
W półotwartym kaliskim więzieniu zdecydowaną większość stanowią pijani rowerzyści. Wielokrotnie byli skazywani przez sądy na grzywny, ograniczenia wolności, wyroki więzienia w zawieszeniu i po którymś z kolei razie – trafiają za kratki. To dotkliwa kara zarówno dla nich, jak i dla... podatników, którzy płacą za utrzymanie osadzonych w więzieniach
W zakładzie karnym przy ul. Wrocławskiej (obok Centralnego Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej) wyrok odsiaduje ok. 80 mężczyzn. To zakład typu półotwartego, do którego trafiają skazani za drobne przestępstwa (niepłacenie alimentów, posiadanie narkotyków itd.). Jednak zdecydowana większość osadzonych w tym miejscu, to tzw. kolarze – czyli ci, którzy zostali złapani przez policję na jeździe rowerem pod wpływem alkoholu przynajmniej kilka razy.
Jaka skuteczność kary więzienia?
Mężczyźni siedzący w więzieniu mówią, że taka kara jest mało skuteczna. – Dla kogoś, kto trafia do więzienia pierwszy raz, więzienie jest oczywiście szokiem. I siedząc tutaj tęskni się za tym wszystkim, co pozostało na zewnątrz, myśli się o tym, by jak najszybciej stąd wyjść... Ale nie wiem, czy myśl o tym, że za jazdę rowerem pod wpływem alkoholu mogę tu znowu trafić, będzie mnie na tyle skutecznie odstraszała, że następnym razem gdy wypiję, nie zdecyduję się wsiąść na rower, tylko go poprowadzę... – mówi jeden z nich.
Co więc było skuteczne? Olbrzymie kary finansowe?
– Najczęściej nie byłoby z czego tych kar zapłacić, ani nawet nie byłoby z czego ich ściągnąć – twierdzą więźniowie. I przynajmniej niektórzy mają świadomość, że taka sytuacja jest zupełnie bez sensu: bo przecież to oni powinni wpłacić do budżetu państwa karę grzywny, a tymczasem, za pieniądze podatników trzeba utrzymać więźniów, zapewnić im odpowiednią stawkę żywieniową, odpowiednie warunki do odbywania kary, zgodnie z podpisanymi przez Polskę międzynarodowymi konwencjami...
– Oczywiście, wobec każdego osadzonego są podejmowane działania resocjalizacyjne i powrotność tych ludzi do więzień jest naprawdę bardzo mała – mówi por. Remigiusz Czaja, rzecznik prasowy kaliskiego Zakładu Karnego. – Nie wiadomo dokładnie, ile jest w tym naszej zasługi, jakie konkretne skutki przynoszą działania resocjalizacyjne, ale tak to wygląda. Wielu z osadzonych, którzy trafiają do zakładu karnego, dopiero w tym miejscu zaczyna zdawać sobie sprawę, że to nie przelewki, że naprawdę popełnili przestępstwo. Uświadomienie tego faktu to chyba podstawowe zadanie, a przecież także najczęściej udaje się tego skazanego poddać takim oddziaływaniom penitencjarnym, jak edukacja antyalkoholowa, praca na rzecz społeczności lokalnej, zajęcia kulturalno – oświatowe itp. Jeżeli chodzi o sprawców przestępstw komunikacyjnych, powrotność do więzienia jest znikoma, a wiele mniejsza niż np. w przypadku sprawców kradzieży itd.
Oczywiście ,,kolarze’’ nie trafiają do więzienia gdy raz zostaną złapani za jazdę pod wpływem alkoholu. Najczęściej osoba złapana po raz pierwszy jest skazywana na karę grzywny. Gdy jej nie płaci, sąd może zdecydować o ograniczeniu wolności, lub np. zasądzić wykonanie jakiejś pracy. Jeśli wyrok sądu nie zostaje wykonany, najczęściej pijany rowerzysta zostaje skazany na karę więzienia w zawieszeniu. No i gdy znów zostaje złapany na jeździe pod wpływem alkoholu, sąd odwiesza poprzednie kary i rowerzysta trafia do więzienia. (q)
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
tylko w Polsce mozliwe takie paranoje. Pijani rowerzysci najgrozniejsy przestepcy zaraz po Bin Ladenie. Wielkie brawa dla polskiego wymiary sprawiedliwosci.
Polak nie wielbłąd ... pić musi , a może tak na roboty do kamieniołomów ? Najlepsza terapia , tylko nie w tym chorym kraju.