
Czy Złoty Róg pozostanie placem? Czy należy go zabudować, czy pozostawić stan obecny? Uchylając się od jednoznacznej odpowiedzi, przedstawiamy pomysły związane z tym miejscem
W chwili rozbiórki, też nie
grzeszącego urodą, domu Oppenheimów, miejsce stało się naprawdę nieciekawe. Nie było jeszcze drzew i krzewów, więc brzydoty nie dało się ukryć. Od lat 70. przypadkowość bezokiennych ścian rażąco odcinała się od przemyślanej architektury banku i tzw. pałacu Weigtów. Mógłby tu powstać jakiś reprezentacyjny obiekt, lecz uniemożliwiają to słabonośne grunty – napisze w latach 80. Paweł Anders w popularnym przewodniku po Kaliszu. Z prowizoryczności placu dobrze zdawali sobie sprawę zatrudnieni w ratuszu planiści, którzy próbowali załatać architektoniczną wyrwę, przysłaniając ją zielenią. Pod koniec dekady Gierka ktoś wpadł na pomysł, aby na budynku dawnej drukarni (kamienica przy zbiegu z aleją) zamontować dużych rozmiarów zegar. Na planach się skończyło. Na początku lat 80. zacznie działać letnia kawiarenka o tradycyjnej nazwie Złoty Róg. Pojawiają się bardzo charakterystyczne gięte żelazne krzesełka i chroniące od słońca pawiloniki kryte płótnem. Być może niektórzy pamiętają proste stalowe pucharki oraz lekko metaliczny posmak serwowanych w nich lodów.
Dwa oblicza
Kawiarnia zniknie wraz z upadkiem starego systemu. Miejsce zajmą ogródek piwny, reklamy i przypadkowe pawilony, np. dwie wielkie drewniane beczki, w których sprzedawano zapiekanki. Pod koniec lat 90. na narożnej kamienicy pojawi się wielki mural – malowana reklama nieistniejącej już telefonii komórkowej. Pomysłowy malarz wyczaruje w ścianie brakujące okna; stoją w nich ludzie z telefonami. W tym też czasie rodzi się fenomen Złotego Rogu, miejsca które znają wszyscy i gdzie spotyka się młodzież. Zasadzone jeszcze w PRL drzewa są już na tyle duże, że brzydotę mniej widać.
Tak tworzą się dwa widoki: pierwszy, od strony mostu reformackiego, przedstawia rozległy pejzaż ze starym miastem, drugi, od mostu kamiennego, kole w oczy. Że coś jest nie tak, przypomina się kaliszanom jesienią i zimą, gdy zieleń pozbawiona jest liści. Ślepe ceglane mury, jak krajobraz po architektonicznej bitwie, górują nad Złotym Rogiem. Jest smutno i szaro.
Zabudować czy nie?
Kaliszowi daleko jest do inwestycyjnego rozmachu Warszawy, czy Poznania. Dlatego Złoty Róg – atrakcyjny teren w centrum miasta – pozostał nietknięty. Niewątpliwie ma to swoje plusy. Architektura lat 80. i 90. nie cieszy się wielkim uznaniem; wykonana z tandetnych materiałów, raczej straszy niż zdobi.
Idea zabudowy kaliskiego Złotego Rogu ma już swoją historię sięgającą właśnie dekady lat 90. Niezależnie, czy za likwidacją popularnego ogródka (przestał działać wczesną wiosną br.) kryje się pomysł stworzenia nowego gmachu, czy nie, problem będzie powracać i już rodzi kontrowersje. Co oprócz argumentów ekonomicznych przemawia za wypełnieniem placu? Przede wszystkim widok. Urągające podstawowym zasadom architektury ślepe ściany „zdobią” Złoty Róg z dwóch stron. Straszą nie tylko budynki od strony alei i Wału Staromiejskiego, ale również widoczna tylna część kamienic z ulicy Pułaskiego. Te bezokienne, sypiące się ze starości ściany to prawdziwe zmora miejsca i nie złagodzi ich otynkowanie ani nawet artystyczna reklama czy malunek na ścianie. Sytuacja pogorszyła się odkąd nad Złotym Rogiem wyrosła wypiętrzona ceglana część Hotelu Europejskiego. Zabudowując ten fragment, nie tylko likwidujemy przypadkowość ogródka i pawilonów, lecz przede wszystkim zasłaniamy wszystko to, co brzydkie. Ale… Nowy budynek postawiony w miejsce dawnej kamienicy Oppenhaimów skutecznie przesłoni także jedną z najładniejszych panoram miasta z widokiem na kościół franciszkanów. Podobnie „zginą” eklektyczny bank i neobarokowa międzywojenna kamienica – ich dzisiejszy szeroki ogląd stanie się niemożliwy. Będą one widoczne jedynie z mniej ciekawej perspektywy zbliżonej do żabiej, tj. lekko od dołu, tak jak widzimy budynki na ulicach. W dodatku wolna przestrzeń o charakterze rekreacyjnym, a taką funkcję spełnia Złoty Róg, wydaje się w naszym mieście bezcenna. Fenomen i finansowy sukces ogródka piwnego nie wziął się z przypadku. Zadrzewiony placyk wśród gęstej zabudowy sam zachęca do zatrzymania się i odpoczynku. Socjologia, a więc zachowania i przyzwyczajenia mieszkańców miasta też są ważne.
Jeśli nie cały, to co?
Sprawa dzieli miłośników zabytków. Dla części z nich zabudowanie skweru będzie niczym innym jak przywróceniem dawnego, a więc godnego szacunku XIX-wiecznego układu urbanistycznego. Dla zwolenników tej koncepcji problematyczny pozostaje jedynie styl obiektu. Inaczej sprawę widzą przeciwnicy stawiania czegokolwiek na placyku. Czy architekci z przeszłości nie tworzyli tego miejsca w czasach, kiedy było więcej wolnej przestrzeni, a tu, pośród kameralnej zabudowy, kończyło się miasto? Czy zawsze to, co stare, jest dobre? Obie strony biorące udział w dyskusji na temat Złotego Rogu łączy myśl, że efektowną panoramę należałoby zachować.
Co robić? Pojawiają się dwie idee. Pierwsza z nich zakłada kosmetyczno-estetyczne opracowanie ścian budynków. Zwolennicy tego rozwiązania zdają się mówić, trawestując ks. Benedykta Chmielowskiego: „Jaka jest jakość współczesnej kaliskiej architektury każdy widzi”. W tym nieekonomicznym wariancie pozostawiamy odkryty widok na architektoniczne monstrum – ściany hotelu. Pomysł drugi odwołuje się do kompromisu: postawienie częściowej zabudowy zachowującej charakter placyku. Uwaga, nowy budynek na planie zbliżonym do trójkąta prostokątnego miałby się zwężać ku alei długim bokiem. Rozwiązanie daje nie tylko możliwość uratowania widoku, ale również stworzenia nowej, ciekawej perspektywy widzianej od Prosny i kościoła franciszkanów. Budynek stanowiłby również nowoczesną oprawę dla zabytkowego banku Pekao i kamienicy nad rzeką.
Jak zwykle w takich sytuacjach najlepszym rozwiązaniem pozostaje konkurs architektoniczny na koncepcję zagospodarowania. I tę opcję, choć niepopularną wśród ewentualnych inwestorów, wybieramy. Na razie miejsce pozostaje wyzwaniem dla architektów. I znów trawestując Chmielewskiego, Złoty Róg, jaki jest, każdy widzi.
*Ks. Benedykt Chmielowski (1700 – 1763) – twórca pierwszej polskiej encyklopedii, skądinąd uważanej za symbol ciemnoty czasów saskich. Do historii przeszło zwłaszcza zdanie: „Koń jaki jest każdy widzi” używane często dla podkreślenia oczywistej prawdy.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie