Reklama

75 rocznica egzekucji w lesie skarszewskim 56 członków kaliskich struktur AK – Niemców i Polaków.

09/02/2020 06:00

W styczniu minęła 75 rocznica egzekucji w lesie skarszewskim 56 członków kaliskich struktur AK – Niemców i Polaków. Wśród nich Alfreda Nowackiego – arcyciekawej postaci, której życiorys mógłby posłużyć za scenariusz filmu wojenno – szpiegowskiego. Przypomnijmy tą postać 

  Urodził się w 1896 r. w Łodzi w rodzinie polskich ewangelików, ale kilka lat później  jego rodzice wyemigrowali do Niemiec. W 1914 r. zostaje wcielony do armii niemieckiej, w 1922 żeni się z Niemką Anną Weigelt, spokrewnioną z żoną samego Göringa. Małżeństwo jest bezdzietne. W latach 30. bracia Alfreda – Stefan i Teodor kierują w Warszawie i Tarczynie fabryką galanterii drzewnej i hurtownią tytoniu a on sam z żoną i ciotką prowadzą w Berlinie palarnię kawy. Po dojściu Hitlera do władzy Alfred wydaje się być lojalnym i zaufanym Niemcem. Tymczasem w 1939 r. odwiedza w Warszawie braci należących już do Związku Walki Zbrojnej i być może wtedy nawiązuje kontakty z tą organizacją. A bracia – by już zamknąć ich smutny wątek – obok galanterii i zabawek uruchamiają  w konspiracji produkcję zapalników do granatów i kolczatek. Niestety – trzy lata później zostają aresztowani i zgładzeni w zbiorowej egzekucji. Wróćmy do Alfreda – w roku  1940 likwiduje interesy w Berlinie i przyjeżdża do Kalisza, gdzie wraz z inż. Karolem w nieczynnym budynku winiarskiej gorzelni Gerliczem na terenach przejętych przez Niemców od Leona Jedwabia uruchamiają fabrykę specjalizującą się w jakże wtedy pożądanych koncentratach spożywczych. Produkcja początkowo obejmuje tylko zupy, stopniowo się rozrasta. Nowacki organizuje magazyny w budynku po elektrowni w Alei i na Obozowej oraz w „opróżnionej” świątyni pw. św. Mikołaja, naprzeciwko której prowadzi  też biuro.  W Winiarach powstają kolejne budynki (późniejszej fabryki „Winiar”), w których instaluje agregat prądotwórczy służący również oświetleniu hal i kotły parowe. Nadzór na produkcją, obejmującą coraz szerszy asortyment przetworów spożywczych, obejmuje wojsko oraz Bank Drezdeński

  Formalnie wszystko wyglądało więc na wzorcową współpracę na linii: niemiecki obywatel – władze III Rzeszy. Nowacki podejmował bimbrem (który jako koniak pędził mu jeden z pracowników) wielu dygnitarzy III Rzeszy. Ale ten obywatel był też „ludzkim” pracodawcą. Wspierał – finansowo lub paczkami żywnościowymi – rodziny polskich żołnierzy poległych lub znajdujących się w niewoli. Dawał załodze prezenty z żywności na święta, a że musiało brakować potem jej w bilansie magazynów, więc co jakiś czas „pożary” usprawiedliwiały nieewidencjonowane ubytki. Życzliwi dla polskiej załogi, rekrutującej się z mieszkańców Kalisza i okolicznych wiosek, byli też pani Nowacka i niektórzy pracownicy nadzoru (przymykający np. oczy na wynoszenie porcji żywności poza zakład). Od lutego 1943 r. w fabryce funkcjonował nawet gabinet lekarski i dentystyczny. Przy okazji imienin szefa załoga spontanicznie zrzucała się na prezent, a jej delegaci uczestniczyli w urządzanych wtedy dla nich przyjęciach. Mimo, że tego typu spotkania z Polakami były przecież zabronione i – w ogóle – nie do pomyślenia. Mało tego, na tych przyjęciach rozmawiano głównie po polsku, a kiedy bankiet przedłużał się, solenizant wystawiał gościom przepustki, umożliwiające im powrót do domów mimo godziny policyjnej (w uzasadnieniu wpisywał „ponadwymiarowa praca”). Ponieważ jego zakład produkował dla wojska, pracujący w Winiarach nie byli wysyłani na roboty do Niemiec. 
Niemcy długo przymykali oczy na polonofilskie fanaberie Nowackiego, sądząc, że mają w nim swojego człowieka, który może im donosić na lubiących go, a przez to bardziej otwartych Polaków, a nawet dekonspirować poszukiwanych, Wielu jego pracowników było bowiem związanych z podziemną walką z okupantem. Nowacki wiedział o tym doskonale, mało tego – gdy otrzymywał od swojego człowieka w gestapo informację o planowanych aresztowaniach tychże ludzi, wysyłał ich nagle na „urlop do odwołania”, co stanowiło dla nich sygnał, że mają zniknąć z pola niemieckiego widzenia. Kiedy ktoś z kaliskiego gestapo zaczął coś podejrzewać, Nowacki, wykorzystując swoje wpływy, spowodował… przeniesienie go do innej miejscowości. To utwierdzało go w przekonaniu, że jest bezkarny i że faszyści nawet nie podejrzewają, że tak naprawdę jest jedną z ważniejszych postaci struktur AK w Kaliszu i szpiegiem wywiadu brytyjskiego. Kaliski ZWZ przez ponad rok „sprawdzał”  jeszcze warszawskie rekomendacje Nowackiego, po czym pozyskał go do współpracy. Prowadzoną przez niego fabrykę określano konspiracyjnym kryptonimem „Podlasie”. Nowacki m.in. przyjmował w fabryce kurierów z Berlina a przywożone przez nich mikrofilmy przekazywał do dowództwa AK w Warszawie. Nosił kolejno pseudonimy: „Kapitan Nemo”, „Piąty” i „Kwatermistrz”.

  Ale okupanci, nie w ciemię bici, umieścili wśród załogi swoich konfidentów. Jednym z nich był nasłany przez niemiecki kontrwywiad, ukrywający się ponoć „major wojska polskiego”. Czasem sytuacja była groteskowa – przy jednym warsztacie stał polski konspirator i niemiecka wtyczka. Rozmawiali przyjaźnie o pogodzie i kobietach, ale kiedy rozmowa schodziła na temat szefa, konfidenci raczej mniej mówili, a pilnie słuchali. No i skończyło się tak, jak niestety musiało się skończyć. W marcu 1944 r. nastąpiła wpadka kaliskiej siatki AK. Ruszyła lawina aresztowań. Alfredowi racjonalne myślenie zmąciła wiara we własną pozycję wśród Niemców. 25 sierpnia 1944 r. w nocy otrzymał anonimowy telefon ostrzegający go przed aresztowaniem. Ale go zlekceważył. Kilka godzin później pod zakład podjechały dwa samochody łódzkiego gestapo. Oficerowie mieli nakaz aresztowania i rewizji. Nie słuchali wyjaśnień, nie pozwalali zadzwonić do Berlina. W Kaliszu i okolicy aresztowano również 72 osoby, wśród nich między innymi niemieckich właścicieli majątków w Opatówku, Dębem i Żydowie oraz siostrę ostatniego z producentów słynnych fortepianów. Wszystkich zgromadzono w siedzibie gestapo przy ulicy Jasnej, skąd trafili do kaliskiego więzienia. Tydzień później panią Nowacką deportowano do Berlina i internowano we włościach Göringa. Aresztowano też gospodynię Nowackiego. Kobieta trafiła najpierw na gestapo, a potem do obozu koncentracyjnego. Zarządzaniem fabryką zajął się bezwzględny wobec Polaków Niemiec Beer.

  Sprawę miał zamknąć spektakularny proces. Miejscowi sędziowie nie chcieli go prowadzić, przysłano więc do Kalisza wywodzących się z Hitlerjugend młodych prawników z Berlina (sędzia główny liczył 24 lata). Ruszył proces, w aktach oskarżenia padły zarzuty o szpiegostwo, współpracę z Armią Krajową, zdradę państwa niemieckiego i przygotowania do wystąpienia przeciw władzom III Rzeszy. Sprawozdania z procesu ukazywały się w niemieckiej prasie. Wyroki, które ogłoszono przy drzwiach zamkniętych (nawet bez udziału rodzin oskarżonych), brzmiały: kara śmierci dla siedmiu Niemców, w tym Alfreda Nowackiego, kara więzienia dla pozostałych. Na śmierć skazano trzech Polaków. Dwie osoby z powodu braku dowodów winy (cóż za pozór praworządności) uniewinniono. 

  Skazani czekali na wykonanie wyroku, ale wierzyli w ocalenie. Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem niemieckim wyrok śmierci mógł być wykonany dopiero po upływie 100 dni, a tymczasem ruszył front. Kalisz opuściły rodziny niemieckie, pozostało gestapo, żandarmi i wojsko. W tym chaosie Niemcy postanowili jednak wykonać jeszcze wyrok na skazanych „zdrajcach”. 19 stycznia 1945 r. rano, gajowy Bąbel zauważył samochody wojskowe, które wjeżdżały na teren skarszewskiego lasu. Wdrapał się na drzewo, skąd zobaczył, że Niemcy wyprowadzają więźniów powiązanych po dwóch, trzech drutami za ręce i nogi, podprowadzają ich do wcześniej wykopanego dołu i strzałem w głowę pozbawiają życia. W kilku przypadkach kulę otrzymała tylko jedna osoba z grupy, pozostali ściągnięci przez nią do dołu zostali pogrzebani żywcem. Ponoć Nowacki miał być (zabiegi dawnych przyjaciół) w czasie egzekucji oszczędzony. Ale strzał nadgorliwego (niewtajemniczonego?) egzekutora skończył i jego życie. Cztery dni później do Kalisza wkroczyły oddziały Armii Czerwonej.

  Wydobyte w kwietniu ze zbiorowego dołu zwłoki przewieziono na dawny cmentarz żydowski przy ulicy Podmiejskiej, gdzie próbowano ustalić tożsamość ofiar. Udało się to tylko częściowo. Na cmentarzu ewangelickim, w rodzinnym grobowcu, zostali pochowani Elwira Fibiger, Konrad Wünsche – uczestnik bitwy nad Bzurą i obrony Warszawy w 1939 r. i Henryk Fulde – syn właściciela majątku w Żydowie, który wcześniej, by uniknąć wcielenia do Wermachtu, uciął sobie ponoć „przypadkiem” palec. Pozostałych pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu Tynieckim. Tam też znajduje się osobny grób Alfreda Nowackiego. 
W tekście wykorzystałem m.in. informacje zawarte w opracowaniu p. Zdzisława Jana Małeckiego: „Zachować w pamięci Alfreda Nowackiego – właściciela fabryki Winiary”. 
Piotr Sobolewski

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do