Wędkarstwo jest nieprawdopodobnie pojemną dziedziną sportu. Ilość przeróżnych form rozgrywania zawodów jest tak duża, że nie sposób wymienić ich wszystkich. Patrząc przez pryzmat socjologii (ciekawy temat do badań), można postawić pytanie – co powoduje, że tak chętnie stajemy w szranki nad brzegami rzek i jezior w całej Polsce?
W zawodach konkurują ze sobą wszystkie grupy zawodowe, w rywalizacji często spotykają się nestorzy z młodzikami, kobiety nie ustępują mężczyznom, a wszystkich łączy wspólna pasja, obcowanie z naturą i łowienie ryb. Nie dziwi zatem, że organizuje się zawody dla młodzików, juniorów, seniorów a nawet weteranów. W każdej z tych kategorii zmagają się wędkarze od szczebla podstawowego, do mistrzostw Polski włącznie. W Zbiersku, choć nie są to zawody rangi krajowej, od dwunastu już lat, rozgrywane są Zawody Dziadków, i wszystko wskazuje na to, że, o ile wystarczy sił organizatorom, będą się nadal odbywały, bo zapotrzebowanie na takie nadwodne spotkania z nutką rywalizacji w tle, jest bardzo duże.
Tym razem, w sobotę 28 sierpnia, nad wodami stawu, którego gospodarzem i opiekunem jest Koło PZW Zbiersk, stanęło 26 osób. Warte odnotowania jest szczególne wydarzenie, które miało miejsce w tym roku. Do rywalizacji z Dziadkami, po raz pierwszy w dotychczasowej historii tych zawodów, stanęła Babcia, pani Teresa Jaroszek. Prezes Koła Zbiersk, Wiesław Fokt, wręczając pani Teresie specjalnie na tę okazję przygotowaną przez organizatorów statuetkę, wyraził nadzieję, że od tej chwili w zawodach pojawiać się będzie większa ilość kobiet. Innym miłym akcentem zawodów, również związanym z obecnością kobiety, był skład ekipy sędziowskiej. Pani Mirosława i Michał Kolasa, stworzyli doskonały duet sędziowski. Czy to przez wzgląd na panią Mirosławę, czy też doskonale wypełnione obowiązki sędziowskie, nie wpłynął żaden protest zawodniczy. Po czterogodzinnych zmaganiach wyłoniono zwycięzców XII Zawodów Dziadków. I miejsce, z wynikiem 3.765 g zajął Marek Grajek. Drugi stopień podium zagwarantował sobie Tomasz Pietrzak, łowiąc 3.100 g. Tylko tym zawodnikom udało się przekroczyć barierę 3000 punktów. III miejsce (2.845 g) zajął Jerzy Wielgusiak, a tuż za podium uplasował się Marian Olejnik z połowem 2.575 g. Na V miejscu, z wynikiem 2.510 g, znalazł się Andrzej Domagalski, pomysłodawca i wieloletni organizator Zawodów Dziadków, a tuż za nim Janusz Malanowski (2.415 g). Za tradycję tych zawodów należy uznać, fundowany przez Zygmunta Domagalskiego, słój miodu. Jak stwierdził darczyńca, miód powinno się wręczyć, na osłodę goryczy porażki, ostatniemu w zawodach zawodnikowi. Zgodnie z jego sugestią obdarowanym został Ryszard Woźniak.
Jak udało mi się wygrać
Podobnie jak większość łowiących, postawiłem na łowienie batem pięciometrowym. Dawno nie startowałem w zawodach z pełnym zestawem i dało się to zauważyć. Przygotowałem zbyt lekkie zestawy. Zestaw 0,6 g zbudowany na żyłce głównej 0,14 mm, z przyponem 0,10 mm i haczykiem nr 18, wydawał się właściwy. W praktyce okazało się, że przy delikatnych podmuchach wiatru nie byłem w stanie powstrzymać dryfu zestawu, co z kolei powodowało zanik brań. Spławik 0,6 g okazał się zbyt lekki. Płynąca w toni przynęta budziła nieufność ryb. Zestaw cięższy, który umocowałem tylko u dołu spławika aby przeciwdziałać takim wydarzeniom, po złowieniu kilku ryb złamał się. Do końca zawodów musiałem ratować się lekkimi zestawami. Lepiej nie myśleć, co by się działo, gdyby wiatr był choć nieco silniejszy. Drugi ważny aspekt, to umiejętność zwabienia i utrzymania w łowisku ryb. W większości przypadków, dominującymi rybami były niewielkie płoteczki. Początkowo znakomicie zareagowały na wrzuconą zanętę. Po pół godzinie brania zaczęły słabnąć. Czyżby przyczyna tkwiła w zmianie zestawu po złamaniu spławika? Nie pomagało delikatne donęcanie, zwiększenie ilości dżokera w zanęcie, ani poszukiwanie rozwiązania problemu przez zwiększenie, zmniejszenie, ilości zanęty w glinie. Przeszedłem na łowienie odległościówką i udało mi się złowić kilka niewielkich rybek. W tym czasie przygotowałem glinę Double Leam, bez zanęty, za to, z odrobinę większą ilością dżoka. Sklejone, niewielkie kulki dość celnie wrzuciłem w łowisko pod bata. Początkowo nie działo się wiele. Maleńkie jazgarze były jedynymi rybami, które pojawiły się w łowisku po zanęceniu. Dopiero po około godzinie swoją obecność ponownie zasygnalizowały płoteczki. W ostatniej godzinie, kiedy wydawało się, że co najwyżej znajdę się w środku stawki, w łowisku zjawiły się jazie. Pierwszy, największy wśród moich ryb, ważył 845 g. Po kilku minutach złowiłem drugiego, nieco mniejszego. Kiedy dołowiłem trzeciego jazia, pojawiła się myśl, że powędruję w górę klasyfikacji. Te bonusowe ryby pozwoliły mi wygrać. Warto walczyć do końca.
Zanęta, której używałem, to mieszanka zanęt firmy Match Pro. Od dłuższego czasu staram się poznać ich skuteczność na różnych łowiskach. Top Gold Duża Płoć oraz Top Gold Team Lake Fine, wymieszane w stosunku 1:1 stanowiły bazę zanętową. Do tego użyłem opakowanie Ziemi Torfowej, połączonej z Argillą w stosunku 1:0,5. Do wstępnego nęcenia dodałem 50 ml dżokersa i dosłownie kilkanaście uśpionych pinek. Jak wspomniałem, miałem w zanadrzu glinę Double Leam. To glina klejąca, która pozwala skleić larwy dżoka w celu utrudnienia rybom ich zbyt łatwego wybierania. Myślę, że to właśnie ten zabieg pozwolił zgromadzić ryby w jednym miejscu, i w ostatniej godzinie zawodów sukcesywnie je odławiać.
J. Wielgusiak, właściciel sklepu wędkarskiego „Sumik” w Opatówku, ufundował nagrodę za złowienie największej ryby zawodów. To trofeum wręczono Janowi Kłodzińskiemu za złowienie karpia pełnołuskiego o wadze 1.325 g.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie