Reklama

Wielki skok

31/01/2019 00:00

Codzienność kaliszan końca lat 80.

Wbrew obietnicom zbudowania nowej jakości życia, lata 80. – końcówka peerelu – przypominają żałosną próbę podrobienia Zachodu. Odcięte od świata społeczeństwo tworzy własną wizję rzeczywistości, której przecież nie zna. Dopiero upadek muru berlińskiego odsłania przepaść dzielącą Polskę od reszty Europy. Patrząc na tę niedawną przeszłość, na dziwne stroje i zgrzebne sklepy aż trudno uwierzyć, że tak właśnie wtedy żyliśmy\"\"

Dominującym odcieniem jest szarość. Czai się ona w oczach zmęczonych kaliszan, wygląda zza pustki sklepowych półek i w ogólnym zaniedbaniu miasta. Tymczasem nikt nie wierzy, że może być inaczej. Mimo pogłębiającego się kryzysu gospodarczego zmiana systemu wydaje się niemożliwa, tak jak niemożliwy wydaje się upadek gwaranta status quo ZSRR. Znakiem czasu mogą być girlandy kolorowych żaróweczek, którymi udekorowana jest ulica Śródmiejska. Kiedy je zamontowano, nikt już  nie wie. W latach 80. nie świeci się już żadna z nich, ale nadal wiszą. Do obrazu miasta koniecznie trzeba dodać popękane, bo nie wymienione od okresu międzywojennego płytki chodnikowe i sypiące się fasady kamienic. Stan wielu z nich jest na tyle zły, że zagraża on życiu mieszkańców. W marcu 1989 r. w na ulicę Śródmiejską w pobliżu sklepu spożywczego zwanego „Setką” spada 20-kilogramowy kawał tynku. Kilka dni później to samo dzieje się w pobliżu tzw. Konsumy, czyli milicyjnej stołówki na tej samej ulicy. Państwowa kasa jest pusta – nie ma pieniędzy na konieczne remonty. Jeśli jakieś prace są  prowadzone, to ciągną się latami. W tych warunkach zniknie Domek Szwajcarski w zaniedbanym parku, a jego los podzielą tzw. sukiennice na pl. 1 Maja (obecnie Nowy Rynek). W  miejscu tym władze obiecują wznieść „Tęczę bis”, a tablica na pobliskim skwerku głosi, że „tutaj stanie pomnik czynu zbrojnego i rewolucyjnego”. Przyrzeczeń tych nie udaje się nigdy zrealizować. Pustkę olbrzymiego placu z trudem wypełniają socrealistyczne lampy. O tym że z dnia na dzień wyrośnie tu wielkie targowisko, nie śni się nikomu.\"\"

Made in PRL
Jesteśmy w popularnych Delikatesach, otwartych w latach 80. przy ulicy Śródmiejskiej. Ta „placówka uspołecznionego handlu” zajmuje całą długość kamienicy. W miejscu „normalnych” towarów królują raczej typowe produkty epoki, m.in. butelki z mlekiem i śmietaną czy popularne serki homogenizowane. Niewielki wybór ówczesnej oferty Społem próbuje się maskować dekoracyjnym ustawieniem słoiczków z dżemami. Owszem, można tu zobaczyć atrakcyjne towary, ale... tylko na znajdujących się w sklepie kolorowych podświetlonych planszach. Bliższa prawdy o kłopotach zaopatrzeniowych jest artystyczna wizja na jednej z nich: umieszczeni na planszy kobieta i mężczyzna przedstawieni są jedynie we „wdziankach” z liści sałaty. Kaliszanie ubierają się w salonach Mody Polskiej i Telimeny.  Marki te reprezentują swoisty peerelowski luksus. Ofertę uzupełniają sklepiki tzw. prywatnej inicjatywy, szumnie zwane „butikami”. W świecie, który dąży do samowystarczalności większość towarów wytwarzana jest w Polsce lub w bratnich krajach bloku wschodniego. Produkty te można zakupić choćby w Państwowym Domu Towarowym (popularny Pedet, obecnie w części pedetu mieści się Empik). Przykładowe „hity” z branży kosmetycznej to kremy i perfumy „Pani Walewska” oraz woda po goleniu „Brutal” (firmy Miraculum) czy choćby cała gama kosmetyków Polleny Lechii. Mniej zachęcająco z naszej perspektywy brzmią nazwy Dom Chłopa (artykuły przemysłowe dla rolników, ul. Chopina), Dom Chleba (spożywczy przy ul. Rapackiego, obecnie Mariańska). Wbrew umieszczonej na bloku przy ul. Górnośląskiej malowanej „reklamie”: „WPHW [Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego] oferuje szeroki asortyment towarów i usług”, kaliszanin, obywatel PRL, ma problem z zakupieniem podstawowych towarów. W schyłkowym okresie szalejąca inflacja czyni mieszkańców kraju nad Wisłą ubogimi milionerami. W 1988 r. cena futra z norek w kaliskim „Wzorcowym sklepie odzieżowym nr 7” wynosi 2 mln 190 tys, zł, a najlepszy garnitur to wydatek rzędu 21 tys. 500 zł. Rok później (luty 1989 r.) kaucja za butelkę od piwa to, bagatela, „tylko” 70 zł.

Luksusy
z krainy paranoi
Chociaż przymus i rytualizacja życia nakazuje uczestniczyć w oficjalnych celebrach socjalizmu, fascynacja konsumpcyjną kulturą Zachodu jest powszechna. Schizofrenia ta dotyczy nawet tzw. czynników partyjnych. Wyobrażenia na temat mitycznego świata kapitalizmu kształtuje australijski serialu „Powrót do Edenu”. Losami jego bohaterki Stefanii Harper żyje cały naród. Jest to możliwe, bo widzowie są skazani tylko na dwa programy telewizyjne. Mimo ideologicznego potępienia „burżuazyjnego” stylu życia, staje się on za pośrednictwem filmów oraz kontaktów z rodakami z zagranicy marzeniem wszystkich. Ówczesne wystroje wnętrz starają się naśladować chałupniczymi metodami luksus podpatrzony w zagranicznych czasopismach. Otwarta niedawno kawiarnia Delicje wydaje się wielu kaliszanom szczytem elegancji. W tym samym czasie Bar Szach kusi pseudomauretańskim wystrojem z dykty. Przez pewien czas w placówce tej wisi tajemnicza plansza z napisem „Dziś polecamy... cennik”.
System gospodarczy i ideologia  są już martwe. „Dekadencja” Zachodu dociera nawet do urzędów państwowych. Nieodłącznym elementem ich wystroju stają się kalendarze z roznegliżowaną panienką. „Gołe babki”, jak się mówi o przedstawionych na nich paniach, kojarzone są naiwnie z wolnością konsumpcyjnego świata. Innym z paradoksów socjalistycznej ojczyzny są sklepy Peweksu. Placówki te mieszczą się w Kaliszu przy ul. gen. Świerczewskiego (obecnie Zamkowa) i Górnośląskiej w pobliżu hotelu Orbis Prosna. Niestety, ich oferta jest dostępna jedynie dla posiadaczy dolarów bądź ich odpowiednika w postaci emitowanych przez PeKaO tzw. bonów towarowych. Szczęśliwcy ci doświadczają po przekroczeniu progów Peweksu uczucia obcowania z rajem. W tych świątyniach bogactwa można nabyć codzienne wytwory świata postrzeganego jako lepszy i szczęśliwszy. Nic więc dziwnego, że na pytanie klientki sklepu zabawkarskiego z ulicy Kazimierzowskiej: „Czy jest może coś oryginalnego?”, ekspedientka odpowiada: „Coś oryginalnego to może pani dostać w Peweksie”. Kolorowe opakowania po proszkach i płynach do naczyń tam zakupione są przedmiotem dumy i dowodem bogactwa. Dlatego nie wyrzuca się tych  „skarbów”, przeciwnie – często stają się one obiektem kolekcjonerskich zapędów. Szczytem zachodniego obycia jest kolekcja puszek po piwie, umieszczona na z trudem zakupionej meblościance. Tymczasem w państwowych zakładach pracy królują hasła typu: „BHP albo renta – wybór należy do ciebie” lub „Niech one nie płacą za twoją nieroztropność”. W tej krainie paranoi nawet upijanie się ludności próbuje się reglamentować. Obowiązujący w sklepach zakaz sprzedaży alkoholu do g. 13 zamiast spadku „spożycia” powoduje bujny rozkwit tzw. melin.

Skok do królestwa
konsumpcji
Koniec przychodzi nagle. Jeszcze w 1989 r. kaliskie szkoły świętowały 1 maja, wywieszając tradycyjne gołąbki pokoju w oknach. Deszczowa pogoda i niechęć ludności sprawia, że tego roku tradycyjny pochód wygląda niezwykle skromnie. O komunizmie próbuje się mówić w „nowoczesny” sposób – na święto Rewolucji Październikowej przygotowano specjalne plakaty z twarzą Lenina pokrytą ustami-śladami od szminki. Symptomem zmian są pierwsze reklamy telewizyjne. Kiedy cała Polska za pośrednictwem szklanego ekranu zachwyca się zaletami Prusakolepu oraz ofertą dewizowej Baltony, sklepy pustoszeją, obierane z ostatnich towarów. Dramatycznie spada wartość pieniądza. Problem z zaopatrzeniem w podstawowe towary, takie jak masło czy cukier, rozwiązywano sprzedając je w Kaliszu bezpośrednio z samochodów. Niespodziewanie rusza machina zmian. Każdy dzień przynosi nowe wydarzenia polityczne, chociaż na początku procesu mówi się o utrzymaniu socjalizmu. Dla codzienności ważniejsze jest jednak otwarcie granic dla towarów zachodnich i zniesienie gospodarki centralnie planowanej. Efektem wzrastającej przedsiębiorczości było pojawienie się zachodnich produktów oraz gwałtowna prywatyzacja sklepów. Mieszkańcy nadprośniańskiego grodu ze zdziwieniem odkrywali, że wczorajszy sklep spożywczy stawał się odzieżowym i na odwrót. Na półkach zaroiło się od kolorowych, atrakcyjnie opakowanych towarów. Z pomocą początkującym w marzeniach o amerykańskim stylu życia spieszą Alexis, Cristal i Blake Carrington z telewizyjnej „Dynastii”. W ten oto sposób z szarzyzny socjalizmu Polacy wykonują gwałtowny skok do królestwa konsumpcyjnej wolności. W 1998 r. swoje podwoje otwiera pierwszy w Kaliszu hipermarket – „Hit”. Już wtedy wiemy, że kapitalistyczny raj nie jest miejscem pozbawionym wad.
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do