
Unikatowe egzemplarze dawnej prasy kaliskiej są w coraz gorszym stanie
Wychodzący w latach 1870 – 1872 „Kaliszanin” jest najważniejszym i najchętniej wykorzystywanym źródłem do dziejów miasta. Przez 23 lata istnienia tytułu na kartach czasopisma utrwalono wydarzenia przełomowe i całkiem błahe. Wszystkie ważne, bo mówiące o przeszłości nadprośniańskiego grodu
Los gazety jest krótki; przeczytana wędruje do kosza. Chociaż biblioteki polskie od dawna gromadziły prasę, żadna nie miała pełnego zbioru kolejnych roczników „Kaliszanina”. Przyczyniły się do tego nasze narodowe nieszczęścia: wojny, grabieże, wreszcie niedbałość. Już Adam Chodyński, historyk i pierwszy redaktor „Kaliszanina”, apelował o kompletowanie numerów. Gazeta przynosi nie tylko dokładny zapis życia miasta w II poł. XIX w. W licznych artykułach historycznych zawarte zostały informacje pochodzące z dziś już nieistniejących dokumentów. Wartość periodyku dla nas, potomnych jest tym większa. Można przypuszczać, że przed II wojną światową komplet numerów znajdowały się na miejscu – w bibliotekach Kalisza. Jak większość księgozbioru, zostały one z pewnością wrzucone przez hitlerowców do kanału Babinki. Dziś, nie licząc jednego rocznika ze zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej, to co ocalało jest pieczołowicie przechowywane w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej. Egzemplarze mają pochodzić ze zbiorów ks. Jana Sobczyńskiego, ale informacji tej nie potwierdza autorka monografii kaliskiego bibliofila. Oprawione w grube tekturowe okładki czasopisma stanowią nawet nie połowę kompletu: mamy 13 z 23 wydanych roczników. W tym miejscu rozpoczyna się historia poszukiwań, na poły legendarna i być może bałamutna, ale niepozbawiona wątku sensacyjnego.
Ślady wiodą
do Leningradu
W 1959 r. Halina Sutarzewicz przygotowywała referat poświęcony związkom Marii Konopnickiej z Kaliszem. Badaczka dobrze pamiętała rocznik „Kaliszanina” z 1870 r. oglądany dwa lata wcześniej na wystawie. Można było w nim przeczytać utwór Adama Asnyka „Rodzinnemu miastu” oraz interesujący polonistkę debiut Konopnickiej „Zimowy poranek”. Niestety, okolicznościową prezentację w gmachu Liceum im. Adama Asnyka. dawno już zlikwidowano, a gazeta do muzeum już nie wróciła. Zaginionego egzemplarza nie udało się znaleźć również w innych zbiorach polskich. Treść pierwszego utworu poetki została podana dopiero w 1972 r., ale źródłem nie był „Kaliszanin” tylko odpis ze zbiorów bibliofila Stefana Dębnego. Dodajmy, też cudem ocalały, bo w pierwszych tygodniach wojny biurko właściciela uszkodził pocisk. Jednak tropicielkę śladów Konopnickiej ciągle niepokoiły podawane przez literaturę rozbieżne daty (1870, 1875?) druku utworu „Zimowy Poranek”.
W tym miejscu na arenę opowieści wkracza Biblioteka Publiczna im M. J. Sałtykowa – Szczedrina w Leningradzie (Petersburg). Polscy uczeni od dawna przypuszczali, że ta założona w 1795 r. instytucja powinna posiadać w swoich zbiorach komplet większości druków wychodzących na terenie zaboru rosyjskiego. Carowie nakazali, aby jeden egzemplarz (tzw. cenzorski) trafiał do zbiorów największej biblioteki imperium. Zbiory szczęśliwie ocalały rewolucję i oblężenie Leningradu w czasie wojny. W latach 70. XX w. Biblioteka Narodowa rozpoczęła mądrą akcję utrwalania na mikrofilmach polskiej prasy XIX w. i okresu międzywojennego; na liście znalazł się również „Kaliszanin”. Zmikrofilmowane numery gazet trafiły do Warszawy i do miejscowości, dla których ich treść była szczególnie ważna. Nadal jednak brakowało egzemplarzy z Leningradu. Czy historia krążąca po Kaliszu, o wyniosłym potraktowaniu polskiej delegacji, o rozmowach toczonych na schodach biblioteki Sałtykowa, jest prawdziwa? Nie wiadomo. W każdym razie ani Biblioteka Narodowa, ani żadna z kaliskich nie ma kompletu.
Podobno dzięki osobistym kontaktom z rosyjskich zbiorów skorzystały przynajmniej trzy osoby, z których dwie miały widzieć magazyn wypełniony kaliskimi drukami. Staraniom kaliskiego Koła Terenowego im. Marii Konopnickiej (jego prezesem była H. Sutarzewicz) w 1979 r. udało się pozyskać fotokopię strony 148 numeru 37 z 1870 r. z poszukiwanym wierszem. Jeszcze pod koniec lat 80. Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk zwracało się z pisemną prośbą do rosyjskiej biblioteki o informację i możliwość skorzystania z bezcennego dla miasta zbioru. Niestety, odpowiedź nie nadeszła do dzisiaj. Czy w zmienionej sytuacji politycznej uda się wrócić do tej sprawy?
Kwaśny papier
– wróg historii
Mikrofilmy powstałe w latach 70. – numer 1 pochodzi z 1976 r. – znajdują się w kaliskich bibliotekach i archiwum, osobny zbiorek ze spuścizny prof. Edwarda Polanowskiego posiada KTPN. Korzystanie z dzisiaj już bardzo zarysowanych taśm jest niewygodne, ponadto nie wszystkie numery utrwalono w ten sposób. Enerdowskie rzutniki z lat 80. służące do udostępniania już dawno powinny znaleźć się w muzeum techniki. Niestety, na digitalizację instytucje kulturalne nie mają pieniędzy. Przybliżony koszt wykonania nowej formy zapisu jednego rocznika wynosi ok. 1000 zł. Prawdziwa tragedia rozgrywa się na bibliotecznych półkach. Oryginalne stronice czasopism żółkną, rozklejają się, a na koniec – kruszą. Kartki są tak delikatne, że jeden nieuważny ruch może je uszkodzić. Wszystkiemu winny jest tzw. „kwaśny” papier, na którym zostały wydrukowane. Dotyczy to nie tylko „Kaliszanina” czy „Gazety Kaliskiej” , ale większości druków powstałych przed 1990 r. Prasa drukowana możliwie tanio, a więc z użyciem kiepskich surowców, zagrożona jest w pierwszym rzędzie. Konserwacja jednej karty w dużym przybliżeniu kosztuje ok. 150 zł Tymczasem z roku na rok wzrasta zainteresowanie; coraz więcej prac badawczych musi się opierać na informacjach gazetowych. Do „Kaliszanina” zaglądają utytułowani naukowcy, ale również studenci. Ciesząc się coraz bardziej odkrywaną i docenianą przeszłością miasta, nie możemy zapomnieć, że jej przetrwanie jest zależne również od tego, czy znajdą się pieniądze na konserwację i digitalizację tych bezcennych źródeł.
Artykuł powstał dzięki życzliwej pomocy dr Ewy Andrysiak i prof. dr hab. Krzysztofa Walczaka. Gazety udostępniła kustosz biblioteki MOZK p. Krystyna Skraburska, pierwsza strażniczka kaliskiego dziedzictwa.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie