
Część II o znaczeniu przestrzeni publicznych, małej architektury i mebli miejskich
Jak już pisaliśmy na łamach naszej gazety (w I części tego artykułu, dotyczącej problematyki reklam w przestrzeni publicznej), przed sześcioma laty polski Sejm przyjął ustawę potocznie nazywaną „ustawą krajobrazową”, której inicjatorem był jeszcze Prezydent RP Bronisław Komorowski. Ustawa ta daje gminom narzędzie pozwalające na ustalenie przepisów lokalnych, określających zasady lokalizowania reklam oraz ich formę i estetykę. Daje również możliwość ustalenia zasad formy i estetyki elementów małej architektury. Są to pozornie drobne ale jakże niesłychanie ważne elementy dla otaczającego nas krajobrazu miast, miasteczek, wsi, w których żyjemy. Według definicji prawa budowlanego elementami małej architektury są między innymi: obiekty kultu religijnego, np. kapliczki, krzyże przydrożne, figury, posągi, obiekty architektury ogrodowej takie jak: wodotryski-oczka wodne/fontanny, pergole i inne, obiekty użytkowe służące rekreacji codziennej: piaskownice, huśtawki, drabinki, śmietniki, ogrodzenia, toalety, kioski i stragany, budki telefoniczne, oraz szeroka gama różnych elementów będących dodatkowym ,,wyposażeniem’’ przestrzeni publicznych miasta – zarówno wyłącznie użytkowym, jak i również o znaczeniu symbolicznym, pamiątkowym, czy emocjonalnym, związanym z charakterem i historią danego miejsca.
Do tej kategorii należą elementy wyposażenia przestrzeni publicznych, służące po prostu codziennym potrzebom mieszkańców, ułatwiającym codzienne życie, ale i wpływające na wygląd otoczenia w którym żyjemy. Przez analogię, do wyposażenia mieszkań i obiektów użyteczności publicznej, przyjęło się nazywać te elementy przestrzeni publicznej jako „meble miejskie” – są to między innymi: ławki, kosze na śmieci, donice, konstrukcje podtrzymujące pnącza roślin, latarnie, wiaty i stojaki na rowery, parkomaty, a także różne ograniczniki – przegrody optyczne i słupki oraz elementy ogrodzeń – słupy ogłoszeniowe, ale też nowoczesne infomaty wyposażone w ekrany i panele (np. wyświetlające program kin, teatrów czy imprez miejskich, turystycznych, map informacyjnych z topografią miasta), wolno stojące lub wkomponowane w inne elementy służące reklamie podświetlane gabloty i panele wystawiennicze, przyjmujące często artystyczne formy.
Jak już pisaliśmy, przyjęcie tej ustawy, przy powszechnej akceptacji, jest wynikiem ogromnego problemu jakim jest chaos estetyczny (zarówno w zakresie estetyki samych reklam, jak i ogólnej estetyki) który sukcesywnie zaczął narastać w przestrzeni polskich gmin. Proces ten był wynikiem kolejno zmieniających się ustrojów politycznych RP, które bardzo znacząco wpływały na ,,rozwój’’ i kondycję ekonomiczną polskich miast. Dopiero, gdy minęły czasy PRL, gdy gospodarczy kryzys, brak w sklepach podstawowych towarów do życia, szarzyzna i marazm społeczny wreszcie się skończył, społeczeństwo odżyło w ,,nowej polskiej’’ rzeczywistości. Nagle miało ono możliwość dostępu do niezbędnych towarów i szerokiego (jak na ówczesne czasy) wyboru asortymentu (choć dalej bardzo ubogiego i z tandetnego materiału – w porównaniu z dzisiejszym). W efekcie tych procesów wieloletniej stagnacji (jak to zwykle bywa po kryzysach wojen czy rewolucji), wracające „normalne” życie zaczęto żywiołowo ,,nadrabiać zaległości’’ w przekształcaniu przestrzeni polskich miast. Ale jak to bywa z „żywiołami” – efekty takich przemian rzadko bywają przemyślane, harmonijne i logiczne...
Jak mówi Monika Fołtarz, artysta plastyk o specjalizacji zawodowej wystawiennictwo (projektowanie targów i wystaw), która między innymi pracowała przez wiele lat w Wydziale Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta Łodzi współpracując z Zespołem Plastyka Miejskiego, oraz z Miejską Pracownią Urbanistyczną, procesy te były nieprzemyślane i bardzo szybkie – wedle zasady: ,,zróbmy cokolwiek, aby coś było, za wszelką cenę – skoro niczego nie było przez tyle lat’’. I trudno się temu dziwić po tak długim procesie braków i niedoborów wszystkiego co dotyczyło zwykłego, codziennego życia/,,niemożności zrobienia czegokolwiek’’, czy wreszcie szarzyzny i marazmu społecznego. Chociaż można zaryzykować i uznać, że standardy estetyczne w kształtowaniu przestrzeni publicznych były wtedy spełnione (!) tak jak tego oczekiwali Polacy po okresie siermiężnej szarzyzny PRL gdy niczego nie mieli – to w ówczesnym okresie ,,tzw. rozwoju’’, świadomość społeczna w zakresie potrzeb kształtowania przestrzeni publicznej, jak i samej potrzeby edukacji estetycznej społeczeństwa była na bardzo niskim poziomie.
Taki sposób myślenia, skutkował tworzeniem ,,otwartych’’ przestrzeni miejskich (które polegają na np. otwartych placach, skwerach, deptakach’’ ulicznych, itp.) oraz przestrzeni miejskich ,,zamkniętych’’, które polegają na np. otwartych przestrzeniach, ale znacznie ograniczonych swoim obszarem blisko sąsiadującymi między sobą budynkami lub innymi formami przestrzennymi z wewnętrznymi placami/dziedzińcami, ogólnodostępnymi podwórzami, itp.) które zostały zagospodarowane w sposób chaotyczny, bez planu, bez dostosowania do potrzeb, oczekiwań i zwyczajów społecznych ich potencjalnych użytkowników, dla których miały być one tworzone.
Na etapie projektowania otwartych przestrzeni miejskich nie brano pod uwagę zjawiska społecznego, jakim jest sam proces zmienności życia, m.in. rozwoju intelektualnego, tym samym naszych zwyczajów kulturowych, trybu życia (np. zmieniającego się sposobu spędzania wolnego czasu w tych przestrzeniach) i samych potrzeb bytowych (czyli tych zwyczajnych, podstawowych, codziennych) w korzystaniu ze zurbanizowanych/zagospodarowanych już przestrzeni. Wreszcie – potencjalnego (ale nieuniknionego) rozwoju nowych technologii stosowanych w codziennym życiu, które w konsekwencji zmieniają je a wiec nas samych.
Niestety, w fazie budowania ,,nowej RP’’ nawet nie badano warunków ekonomiczno-społeczno-kulturowych, jakie panują w zupełnie małej społeczności, czyli tej, która żyje na konkretnym niewielkim obszarze. Mam tutaj na myśli np. w maleńką miejscowość składającą się z kilku ulic, gdzie wszyscy się znają, a ich jedyną rozrywką poza domem są spotkania na pogawędkę, na niewygodnej ławce wzdłuż chodnika (bo nikt nic innego tam nie wymyślił, aby móc ciekawiej zaaranżować im przestrzeń). Kolejnym przykładem może stać się fragment gigantycznego osiedla, ,,blokowisk’’ ogromnej aglomeracji miejskiej gdzie brak było myślenia o stworzeniu ,,zakątków’’ z ciekawymi meblami miejskimi, elementami małej architektury, innymi formami przestrzennymi. W tak ogromnej (nieprzyjaznej w odbiorze przez człowieka) przestrzeni, dawałoby to poczucie intymności i bezpieczeństwa oraz skłaniało do rozwijania zainteresowań i kreatywności wśród jej użytkowników a nie np. spędzanie czasu przez młodzież jedynie siedząc przed blokiem. Nikogo z tych społeczności nie pytano również o czym tak naprawdę marzą, w jakim otoczeniu czują się dobrze i w związku z tym, czego im tak naprawdę brakuje w tych przestrzeniach.
Dlatego wiele przestrzeni miejskich-publicznych w Polsce, które istnieją do dziś są typową spuścizną, reliktem tamtych siermiężnych czasów – zupełnie nie spełniają swojej roli. Całkowicie zapominano w nich o elementarnych wymogach właściwych relacji i czytelnego kontekstu w przestrzeniach otwartych miast. Nie zachowano nawet prawidłowych relacji estetycznych z budynkami i budowlami w sąsiedztwie których lokalizowano te przestrzenie i zagospodarowywano konkretnymi elementami małej architektury, np. szpetnymi pawilonami handlowymi i wiatami, betonowymi ogrodzeniami z prefabrykatów, czy wreszcie niewygodnymi ławkami/siedziskami o siermiężnej, topornej formie nie pasującej w ogóle do otoczenia, bądź innymi formami przestrzennymi, o bardzo wątpliwych walorach użytkowych i estetycznych – kontynuuje Monika Fołtarz.
Profesor Adam Fołtarz – ostatni z ówczesnych czasów – Plastyk Miasta Kalisza, dodaje: – Jak widać, zainicjowanie działań służących modernizacji lub rewitalizacji zaniedbanych, zdegradowanych przestrzeni wymagających natychmiastowych interwencji, ale także tworzeniu nowych, atrakcyjnych miejsc, to zjawisko niezwykle nam wszystkim potrzebne i pożądane. Niezależnie od rodzaju wdrażanego procesu, powinien on uwzględnić obecność mebli miejskich jako rozpoznawalnych swoim stylem, stających się elementem stałym miejskiego krajobrazu w danym miejscu. Określając rolę umeblowania w tym zakresie, warto zatem pamiętać, że podstawą zaistnienia mebli w przestrzeni publicznej jest ich dostosowanie do pełnienia określonych zadań: zacieśniania więzi społecznych między współużytkownikami korzystającymi z nich w tym samym miejscu i czasie, oraz korzystania z mebla, czysto użytkowo, w codziennym życiu w mieście. O jakości mebla stanowi nie tylko materiał z jakiego został wykonany, ale przede wszystkim jego intuicyjna/jednoznaczna (a więc czytelna dla człowieka) funkcjonalność. Zapewnia to odpowiednią wygodę i komfort w prostym i bezproblemowym korzystaniu z takiego mebla. Jednocześnie dobrze zakomponowana przestrzeń miejska takimi meblami, lub innymi elementami małej architektury, mającymi służyć mieszkańcom, sprzyja w stworzeniu pozornej ,,intymności’’ ogromnego miejskiego obszaru wokół nas (tworząc w pewnym sensie salonik/ zaułek), a tym samym ułatwia nawiązywanie więzi międzyludzkich (tych bliższych i dalszych).
Podobnego zdania jest architekt Przemysław Wierzbicki: – Przestrzeń publiczna to nie tylko ta, którą widzimy, to również ulice i chodniki, place, po których chodzimy. W naszych miastach można wskazać dwa typy zabudowy wielorodzinnej. Ta ukształtowana przed II Wojną Światową, która jest kontynuacją form miasta powstałych w średniowieczu np. Krakowa, Wrocławia, Gdańska czy Kalisza ale i takich jak np. zapomniany nieco Stawiszyn. To zabudowa obrzeżna, powstała w granicach murów obronnych miasta, pomiędzy którymi wyznaczono ulice, a przy nich działki zabudowy ciągłej – kamienice. Wyznaczono również przy ich zakładaniu przestrzeń publiczną – głównie place rynkowe z ratuszami w środku. Podział na to, co publiczne a co prywatne, był jasny i prosty. Przyuliczny front kamienicy ze sklepem w parterze był jeszcze publiczny. Podwórko kamienicy, było już prywatne. Wejść tam można było jedynie za zgodą właściciela, którego reprezentował dozorca, znany w historii i literaturze, zwłaszcza francuskiej, pod nazwą konsjerż. Drugim typem zabudowy jaki dzisiaj spotykamy w polskich miastach to modernistyczne osiedla – blokowiska charakterystyczne dla państw realnego socjalizmu – w Kaliszu to osiedla mieszkaniowe od Kalińca aż po Dobrzec. Główna różnica między nimi, to właśnie dostępność. W „blokowisku”, dostępna publicznie jest cała przestrzeń. Przynajmniej było tak w teoretycznych założeniach ideowych, które były podstawą do ich projektowania. W rzeczywistości powstają tam wtórne podziały, bo jednak ludzie nie czują się bezpiecznie w otoczeniu pozbawionym pewnego strefowania i intymności.
Która z tych form jest lepsza? Prostej odpowiedzi na to nie ma. I jedna i druga może być atrakcyjną i akceptowalną przez mieszkańców. Bo tak naprawdę, najważniejsze nie są mury, płoty i zasieki, ograniczające ich przestrzeń. Bo najważniejsze są relacje między ludźmi, którzy tu żyją i mieszkają. Tym relacjom trzeba jednak pomóc i temu powinien służyć proces rewitalizacji urbanistycznej osiedli, tych śródmiejskich i tych „blokowiskowych”. Czy w tych miejscach, poza oczywistymi strefami publicznymi, które są dostępne dla wszystkich (np. place i ulice) powinny obowiązywać ustalenia przepisów prawa miejscowego, wynikające z Ustawy Krajobrazowej? Będzie to w dużym stopniu zależne od ostatecznej treści uchwał samorządów gminnych ale i od powszechnych zwyczajów, jakie się ukształtują. Przykładowo, czy na sposób zagospodarowania wnętrz podwórzy w ścisłym centrum śródmieścia (np. starówki), bądź wewnętrznych przestrzeni publicznych pomiędzy kamienicami (ale jednak nie do końca dostępnymi dla wszystkich mieszkańców miasta, z uwagi na ich np. zamykanie), powinno również obowiązywać prawo lokalne, regulujące ich estetykę? Z pewnością, jeżeli obszar taki będzie podlegać procesowi rewitalizacji, będzie istnieć taki obowiązek. Choć zamykane podwórko na starówce służy głównie mieszkańcom przyległych kamienic, należy uznać je za wspólną, czyli publiczną przestrzeń, służącą dużej grupie ludzi. Powinna ona być po prostu atrakcyjną dla mieszkańców – kontynuuje architekt Przemysław Wierzbicki.
Wszystko wskazuje na to, że meble miejskie i mała architektura odgrywają ogromną rolę w jakości życia społeczeństwa. Jak nadrobić straty i zaniedbania w tej dziedzinie, jak „umeblować” przestrzenie publiczne aby zachęcały do korzystania z nich? Czy Ustawa Krajobrazowa to „światło w tunelu”, na które czekaliśmy tak długo? Odpowiedzi na te pytania w następnej części na temat „Czy Otoczenie Ma Znaczenie”.
Eleonora Nowak Serwańsk
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie