Reklama

Zorza polarna nad Kaliszem,

31/01/2019 00:00

czyli o anomaliach pogodowych i innych niecodziennych zjawiskach

Tegoroczne lato jakby się na nas uwzięło. W sukurs wstrząsom politycznym w kraju idzie pogoda. Na przemian to tropikalne, to nadzwyczajnie zimne, jak na tę porę roku, powietrze, potężne wichry i nienotowane dotychczas sztormowe burze na jeziorach wprowadzają niepokój. Co będzie dalej? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że tzw. anomalie pogodowe w przeszłości również występowały i były odnotowywane przez kronikarzy z tą samą skrupulatnością, co epidemie i kataklizmy. Jedne i drugie przez długie wieki należały do tej samej kategorii zjawisk niewyjaśnionych, a więc tajemniczych

Jakiego koloru zorza polarna „zapaliła się” nad Kaliszem 1 lutego 1870 r. o godzinie w pół do siódmej wieczorem? Czy była czerwonawa, seledynowo-zielona czy jasnobłękitna - o tym kroniki milczą. Mówią jedynie, że „jaśniała” przez dwie godziny i była „przepyszna”. Zjawisko miało się powtórzyć dwa miesiące później pomiędzy dziewiąta a dziesiątą wieczorem. I tym razem, aby je „zobaczyć”, trzeba użyć wyobraźni; opis jest lakoniczny. Niemniej już sam fakt pojawienia się wzmianki o niespotykanej feerii na niebie, umieszczonej pomiędzy doniesieniami o chorobach, pożarach i najazdach obcych wojsk pokazuje, jak spektakularne niecodzienne widowisko oglądali kaliszanie. Współczesna nauka wyjaśni, że Słońce musiało wówczas wejść w okres dużej aktywności, co spowodowało potężną deformację pola magnetycznego Ziemi, a w konsekwencji efekt zorzy polarnej widocznej także w naszej szerokości geograficznej.
Trudniej wyjaśnić, co się stało 3 grudnia 1786 r. w jezuickim kolegium (późniejsza siedziba władz gubernialnych, a dzisiaj starostwa). „O piątej godzinie wieczorem, w czterech izbach na wyższym i niższem piętrze w pośrodku prawie Kollegji będących, osobom w nim zamieszkującym dało się uczuć znaczne wzruszenie murów i sprzętów, w izbach ich znajdujących się (…)”. Ktoś na skutek kołysania doznał „momentalnej mdłości”, ktoś oparty o mur poczuł, jak ściana się chwieje i ugina na obie strony. Zamknięte drzwi trzeszczały, a otwarte chybotały się wraz z piecem w jednej z izb. Ziemia poruszyła się tym dziwniej, że jedynie punktowo. W Kaliszu trzęsienie miało być odczuwalne tylko w kolegium i w klasztorze klarysek (klasztor dawniej stał przy kościele oo. Franciszkanów) oraz nieco dalej w Iwanowicach. Centrum drgań leżało jednak znacznie dalej, w krakowskim, gdzie ściany „gibotały się” w kilku miejscowościach. „Rzecz dziwna - komentuje relacjonujący - że te trzęsienia ziemi, z dawniejszych wieków ledwie praktykowane w Polsce, w tych czasach coraz to częściej się przytrafiać zwykły”. Jako przykład autor podaje dwa wydarzenia wcześniejsze o podobnym przebiegu. To z 3 grudnia musiało jednak dostarczyć wyjątkowo wiele wrażeń, skoro zostało odnotowane także przez kronikę oo. Reformatów, których klasztor przy rogatce w żadnej mierze od drgań nie ucierpiał.

Straszliwy wicher i woda
Najczęstszymi kataklizmami, które burzyły rytm zwyczajnego życia w Kaliszu, były jednak wichury i powodzie, nieszczęścia często idące w parze. Wówczas malownicze położenie miasta nad brzegiem nieuregulowanej Prosny okazywało się mankamentem.
Dwie wielkie wody z 1761 r. i 1780 r. zniosły doszczętnie kościółek św. Jakuba na Piskorzewiu. Nieco wcześniejsza powódź, powstała z „zerwania się nad miastem chmury strasznej, piorunowej burzy”, miała być tak silna, że zalane zostały nawet ogrody w centrum miasta, a więc obszar dzisiejszego śródmieścia. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Woda, która wdarła się do miasta 5 sierpnia 1854 r., zrujnowała kilka mostów i zatopiła okolicę. To podczas tego kataklizmu zostały zalane podziemne korytarze klasztoru franciszkanów. Zginął w nich, porwany przez falę, ówczesny gwardian zakonu o. Erazm Walenty Niedzielski. Według legendy, ojca zwiódł blask złotych i srebrnych monet podsuwanych przez Rokitę, według oficjalnej wersji - gwardian zszedł, aby sprawdzić poziom wody. A widok musiał być przerażający. W piętnastym dniu powodzi zalany został teren parku i alei Józefiny (dzisiaj Wolności). Dość powiedzieć, że urzędnicy do trybunału musieli dostawać się łódkami, a woda do normalnego stanu wróciła dopiero po miesiącu. Straty 590 właścicieli oszacowano na kilkadziesiąt tysięcy rubli. Podmyte franciszkańskie korytarze zasypano gruzem i zamurowano (Po kilku latach podziemne przejścia zostaną odbudowane. Tą drogą ucieknie Moskalom gwardian Martyński, jak wielu zakonników, zaangażowany w ruch powstańczy).
Do najtrudniejszego czasu należały jednak lata nieurodzaju, a te najczęściej przychodziły wraz z najróżniejszymi anomaliami pogodowymi. Jeśli wierzyć kronikarzom, głód doprowadzał nawet do przypadków kanibalizmu. „Tego roku [1737], również, jak i poprzedniego roku, zima była bez zimy, rzadko przymrozek, ciągłe deszcze; wodę musiano z piwnic wylewać. Dla chorób i głodu zbiegło się do Kalisza wielu ludzi, stąd były niezliczone nadużycia, zbrodnie i występki: jedne matki topiły swe dzieci, drugie porzucały je na drogach. Mnogość wypadków po wsiach, że ludzie ludzi z głodu pożerali”.
Nie brakowało jednak zim ciężkich, wyjątkowo mroźnych i przez to źle wspominanych. Taka przyszła na przełomie 1789 r. i 1790 r. Po trzech miesiącach przerażająco niskich temperatur w rzekach i stawach zabrakło wody, ryby się podusiły, a „mnóstwo ludzi z nędzy i okropnego zimna wymarło”. Dla odmiany w maju 1835 r. „mrozy warzyły rośliny”, a rok później zimy prawie wcale nie było.
Jeżeli z tej perspektywy spojrzeć na dzieje Kalisza, wypada dopisać, że w sierpniu AD 2007 przyszły noce tak zimne, że lokalnie odnotowano przymrozki.
Morowe powietrze
i koniec świata
Jeszcze do początków XVIII stulecia doniesienia o powodziach, straszliwych huraganach i okropnych mrozach ustępowały miejsca innym, niemniej tragicznym. „Grasuje morowe powietrze” - można przeczytać pod kolejnymi datami, a w stwierdzeniu tym jednoznacznie słychać strach. Podobnie jak wichry i powodzie epidemie przychodziły nagle, miały też taką samą niewytłumaczalną naturę i niestety tak samo długo nie dawały o sobie zapomnieć. 
Zanim Ludwik Pasteur dowiódł, że to nie czary, a drobnoustroje wywołują szereg chorób ludzie chorowali, chorowali na potęgę, bo nie znając mechanizmów powstawania ani przekazywania zakażeń, nie potrafili im zapobiec. Toteż nader często jedna śmierć okazywała się znakiem znacznie większej, obejmującej tysiące ludzi, tragedii.
Jedno z pierwszych tego rodzaju zbiorowych nieszczęść nawiedziło społeczność nad Prosną w 1282 r. Jaka zaraza wówczas zdziesiątkowała mieszkańców? Czy była to dżuma, cholera czy czarna odra? Pod nazwą „morowe powietrze” mogła się kryć każda z tych chorób i każda niosła ze sobą śmierć.
Kolejny „czarny mór” zaczął zbierać swoje żniwo za niecałe 70 lat. Tym razem jego rodzaj można bliżej określić. Choroba objawiała się silną gorączką, wrzodami i krwotokami z ust, co wskazywałoby na dżumę.
Jedna plaga ciągnęła za sobą kolejne: gwałty, rabunki, rozboje, pogromy - incydenty, które składają się na obraz odwróconego porządku społecznego. Bo skoro zachorowań nie można było w racjonalny sposób wyjaśnić, a życie stało nad trumną stale zapełniającą się trupami, koniec świata wydawał się w takich momentach najrealniejszą z rzeczywistości. Nieuniknionym rozwiązaniem zagadki. Panika jest zawsze najlepszym doradcą niewiedzy. Toteż tamta śmierć nigdy nie nadchodziła cicho - zabijała przy nieustannym biciu dzwonów na trwogę. Nie brakowało jednak przykładów cudownego uzdrowienia za przyczyną jedynego znanego wówczas lekarstwa - modlitwy (il. 2).
Jakie wydarzenia stanęły u podstaw końca świata ogłaszanego na 13 czerwca 1857 r.? Trudno dzisiaj dociec. Reklama okazała się jednak nadzwyczaj skuteczna. Tego dnia lud zaczął się tłumnie gromadzić przy franciszkańskim kościele, aby rozpoczynając od religijnych pieśni, skończyć na hucznej zabawie. Końca dziejów wyczekiwano całą noc. Bezskutecznie. Rano do niewyspanych wyszedł gwardian o. Martyńskiego, który jako wytrawny kaznodzieja potrafił sobie poradzić ze zbiorowym szaleństwem. Wbrew oczekiwaniom wstał przecież nowy dzień.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do