
W ostatnich dniach Kalisz obiegła smutna informacja o śmierci pani Beaty Matusiak. Pełniła funkcję Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Kaliszu, a kiedy w 1999 r. takowe województwo odeszło w niebyt – została szefową kaliskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Poznaniu. Była autorka licznych opracowań dokumentacyjnych zabytków z terenu południowo-wschodniej Wielkopolski. O jej dokonaniach ukazało się wiele szerszych artykułów o charakterze wspomnieniowym, ja może zatem skoncentruje się na, w sensie dosłownym, miejscu pracy Pani konserwator czyli na majkowskim dworku, w którym od 1999 r., obok filii biblioteki, delegatura ma swą siedzibę
Majkowski dworek pojawił się w opisie z końca XVII w. Był on (…) z włoska budowany, o jednym kominie, stolec tylko murowany i na wierzchu nadmurowany. Dach z włoska gontami podbity, w dachu cztery okna (…) Dwór wkoło oblepiony gliną i wapnem otynkowany. Obecny obiekt wzniesiono prawdopodobnie w końcu XVIII w., kiedy to właścicielami wsi Majków był Wojciech Lipski a po nim Tekla z Lipskich Stawska. Zespół rezydencjonalny na Majkowie tworzyły: dwór, kuchnia dworska z mieszkaniem kucharki i park. W następnym stuleciu budynek został częściowo przebudowany przez nowych właścicieli – Alfonsynę i Alfonsa Gutowskich. W dalszych latach dworek powiększono o parterowe skrzydła boczne. W zachodnim mieściła się kancelaria i kredens sąsiadujący z jadalnią, we wschodnim – sypialnia. Klasycystyczny, wzniesiony na planie prostokąta, parterowy dworek ma użytkowe poddasze, przykryty jest mansardowym dachem, boczne skrzydła są niższe. Od północnej, frontowej strony posiada czterokolumnowy portyk poprzedzający trzyosiową, piętrową część środkową. Od strony południowej – trzykolumnowy ganek i facjata z barokowym szczytem. I z tegoż ganku prowadzi wyjście do parku. Później – aż do 1940 r. właścicielami dworu byli – najbardziej kojarzeni z tym miejscem – Karśniccy (czasem można spotkać pisownię: Karszniccy). Mieli tu oni również cegielnię. Po wojnie z dawnego majątku ziemskiego, po dokonaniu podziału na parcele budownictwa jednorodzinnego, obok dworu pozostały tylko fragmenty zabudowań dworskich. Wart uwagi był spichlerz, który jednak w latach 60. został przeniesiony do skansenu w Lednogórze. Po wojnie dworek należał do miasta, które jednak dwa lata temu wystawiło obiekt na sprzedaż A nieco wcześniej odremontowany dwór stał się – jak napisaliśmy – siedzibą kaliskiej Delegatury Urzędu Ochrony Zbytków.
No i jest oczywiście park dworski. Założony przez Wojciecha Lipskiego jeszcze w 1 połowie XIX w. w miejsce siedemnastowiecznego ogrodu włoskiego. Pełen słońca gdyż łagodnie opada w kierunku południowym. W kilku stawach (został bodaj jeden) pochwałę stworzenia kumkały wygrzewające się wśród sitowia żaby. Przez Bernardynkę przerzucony był, nieco powyżej dzisiejszego mostu Majkowskiego, mostek, przez który pan dziedzic mógł przechodzić w stronę swych dóbr położonych już na Piskorzewiu. Później park został też powiększony o teren po północnej stronie dworu – czyli do dzisiejszej ulicy Tuwima. Po wojnie z kolei zredukowany powierzchniowo, choć niezmiennie urokliwy. Od 1996 r. nosi imię rodziny Wiłkomirskich – na pamiątkę pobytu tu znanej muzyczki. W parku realizowane są od 2003 r. projekty rewaloryzacyjne (ścieżki spacerowe, nasadzenia). Rośnie tam 38 gatunków drzew i krzewów, w tym: kilka dębów szypułkowych, jesionów itp. Niektóre z nich to drzewa pomnikowe.
Dziedzic Majkowa Piotr Kwiryn Karśnicki, jako przedstawiciel kaliskiego ziemiaństwa, został upamiętniony na słynnej polichromii Włodzimierza Tetmajera z 1909 r., zdobiącej kaplicę Matki Bożej Pocieszenia (Kaplicę Polską) w kościele pw. św. Mikołaja w Kaliszu. Ale chyba bardziej w historii miasta i pamięci kaliszan zapisał się jego syn Feliks Fortunat. Urodzony we dworze majkowskim w 1894 r., uczył się w kaliskim Męskim Gimnazjum Klasycznym. Po wydaleniu za udział w strajku szkolnym, został przyjęty do Szkoły Handlowej, w której w 1912 r, zdał maturę. Przez dwa lata odbywał praktyki rolnicze w majątkach ziemskich w Poznańskiem. W czasie wojny „wprowadzony do masonerii”. W styczniu 1918 r. przejął od ojca majątek. Uczestniczył w rozbrajaniu Niemców w Kaliszu w roku 1918 a dwa lata później w wojnie z bolszewikami. Już wówczas stał się zwolennikiem Piłsudskiego. Wśród wielu funkcji społecznych jakie piastował w okresie międzywojennym został głównie zapamiętany jako komendant kaliskiej straży pożarnej. W dowód zasług został mianowany dożywotnio jej Honorowym Naczelnikiem a na jego cześć jeden ze swoich samochodów bojowych strażacy nazwali „Felkiem”. Przez kilka lat był też wydawcą i redaktorem „Gońca Kaliskiego”. Generał Składkowski wspomina w swej książce, że „kolega Karśnicki” wstąpił w sierpniu 1939 r. ponownie do Wojska Polskiego. Dostał się do niewoli, był jeńcem Oflagu IIC Woldenberg. Po wojnie, kiedy o powrocie do swojego dworku i majątku mógł już tylko – niestety – pomarzyć, zamieszkał we Wrocławiu, gdzie założył firmę samochodową zajmującą się wywożeniem gruzu. Po jej likwidacji przeniósł się na wieś, pracując jako kierownik w PGR w okolicach dolnośląskiej Ślęży. Zmarł w marcu 1961 r. we Wrocławiu ale został pochowany w Kaliszu, w rodzinnym grobowcu Fundament-Karśnickich, który znajduje się na katolickim cmentarzu miejskim na Rogatce. Miał dwoje dzieci – Andrzeja i Ewę. Andrzej, ożeniony z Henryką mieli także dwójkę pacholąt a Ewa – jedynaka Marcina. Przedstawiciele kolejnych pokoleń nie mieszkają już w Kaliszu – ktoś trafił do Londynu, jeszcze ktoś do Szczecina, ostatni (póki co) z rodu Karśnickich mieszkają w Warszawie.
Pełniejszą charakterystykę pana Feliksa podaje Mieczysław Jałowiecki w swoim Requiem dla ziemiaństwa. Oto co pisze: (…) Majków, majątek innego posła, a mojego przyjaciela, pana Feliksa Karśnickiego. Znany był w całym Kaliskiem, jak i w Warszawie, pod imieniem Felek. Był osobą niezwykle popularną i przebywanie z Felkiem przy stoliku restauracyjnym sam na sam było niemożliwością. Po kilkunastu minutach, niby rój pszczół koło królowej matki, roiło się od znajomych i przyjaciół. Niczym w domino trzeba było dostawiać czasem jeden, czasem dwa, a nawet trzy stoliki ku utrapieniu kelnerów. Przemiły kompan, beztroski i trochę lekkomyślny, miał Felek dwie pasje: wojsko i pracę społeczną. Nie było roku, by nie wyjeżdżał na ćwiczenia jako porucznik rezerwy kawalerii, odznaczony Virtuti Militari, był prezesem Związku Oficerów Rezerwy i Pogotowia Konnego. W pracy społecznej był prezesem tylu instytucji, że trudno się było ich doliczyć. Był prezesem Kaliskiej Ochotniczej Straży Ogniowej, na którą łożył znaczne pieniądze, członkiem Rady Powiatowej, prezesem Powiatowej Rady Szkolnej, członkiem zarządu Związku Ziemian i Okręgowego Towarzystwa Rolniczego. Miał wszędzie przyjaciół, ze wszystkimi był „na ty”, a nie gardził przy tym bynajmniej kieliszkiem. Po każdym mniejszym czy większym pożarze cały zespół strażaków zbierał się pod przewodnictwem Felka w najbliższej restauracji, by tam razem „zalać robaka”. Oczywiście cierpiało na tym gospodarstwo, którym Felek mało się interesował, tak że pod koniec ratował się odsprzedawaniem terenów graniczących z miastem pod nową zabudowę [okolice dzisiejszej Majkowskiej – przyp. PS]. Oboje z żoną byli ludźmi niewyczerpanej dobroci i świadczyli wiele (…) Był piłsudczykiem, potem czynnym członkiem BBWR, wreszcie OZON-u, z którego ramienia został wybrany posłem do dwóch sejmów. Gwoli uzupełnienia – wyrazem jego zafascynowania wojskiem było też niejednokrotne udostępnianie swoich terenów w Majkowie na parady i ćwiczenia wojskowe.
Wróćmy jednak do dworu. Najpierw do schyłku wieku XIX w literackiej wizji pani Anety Ponomarenko akcja jednej z części jej trylogii pt. „ Dom śmierci” dzieje się także w majkowskim dworku. Ale nie znajdujemy tam dziedzica Karśnickiego a za to tajemne, najeżone makabrycznymi urządzeniami pomieszczenia, w których krew leje się obficie a ciała ofiar są brzydko okaleczone. Cóż, takie są prawa licentia poetica. Za to już realny świat dworku odrysowany jest we wspomnieniach pana Zbigniewa Zawartki (byłego dyrektora kaliskiego „Orbisu”). Ojciec pana Zbigniewa był księgowym i kiedy jesienią 1955 r. otrzymał propozycję pracy w Stacji Doświadczalnej Oceny Odmian w Majkowie, wraz z rodziną zamieszkał w „służbowym” mieszkaniu w, przeznaczonym dla ówczesnego ludu pracującego, dworze. Oto jak autor wspomnień pt. „Warto pamiętać – moja rodzina i ja” , wówczas niespełna pięcioletni brzdąc, zapamiętał tamto mieszkanie: Na piętro w bocznym prawym skrzydle pałacu prowadziły drewniane szerokie schody z rzeźbionymi poręczami. Dwa pokoje po prawej stronie korytarza, każdy z oknem wychodzącym na park, to moja i rodziców sypialnia oraz gabinet taty z rodowymi meblami (…) Dalej była kuchnia z piecem kaflowym opalanym węglem dla przygotowania posiłków i pieczenia ciast, (…). Nasze mieszkanie nie posiadało, w pierwszych latach, ani wody ani ubikacji. Ta ostatnia, drewniana, znajdowała się na dworze przy drwalnikach. (…) Po lewej stronie korytarza, za naszą kuchnią, wchodziło się na strych oświetlony okienkami umieszczonymi w dachu oraz jednym pionowym owalnym wychodzącym na park.
Inny fragment wspomnień poświęcony jest także przydworskiemu parkowi. Brak już miejsca na jego cytowanie, pozwolę sobie jeszcze jednak na refleksję natury ogólniejszej. Nostalgiczne wspomnienia to czasami – wbrew sugestiom realistów ale i poetów (patrz choćby nasz Asnyk) oraz zapewne różniastych psychoanalityków – piękne elementy układanki naszego dotychczasowego życia ale i teraźniejszych jego treści. Że o podstawach kolejnych publikacji w tej rubryce „Życia Kalisza” nie wspomnę…
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie