
Wielogodzinne podróże na stojąco w zatłoczonych wagonowych korytarzach, szczęściarze, którym udało się zdobyć siedzące miejsce w wagonowej toalecie, podróż w przedziałach dla palaczy, to normalne warunki podróżowania pociągami PKP szczególnie w sezonie wakacyjnym jeszcze w dekadzie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Przy bardzo skromnym stopniu motoryzacji kolej była najbardziej rozpowszechnionym środkiem lokomocji. Ludzie skazani byli na korzystanie z usług PKP.
Pierwszą swoją podróż pociągiem zapamiętałem mając około pięciu lat. Jechałem z rodzicami z Turuszowa ( rejon Bogatyni) do Kalisza. We Wrocławiu mieliśmy przesiadkę na pociąg relacji Jelenia Góra – Warszawa. Pamiętam, że było tłoczno. Ludzie stali nawet na korytarzach ale rodzicom chyba, dlatego że byłem dzieciakiem udało się zdobyć miejsca siedzące w przedziale.
"Loża" w luku bagażowym
By siedzącym dorosłym było wygodniej wsadzono mnie do luku bagażowego znajdującego się nad drzwiami wejściowymi przedziału. Podróż do Kalisza przespałem. Wówczas byłem przekonany, że luk był specjalnym miejscem dla podróżujących dzieci. Po czasie dowiedziałem się prawdy. Już wówczas decydując się na jazdę pociągiem ważne było dostać się do jakiegokolwiek wagonu a mniej istotne było to czy będzie się miało miejsce siedzące.
Na popularnych trasach, w szczególności w okresie wakacji bądź ferii, zatłoczone wagonowe korytarze to było coś normalnego. Szczęśliwcami były np. osoby, którym udało się spędzić podróż siedząc na klapie sedesu w wagonowej toalecie. W okresie wakacyjnych i urlopowych szczytów wsadzanie osób przez okno do zatłoczonych wagonów zdarzało się bardzo często.
Jako pięciolatek podróżowałem wygodnie w luku bagażowym. Nie miał tego szczęścia mój pięcioletni syn kiedy pociągiem wybraliśmy się na wczasy do Ustki. Wsiadaliśmy do pociągu w Ostrowie Wlkp. Właściwie to wsiedliśmy z żoną a syna podaliśmy życzliwemu pasażerowi przez okno. Całonocną podróż odbyliśmy stłoczeni na przepełnionym korytarzu a syn przesiedział ją na jednej z naszych toreb. Do Ustki dojechaliśmy w okolicy godziny ósmej rano. Jakież było moje zdziwienie wyglądając przez okno zobaczyłem peron wypełniony rzeszą ludzi. W większości byli to mężczyźni. Kiedy nasz pociąg się zatrzymał, ci nie czekając jak wyjdą wszyscy podróżni zaczęli szturmować drzwi wagonów. Okazało się, że byli to przedstawiciele rodzin, którym tego dnia kończył się turnus wczasowy. Pociąg, którym przyjechaliśmy odjeżdżał w powrotną drogę dopiero po godzinie 19 to ledwie przyjechał do Ustki zajmowano miejsca w przedziałach by za kilkanaście godzin członkowie rodzin mogli podróżować siedząc wygodnie w przedziałach. Mniej zapobiegliwym przyszło wracać z wczasów kłębiąc się na przepełnionych wagonowych korytarzach.
Polowanie na miejsce w WARS - ie
Mniej zawracało się uwagę na niedogodności podróżowania w okresie studiów. Studiowałem w Poznaniu. Najczęściej na uczelnię wracało się z Kalisza porannym pociągiem pospiesznym relacji Przemyśl – Szczecin. Nie brakowało nam studentom pomysłu jak najszybciej dostać się do wagonu. Jednak nie po to by zdobyć miejsca siedzące w przedziałach. Dla nas ważne było by zdobyć dobrą pozycję w wagonie restauracyjnym Wars. Sposób na to był prosty. Kiedy nadjeżdżał pociąg przeskakiwaliśmy na druga stronę peronu i bez tłoczenia się wchodziliśmy do pociągu kierując się do Warsa. Dlaczego? Wspominam dekadę lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, lat w których w Polsce brakowało wiele artykułów przemysłowych i żywnościowych. Z tym musieli Radzic sobie nasi rodzice nasze problemy bywały nieraz nieco inne. Nie każdego dnia można było kupić piwo marki piwo, nie mówiąc już o wymarzonym w tamtym czasie Żywcu czy Okocimiu. A właśnie takie piwo dostępne było w Warsie. Stąd nasze zabiegi by dostać się do wagonu restauracyjnego (miejsca stojące) i posmakować dobrego piwa.
Piwo w barach dworcowych a rum w restauracji
Piwa mogło brakować w sklepach ale beczkowe było dostępne niemal na okrągło w dworcowych barach. Dlatego można tam było spotkać nie tylko jedzących podróżnych ale też „smakoszy piwa”. Studia to nie tylko nauka, bywało, że podczas imprezy zabrakło alkoholu. Regułą było, że nie ganiano po melinach a towarzystwo przemieszczało się w godzinach wieczornych do dworcowej restauracji w Poznaniu. Bar był zamknięty, piwo niedostępne ale po sąsiedzku kilkanaście stopni wyżej nad barem mieściła się restauracja. Otwarta była długo. Można tam było kupić za godziwa cenę herbatę z rumem. Kelnerzy byli wyrozumiali dla studentów. Nie wlewali rumu do herbaty a i do jednej zamówionej herbaty godzili się sprzedać więcej miarek należnego rumu. Dworce były też przysłowiową deską ratunku dla palaczy. W godzinach wieczornych pewnym miejscem gdzie można było kupić papierosy w normalnej cenie nie przepłacając u portierów czynnych restauracji były właśnie dworce kolejowy. Pamiętam kolegę, który już kilka miesięcy był na papierosowym odwyku. Któregoś dnia zobaczyliśmy go znowu z papierosem w ustach. Przyznał się, że zaczęły go męczy sny, w których przebywał w knajp pełnych papierosowego dymu. Którejś nocy nie wytrzymał, po obudzeniu wsiadł do auta i pojechał na kaliski dworzec gdzie w czynnym barze kupił papierosy i wrócił do nałogu.
Nie kręć się pan, to przecież przedział dla palących
Niewyobrażalne obecnie ale przez długie lata PRL – u i jeszcze po zmianach ustrojowych w składach pociągów były wagony dla palących. Wcześniej zdarzało, że w jednym wagonie sąsiadowały ze sobą przedziały dla palaczy i niepalących. W wagonach klasy II w przedziałach było osiem miejsc siedzących. Oznaczało to, że w jednym przedziale mogli siedzieć sami palacze. Zaczynałem już popalać i zdarzało mi się podróżować w przedziałach dla palących. Jednak starałem się na papierosa wychodzić na korytarz by nie zagęszczać „atmosfery” przedziału. Jadąc kiedyś pociągiem osobowym z Poznania do Wągrowca Poznania za takie zachowanie zostałem ostro obsztorcowany. Siedziałem przy oknie i aby wyjść na korytarz musiałem pokonać przeszkody jakie stanowiły nogi moich współpasażerów. Przy kolejnej próbie wyjścia na korytarz, drzemiący pasażer warknął na mnie - nie kręć się pan, pal w przedziale przecież jest dla palących. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić jaki papierosowy smród panował w takich przedziałach. Wietrzenie szczególnie w porze jesienno – zimowej ograniczało się do lekkiego i krótkotrwałego uchylenia okna. A jednak wytrzymywało się to.
(grz)
foto Jan Trąbecki (za Kurier Lubelski)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie