
Kaplica Męki Pańskiej po 750 latach od powstania odkryła swoje skarby. Na ścianach konserwatorzy ujawnili fragmenty malowideł pamiętających czasy fundatorów, bł. Jolenty i jej męża Bolesława Pobożnego. Badania wnoszą istotne korekty do dziejów kaplicy
Białe ściany kaplicy w ko-
ściele franciszkańskim zawsze były wyzwaniem. Nie dawały spokoju. Na wyobraźnię karmioną historycznymi przekazami pustka działała jak ekran. Do 1913 r. ściany pokrywały polichromie. Te najbardziej znane, bo najbliższe naszym czasom, w 1868 r. namalował August Bertelmann. Na sklepieniu znajdowały się sceny śmierci i zmartwychwstania Jezusa, na ścianach wizerunki apostołów i aniołowie. Ale historia kaplicy jest przecież znacznie dłuższa. W ciemno można było zatem założyć, że przed Bertelmannem istniały inne malowidła, a pod tamtymi kolejne związane z następującymi po sobie remontami… i tak dalej w głąb czasów. Konserwatorzy, ujmując przekształcenia (duże, jak przebudowy i najdrobniejsze, jak osadzenie epitafium) mówią o tzw. warstwach chronologicznych. Specjaliści badający kaplicę w tym roku, Beata Kowalczyk i Marek Kawczyński, odkryli w sumie 21 podobnych warstw. Dzisiaj ściany z poodkrywanymi śladami dawnych przemalowań wyglądają jak obrazek z puzzli albo wielki rebus. Naprawdę, nie ma się czym fascynować – pomyśli ignorant. Na „odrapanych” kawałkach w najlepszym przypadku widać czerwono-czarne pasy. Przy odrobinie dobrej woli można wyłowić jakiś okrągły zarys, ale co to takiego, kto tam wie. A to właśnie gotyk – fragmenty najstarszej średniowiecznej dekoracji kaplicy. Kolorowe plamy w innych miejscach, dla niewprawnego oka niewiele różniące się od poprzednich, są pozostałościami z późniejszych stuleci. W prezbiterium po prawej stronie odkryto ponadto niewielką wnęką – armarium (miejsce na przechowywanie ksiąg liturgicznych). I jeszcze jedna niespodzianka. Wystarczy wyciągnąć obraz z ołtarza głównego, żeby zobaczyć kamienne laskowania maswerku z formą trójliścia w zwieńczeniu – trzynastowieczne zdobne „rusztowanie” okna.
Ślubny prezent
Franciszkanów do Kalisza sprowadziła książęca para Bolesław Pobożny (zm. 1279) i jego żona z węgierskiego dworu, cesarska wnuczka Jolenta (Jolanta) Helena (zm. ok. 1304). Była to pierwsza wielkopolska fundacja dla minorytów. Księżniczka – przypomnijmy bardzo dobrze znaną historię – miała zaledwie 12 lat, gdy została wydana za polskiego władcę. Ślub odbył się w 1256 r. w Krakowie na Wawelu. Kościół kaliski, którego budowę rozpoczęto rok później, miał być prezentem ślubnym Bolesława dla jego młodej, słynącej z pobożności żony. To ona wzorem swojej siostry Kingi (kanonizowana w 1999 r. przez Jana Pawła II) i innych współczesnych jej władczyń, stała się kolejną żarliwą promotorką zakonu braci mniejszych. Po śmierci męża Jolenta wstąpi do żeńskiego odłamu franciszkanów – klarysek. Sława księżnej mniszki, manifestująca się w kulcie rozwijanym przez wiernych, w XIX w. doprowadzi do jej beatyfikacji.
W czasach, które są ważne dla historii kaliskiej fundacji, Jolenta była młodą kobietą (według dzisiejszych kategorii zaledwie nastolatką). Od kołyski przygotowywana do pełnienia roli chrześcijańskiej przewodniczki, księżniczka wypełniała nakazy dyktowane przez ideały epoki. To ona, według chętnie powtarzanej wersji, wpłynęła na Bolesława, aby zaprosić do nadprośniańskiego miasta franciszkanów. Braciszkowie, radośnie wielbiąc Boga, kierowali swoją naukę do najuboższych. Książę miał także ekonomiczne powody, żeby przychylić się do prośby żony. Franciszkanom zgodnie z bullą papieża Grzegorza IX Quo elongati z 1230 r. nie wolno było zajmować się pieniędzmi ani posiadać majątku nieruchomego, co w praktyce oznaczało, że ziemia przekazana zakonowi nadal należała do władcy. Wyznawcy Biedaczyny z Asyżu nie występowali z wygórowanymi wymaganiami, przeciwnie dla swojej kaznodziejskiej posługi potrzebowali tylko nieba nad głowami, a w przypadku decyzji o budowie świątyni wybierali miejsca ubogie – w Kaliszu przy murach grodu.
Budowa ich skromnego, początkowo jednonawowego kościoła, rozpoczęła się równolegle z pracami przy kaplicy. To nowość. W literaturze przedmiotu panowało dotychczas przekonanie, że niewielki obiekt przy prezbiterium świątyni pełnił początkowo funkcje zakrystii. Malowane dekoracje nie pasują jednak do tej układanki, są natomiast odpowiednie dla wystroju książęcego oratorium.
Na wzór włoski
Skąd przybyli pierwsi franciszkanie do Kalisza, źródła milczą. Zakon podzielony w Europie na coś w rodzaju okręgów administracyjnych na terenach objętych rządami Piastów należał do prowincji czesko-polskiej. W okresie budowy kaliskiego kościoła żyła jeszcze św. Agnieszka Czeska, inicjatorka i współfundatorka czeskiej prowincji zakonu. Trzynastowieczne dokumenty mówią o Janie z Bolonii, spowiedniku Jolenty, który miał przyjechać wraz z księżną. Droga wiodąca z Włoch (kolebka franciszkanizmu) poprzez Czechy i Kraków (dwór Bolesława Wstydliwego i jego żony św. Kingi) wydaje się naturalną ścieżką przenikania idei oraz artystycznych wzorców minorytów nad Prosnę.
Teraz trzeba ponownie spojrzeć na ściany kaplicy. Teoretyczne dociekania znalazły potwierdzenie we fragmentach polichromii oraz formach detalu architektonicznego. Zworniki (jeden oryginalny z motywem liścia dębu, drugi zniekształcony), wsporniki i kapitele służek (pionowe elementy łączące się z żebrami sklepień) z prezbiterium kaplicy przez lata widzieliśmy gołym okiem. Romuald Zaręba był bodaj pierwszą osobą, która zwróciła na nie uwagę, sugerując, że ich forma podpowiada, że mamy do czynienia z najstarszą częścią kościoła. Dopiero jednak odkrycie barwnych dekoracji na całość kreacji średniowiecznych mistrzów pozwoliło spojrzeć w nowym świetle. Najwcześniejsze, z II poł. XIII w., są tzw. zacheuszki, czyli miejsca konsekracji oznaczane krzyżami, w tym przypadku namalowanymi. Według średniowiecznej praktyki, krzyże wpisano w okrąg. Na razie spod tynków wydobyto dwa podobne znaki. Zgodnie z tradycją powinno ich być dwanaście. Z przełomu XIII i XIV stulecia pochodzą pasowe czarno-czerwone fragmenty przypominające imitację kamiennych okładzin ścian. W taki sposób swoje kościoły zdobili Włosi, pseudo-kamienne podziały zastosowano w świątyni św. Franciszka z Asyżu. Dr Jacek Witkowski z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego najbliższe analogie do rozwiązania kaliskiego widzi w kościele franciszkańskim w Opolu. – Także ceglana architektura opolskiego prezbiterium, jego plastyczna dekoracja roślinna głowic służek oraz fragmentarycznie zachowany maswerk i sedilia [siedziska w prezbiterium dla celebransa i służby liturgicznej] stanowią najbliższe w skali całej Polski analogie dla dekoracji kaliskiego franciszkańskiego. Zapewne nie bez znaczenia jest tu fakt, że rozpoczęta wcześniej niż kaliska zakonna świątynia w Opolu ufundowana została (…) przez szwagra Bolesława Pobożnego – księcia Władysława I Opolskiego. Przy czym kaliski kościół ma lepsze smuklejsze proporcje, bogatsze i lepiej zachowane maswerki oraz niezwykłą kaplicę przyprezbiterialną – czytamy w opinii na temat tegorocznych badań i odkryć konserwatorskich w kaplicy Męki Pańskiej (Nieustającej Adoracji). W kaliskim kościele malowanych dekoracji zachowało się o wiele więcej.
Dopiero łącząc wszystkie elementy rozsypanej przez wieki układanki: malowane zacheuszki, późniejsze włoskie „okładziny”, dekorację architektoniczną (zworniki, kapitele), maswerk (koło niego zachowały się dość czytelne ślady późniejszych barokowych zdobień) i armarium powstaje spójny obraz miejsca od zarania swych dziejów wyróżnionego jako książęca kaplica.
Średniowieczna także nawa
Dalsze kroki kierujemy do nawy. Dotychczas jej powstanie było wiązane z XVII-wieczną odbudową kościoła, w głównej mierze prowadzoną przez włoskiego muratora Albina Fontanę. Konserwatorzy po zdjęciu tynków zobaczyli jednak cegły położone w sposób charakterystyczny dla gotyku, tym samym powstanie dzisiejszej nawy (pierwotnie Kaplica św. Krzyża) zostało przesunięte o co najmniej dwa stulecia w głąb średniowiecza. Fragmenty polichromii tutaj odkrytych, podobnie jak w prezbiterium, pochodzą z różnych okresów i reprezentują różne style, od gotyckich po XIX-wieczne. Bartelmanna wśród nich nie ma. Jego praca została usunięta najskuteczniej – drucianą szczotką. Najciekawszy w tej części jest... tynk z czasów Fontany (wtedy kaplica uzyskała swoją ostateczną formę składającą się z prezbiterium i nawy). Tynk ma dwie warstwy, z włoskiego nazywane intonaco i ariciatto, stosowane w najszlachetniejszej technice malowanego zdobienia ścian – al fresco.
Zagadka wieków
Budowa świątyni rozpoczęta w 1257 r. postępowała sprawnie, skoro już 20 lat później w Kaliszu odbyła się kapituła polsko-czeskiej prowincji franciszkanów. Podczas uroczystości dokonano poświęcenia kościoła. Otrzymał on wezwanie św. Stanisława. Polski biskup męczennik został wyniesiony na ołtarze w 1253 r. w Asyżu.
Upływały wieki. Mury kościoła Bolesława i Jolenty nasiąkały dziedzictwem zostawionym przez kolejne pokolenia. Kaplica Męki Pańskiej ze śladami swoich licznych przemian obrazuje ten proces najlepiej. Według dra Jacka Witkowskiego tegoroczne badania doprowadziły do niezwykle doniosłych odkryć. We wnioskach konserwatorskich pojawia się postulat o regotyzację prezbiterium, tj. aranżację, która eksponowałaby średniowieczny charakter wnętrza. Jaką kaplicę zostawimy potomnym?
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie