Reklama

Zagłada Kalińca odczytana na nowo

12/04/2017 12:51

(czyli „Noce i dnie” w kaliskim teatrze)

Można było obawiać się kolejnej „dekonstrukcji” znanego tekstu literackiego, ale nic podobnego na szczęście się nie stało. „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej w reżyserii Sebastiana Majewskiego pozostały tekstem czytelnym, a jego przesłanie nie uległo wypaczeniu. Barbara pozostała Barbarą, Bogumił – Bogumiłem i cała reszta też. Można? Można.

Choć zadanie było niełatwe. Sporym wyzwaniem było już samo skondensowanie tej obszernej powieści do rozmiarów dwugodzinnego spektaklu. Ale Majewski nie jest ani nowicjuszem, ani amatorem. Ten 46-letni artysta zasłynął m.in. swoją adaptacją „Trylogii” Sienkiewicza na potrzeby spektaklu w reżyserii Jana Klaty i wykonaniu aktorów z krakowskiego Narodowego Teatru Starego oraz „Ziemi obiecanej” Reymonta w reżyserii tegoż Jana Klaty, tyle że we wrocławskim Teatrze Polskim. Ale nie tylko, bo z powodzeniem brał się również za „Balladynę” Juliusza Słowackiego czy „Sprawę Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej, a jako reżyser choćby za „Hanemanna” Stefana Chwina czy „Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk, by sięgnąć tylko do jego realizacji jeszcze z lat 90. Poradził więc sobie również z powieścią Dąbrowskiej, wybierając z niej akurat to, co kluczowe, węzłowe i najbardziej charakterystyczne. A że nie uniknął przy tym pewnych skrótów, to chyba oczywiste. Mam wrażenie, że udało mu się nieco rozjaśnić oryginalną tonację „Nocy i dni” - i spektaklowi wyszło to na dobre. Bo życie to nie same tylko zgony, powstania i wojny. Pamiętać przy tym należy, że życie Barbary i Bogumiła przypadło na lata jednego z najdłuższych okresów pokoju w dziejach Europy. Wróżono wtedy nawet, że nigdy już nie dojdzie do wojny. Jak wielkim to było złudzeniem i tragiczną pomyłką, Europa przekonała się w roku 1914. Ale z punktu widzenia ludzi żyjących w roku 1901 albo 1887, świat mógł jawić się jako w miarę bezpieczny, przewidywalny i poukładany. Nie zatamowało to, rzecz jasna, procesu przemijania, starzenia się i zbliżania do śmierci, ale było w jakiś sposób pocieszające. Barbara żyła w dość szczęśliwych czasach, może nawet trochę nudnych. A że sama była przy tym nieszczęśliwa, to już zupełnie inna sprawa. Była nieszczęśliwa w dużej mierze na własną prośbę.
Odrobina astrologii
Mało kto z czytelników i komentatorów „Nocy i dni” zdaje sobie sprawę, że Barbara Niechcic, z domu Ostrzeńska, reprezentuje niemal wszystkie negatywne aspekty archetypu Wagi – chimeryczność, powierzchowność, próżność, egoizm, skłonność do marudzenia, biadolenia i zadręczania otoczenia swoimi – zwykle wydumanymi i nie znajdującymi dostatecznego umocowania w rzeczywistości – lękami i pretensjami do losu. Inaczej mówiąc, Barbara to Waga z najniższej półki, bo istnieją też Wagi z półek znacznie wyższych. Dla odmiany Bogumił reprezentuje wiele pozytywnych aspektów archetypu Koziorożca. Fakt, że jest to typ raczej mało poetycki i trochę nudziarz, ale nadaje się na męża i towarzysza życia. Doświadczona kobieta powinna to docenić. I Barbara to w końcu docenia, bo nikt nie jest niewolnikiem swojego archetypu. Można go przekraczać i próbować wspinać się wyżej. Twórcy kaliskiego spektaklu, być może bardziej intuicyjnie niż świadomie, ale wychwycili i uwypuklili związane z tym psychologiczne i sytuacyjne niuanse. W pamięci pozostaje np. symboliczna scena śmierci Bogumiła  w ramionach Barbary. Jest bardzo prosta i prawie obywa się bez słów. Ale właśnie ta oszczędność zasługuje na miano udanego efektu artystycznego. A takich zapadających w pamięć scen jest w tym spektaklu więcej.

Więcej w Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do