucieczki był Dariusz S., który odbywał już kolejny wyrok. Zorientował się, że w więzieniu w Dębicy panowała samowolka. Funkcjonariusze wyznawali zasadę „nie bruździć skazanym a będzie spokój, nie dojdzie do buntu”. Inicjator i jego wspólnicy ucieczki siedzieli w jednej celi. Pracowali jako kalifaktorzy, czyli ich praca polegała na rozwożeniu po oddziałach posiłków. Należeli do skazanych uprzywilejowanych, na których funkcjonariusze zwracali mniejszą uwagę, niejednokrotnie przymykając oko na ich zachowanie. Wykonywana praca umożliwiała im większą swobodę w przemieszczaniu się.
Sposób na ucieczkę był klasyczny. Przebić cienką warstwę betonowej podłogowej wylewki w celi i drążyć tunel. Beton rozbili talerzem od sztangi, który jeden ze skazanych przemycił ze siłowni. Powstałą dziurę w podłodze przykrywali blachą, na którą kładli linoleum. Ukradzione w kuchni łopatki do przewracania kotletów, metalowa miska i łyżki, to narzędzia, którymi nocami przez trzy miesiące wydrążyli 20-metrowy tunel. Były chwile zwątpienia np. kiedy część tunelu zawaliła się. Wydrążonych kilka ton ziemi przemycali w ukradzionych workach do łaźni gdzie spuszczali ją z wodą do kanalizy. Potrafili zorganizować sobie oświetlenie drążonego tunelu.
W końcu podkop był gotowy. Wyjście znajdowało się stosunkowo blisko „koguta” czyli wieżyczki wartowniczej. Dlatego kiedy w nocy z 5 na 6 lipca 1995 roku kolejno wydostawali się z tunelu pierwszych kilkadziesiąt metrów czołgali się w wysokiej trawie, nie dostrzegł ich strażnik. W krótkim czasie byli już kilkadziesiąt kilometrów od wiezienia. Niestety wolnością nie cieszyli się długo. Inicjator ucieczki jako pierwszy już po miesiącu ponownie trafił za kraty. Wydał go kolega, który skusił się na wyznaczoną nagrodę. Pozostali też w krótkim czasie trafili znowu za więzienne mury.
Grzegorz Pilecki
foto: SW – budynek AS w Ostrowie Wlkp.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie