Reklama

Zanim nastały komórki

18/06/2008 13:57

Początki telefonizacji Kalisza

Wiek dziewiętnasty kochał technikę i naukę. Każdy miesiąc przynosił próby uczynienia ludzkiego życia łatwiejszym i przyjemniejszym. Pokolenie, które pamiętało niewygodne dyliżanse, z radością oddawało się urokom podróżowania koleją parową. Świecę zastąpiła najpierw lampa naftowa, a potem elektryczność. Nie wszystkie pomysły odeszły do lamusa. Oto kaliskie początki jednego z wynalazków, bez których nie można sobie wyobrazić współczesnego życia

W zimowy dzień 1878 r. uwagę przechodniów zwracali robotnicy krzątający się w okolicach redakcji „Kaliszanina”. W oknach kamienicy przy ul. Mariańskiej (tam mieściła się siedziba gazety) rozpinano jakieś przewody. Ciekawscy mogli odkryć, że rozwieszone nad ulicą druty prowadzą do budynku sali koncertowej przy ul. Łaziennej. Do czego mogą też one służyć? Zagadka wyjaśnia się wkrótce. 21 stycznia  1878 r. we wspomnianej sali nie śpiewa, jak można byłoby się spodziewać, włoska primadonna. Bohaterką jest mała skrzyneczka z dziwacznymi metalowymi dodatkami. Jej właściciele, panowie Władysław Ehm i Wiktor Weigt, wyjaśniają z dumą, że tajemniczy przedmiot to telefon, a rozpięty przewód łączy urządzenie z identycznym aparatem znajdującym się w redakcji „Kaliszanina”. Wynalazek służy do przenoszenia głosu na odległość. Za niewielką opłatą 10 kopiejek „każdy będzie mógł (...) podziwiać osobiście tę nową zdobycz wiedzy, każdemu bowiem służyć będzie prawo zrobienia bezpłatnie jednego zapytania i otrzymania na takowe odpowiedzi. Zbyteczną rzeczą byłoby dodawać, iż osoby znajdujące się w sali powinny zachować się jak najciszej, ażeby pytania i odpowiedzi słyszanemi być mogły”.      Wielu zebranych zapewne nie może uwierzyć, że za pomocą „tego czegoś” można usłyszeć głos osoby oddalonej o kilka ulic. Szybko jednak wątpliwości zostają rozwiane. „Kaliszanin” relacjonuje: „Próby z telefonem dały bardzo zadawalające rezultaty. Drut łączący salę koncertową z naszą redakcją przesyła najdokładniej głos osoby mówiącej, dźwięki muzyki, śpiew, gwizdanie itd. Przez dni kilka, pomimo niepogody, wielu ciekawych odwiedziło salę, ażeby przyjrzeć się nowemu wynalazkowi i przekonać się o jego cudownych właściwościach. W ogóle publiczność bawi się wyśmienicie, zwłaszcza damy, które dowcipnem odzywaniem się pobudzają dezurujących w redakcji panów do językowego turnieju”.
Ta pierwsza w Kaliszu linia telefoniczna to na razie tylko intrygująca zabawka. Do jej obejrzenia zachęcają rozlepione na ulicach afisze. Niedoskonały aparat na skutek złej pogody psuje się dwa razy. Po upływie kilku tygodni propagatorzy nowoczesności demontują urządzenia, a uzyskane z pokazu fundusze przeznaczają na  cele społeczne. Suma 2 srebrnych rubli pozwala oszacować, że swoją pierwszą rozmowę telefoniczną odbyło koło 200 mieszkańców miasta. Szczupłość kwoty nie zniechęciła jednak obu pomysłodawców. W słowie do redaktora gazety zapewnili oni, że „czują się wszelako gotowymi nadal śledzić wszelki objaw wynalazczego ducha ludzkiego”.
 
Aparat dla nieśmiałych i lękliwego serca
Jest początek XX w. Cywilizacja Zachodu coraz śmielej odrzuca balast przeszłości. Meloniki zastępują niemodne cylindry, a w sztukach plastycznych króluje secesja. W 1901 r. Kalisz posiada jedną niewielką linię pozwalającą na komunikację z nadgranicznym  Szczypiornem. Wykorzystuje się ją zapewne tylko do celów urzędowych. Żywiołowy rozwój miasta związany z otwarciem kolei (1902 r.) skłania dwóch kaliskich przedsiębiorców, Kazimierza Golcza i Józefa Krasowskiego do  przedstawienia śmiałego projektu telefonizacji miasta. W styczniu 1904 r. kierowane przez nich biuro techniczne uzyskuje koncesję Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i aprobatę naczelnika warszawskiego okręgu pocztowo-telegraficznego. Teraz inicjatorzy mogą z dumą donieść, że „zakładanie telefonów rozpocznie się w ciągu 6-ciu tygodni od dnia dzisiejszego [12 stycznia 1904 r.]. W celu uniknięcia zwłoki w połączeniu, uprasza się wszystkie instytucje o prędkie zapisywanie się na liście abonentów”. Chętni mogli złożyć zamówienie w siedzibie biura w domu W. Grąbczewskiej przy ul. Wrocławskie Przedmieście 104 bądź w redakcji „Gazety Kaliskiej”. Redaktorzy tej ostatniej włączyli się w upowszechnianie technicznej nowinki, zachwalając walory urządzenia: „Jeśli z toku rozmowy zechce ktoś wyrazić pogardę dla tego, z kim rozmawia, to może pokazać mu język bez szkody dla aparatu. (...) Ludzie nieśmiali i lękliwego serca mogą przez telefon oświadczyć się o rękę swej bogdanki. (...) Gdyby wierzyciel przez roztargnienie zapytał przez telefon, czy pan jest w domu, to można odpowiedzieć samemu, zmieniwszy nieco tylko głos, że pan wyjechał i tem zapewnić sobie spokój na kilka dni. (...) Trudno sobie wyobrazić teraz życie bez tego aparatu”. Zgoda władz rosyjskich na powstanie linii obwarowana jest szeregiem dziś już absurdalnie brzmiących zakazów. Zabroniono abonentom udostępniania telefonów osobom obcym. Inny punkt umowy głosił, że „komunikowanie przez telefon wiadomości, treść których sprzeciwia się prawu, bezpieczeństwu publicznemu, moralności i jest nieprzyzwoita w wyrażeniu, są niedozwolone”. Straszono nawet odłączeniem urządzenia przez nakaz samego ministra spraw wewnętrznych. Nie była to jednak do końca nierealna groźba, bo osoba obsługująca linię najczęściej była mniej czy bardziej mimowolnym słuchaczem rozmowy. Dlatego też zadbano o poufność samej konwersacji, nakazując przedsiębiorcy „przedsięwziąć wszelkie środki celem zabezpieczenia rozmów abonentów od rozgłaszania”. W drobiazgowej umowie nie przewidziano tylko jednego. Władze zaborcze zastrzegły sobie, że po 18 latach sieć może być odkupiona z rąk właścicieli na rzecz imperium carów. W 1932 r., czyli w chwili upłynięcia tego terminu, nie istniała już nie tylko władza rosyjskich cesarzy, ale i sam dawny Kalisz. Odrodzona telefonia w odbudowywanym po 1914 r. mieście stanie się własnością Rzeczypospolitej Polskiej.

Połączone
– będzie rozmowa
Jak każda nowość, telefon przyjmuje się z oporami. Według „Gazety Kaliskiej” pewien właściciel hotelu, „ubiegającego się o nazwę pierwszorzędnego” jest oburzony na propozycję instalacji: „Mój Panie, wszystko to ładnie i pięknie, ale żyłem dotychczas bez tych tam telefonów, to i dalej żyć będę. Gdyby nawet goście chcieli, gdyby nawet policja żądała, to ja u siebie telefonów nie zaprowadzę”. A przecież to nie cena odstrasza. Na terenie miasta, według urzędowej taryfy, miesięczny abonament wynosi około 6 rubli 25 kopiejek. Nie licząc kosztu samego urządzenia,  to jedyny wydatek, bo w cenę abonamentu wliczono już rozmowy. Dla porównania najlepsze buty kosztują około 5 rubli. Pierwsze aparaty można nabyć w zakładzie elektromechanicznym Hugona Kuniga przy ul. Warszawskiej 68, który – jak się reklamuje  – „ urządza telefony wszelkich systemów”.
Większość z pierwszych właścicieli telefonów należy do najzamożniejszych mieszkańców miasta, na aparaty decydują się także fabryki i urzędy państwowe. Abonentów w roku uruchomienia jest tylko 84, ale już następni planują instalację. Pierwszy spis, drukowany przez „Gazetę Kaliską” w  1905 r., jest ułożony jeszcze według kolejności liczb, a nie nazwisk.  Wybierając numer „1”, możemy rozmawiać  z „Jego Ekscelencją Gubernatorem Kaliskim Mikołajem Nowosilcowem”. Ostatni na liście jest państwowy urząd monopolu z liczbą 84. Samo urządzenie (wiszące bądź do położenia na biurku) nie ma jeszcze tarczki z numerami, a jedynie metalową korbkę. Jej pokręcenie wywołuje dźwięk dzwonka, ale nie w mieszkaniu osoby, z którą chcemy rozmawiać, a w stacji telefonicznej. Dołączona do listy abonentów instrukcja (będą je co roku publikować kalendarze kaliskie), szczegółowo wyjaśnia zasady korzystania z dużego i nieporęcznego aparatu: „Po dłuższym dzwonku, na odezwanie się stacji, trzeba wymienić abonenta, z którym chce się rozmawiać. Po otrzymaniu odpowiedzi stacji: „Połączone” dzwoni się dłużej po raz drugi i słuchać, póki żądana osoba nie odezwie się. Po skończeniu rozmowy daje się trzykrotny urywany dzwonek. Podczas dzwonienia słuchawka powinna być zawieszona na haczyku. Mówić należy głosem zwyczajnym, nie podniesionym”. Pierwsze telefony funkcjonują jedynie w obrębie miasta i w czasie burzy są wyłączane. W styczniu 1905 r. odbywa się pierwsza rozmowa na linii Kalisz – Borków, potem przychodzi kolej na Konin, a w 1908 r. na Łódź. Za pośrednictwem istniejącej tu centrali międzymiastowej kaliszanie mogą już zadzwonić do Warszawy i innych miast Królestwa. Postęp jest nieunikniony, ale czy ktokolwiek mógł przypuszczać, że 100 lat później telefon, uwalniając się od sieci przewodów, stanie się urządzeniem nie tylko przenośnym, ale mieszczącym się nawet w kieszeni?
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do