Jazz w Muzeum to cykl koncertów jazzowych organizowanych przez Jerzego Wojciechowskiego od przeszło trzydziestu lat w Ostrowie Wielkopolskim. Podobnie jak w minionych latach tegoroczna edycja jesienna przyciągnęła do Wielkopolski kolejne, wielkie indywidualności jazzowe.
Al Di Meola. 50 lat w drodze – 158. Jazz w Muzeum
Na scenie Ostrowskiego Centrum Kultury pojawił się Al Di Meola. Artysta, którego zazwyczaj określa się mianem wirtuoza, giganta czy pioniera, tego wieczoru dla ostrowskiej publiczności okazał się przede wszystkim przewodnikiem – prowadzącym w podróż przez czas, miejsca i własną tożsamość muzyczną.
Jubileuszowa trasa, wieńcząca pięćdziesiąt lat obecności na scenie, została przedstawiona w kameralnym formacie Al Di Meola Acoustic Trio. Obok Mistrza zagrali: gitarzysta Peo Alfonsi oraz perkusista Sergio Martinez.
Repertuar koncertu zakorzeniony był w najnowszym, dwupłytowym albumie Twentyfour, lecz Di Meola szeroko nawiązywał do własnej historii. Wybrzmiały zatem nienachalnie frazy kojarzone z Paco de Lucią, muzyczne ukłony w stronę Beatlesów oraz narracje prowadzące ku Chickowi Corei i wspólnym występom z grupą Return to Forever. Dominowała nie nostalgia, lecz świadomość przebytej drogi.
Kulminacją wieczoru były bisy. Najpierw delikatne, pastelowe Sometime Ago, a zaraz potem Mediterranean Sundance / Rio Ancho – medley, zapisany na koncertowym albumie Friday Night in San Francisco.
Warto wspomnieć o subtelnej warstwie wizualnej koncertu – projekcjach krajobrazów, prywatnych fotografii i miejsc ważnych dla Artysty. Nadały one muzyce wymiar niemal rodzinnej opowieści. Nie było tu spektaklu. Była intymna wypowiedź – wyznanie, którym Al Di Meola zdecydował się podzielić.
Yellowjackets. Dialog czterech żywiołów – 159. Jazz w Muzeum
Zaledwie dzień później, 30 października 2025 r., Ostrowskie Centrum Kultury ponownie wypełniło się jazzem – tym razem w wydaniu elektrycznym, gęstym i pulsującym. Na scenie pojawił się zespół Yellowjackets, jedna z najważniejszych formacji amerykańskiego jazz-fusion, grająca nieprzerwanie od ponad czterech wieków na światowych scenach. Ich muzyka – precyzyjna, inteligentna, a przy tym przystępna – od dziesięcioleci stanowi wzorzec dla kolejnych pokoleń instrumentalistów.
W Ostrowie wystąpili w składzie: Bob Mintzer – saksofon tenorowy i sopranowy, EWI;
Russell Ferrante – fortepian, instrumenty klawiszowe; Will Kennedy – perkusja;
Dane Alderson – gitara basowa. Muzycy stanowili kwartet, który rozumie się bez słów. Każdy gest, wejście i fraza wynikały z głębokiego wsłuchania się w siebie nawzajem – przypominając, że prawdziwe jazzowe porozumienie nie jest kwestią techniki, lecz wrażliwości.
Program koncertu prowadził przez znane kompozycje zespołu – te o charakterystycznej, „żółtawo-jazzowej” harmonii Ferrante’a i szerokim, miękkim brzmieniu sekcji dętej Mintzera – oraz przez nowsze utwory, w których pobrzmiewa śmiałość kolejnych dekad. Były momenty niemal orkiestralne, pełne gęstej faktury, ale i miejsca, w których muzyka redukowała się do dialogu dwóch linii – saksofonu i fortepianu – jak rozmowa prowadzona szeptem tuż obok ucha.
Koncert zakończył się bisem, który zamiast efektownej kulminacji przyniósł uspokojenie. Nie był to finał podkreślający „moc zespołu”, lecz raczej jego świadomość formy. Cisza po ostatnim dźwięku trwała chwilę dłużej niż zwykle – i ta właśnie chwila najlepiej opisała wieczór.
Jeśli poprzedni dzień, z Al Di Meolą, przyniósł muzykę osobistą, intymną i ciepłą, to koncert Yellowjackets był jej kontrapunktem – rozmachem, precyzją i wspólnotą gry. Dwa kolejne wieczory w Ostrowie Wielkopolskim ułożyły się jak dwa rozdziały jednej opowieści: o jazzie jako żywym języku, który ciągle na nowo szuka sposobów, by porozumieć się z tymi, którzy chcą słuchać.
Tekst i fotografie: Szymon Ratajczyk (www.ratajczyk.art)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie