Reklama

Bakterie zamiast nawozów sztucznych

31/01/2019 00:00

Zawiesiną wyselekcjonowanych bakterii spryskano połowę pastwiska. Po kilku tygodniach na cały teren wypuszczono owce, dając im swobodę wyboru miejsca wypasania. Zwierzęta bez większego wahania zaczęły wyjadać wyłącznie tę trawę, na którą wcześniej wylano

Inną próbę przeprowadził w
    zeszłym sezonie Roman Wojtczak – hodowca koni z Łodzi. Powszechnie wiadomo, że konie z natury są bardzo wyczulone na czystość jedzenia. Pan Roman także podzielił pastwisko na dwa poletka, po czym jedną z tych części spryskał zawiesiną bakterii.
– Była wyraźna różnica.  Trawa na łące opryskanej  bakteriami wyglądała na bardziej soczystą i zieloną.  Różnica ta występowała nawet w okresie suszy, kiedy łąka – niepryskana bakteriami – szybko wyschła i pożółkła. Konie chętniej jadły z łąki opryskanej, a jeżeli nawet pozostawiły tam jakieś kępki, to już następnego sezonie  wyjadły trawę z tych miejsc do czysta – wspomina pan Roman.
Kolejną próbę poczynił Grzegorz Hernik, który od 15 lat prowadzi gospodarstwo ekologiczne w okolicy Radomia. Szczyci się legitymacją rolnika ekologicznego z numerem 2.
– Zastosowałem ten preparat  na ściernisku. Drugi eksperyment przeprowadziłem na glebie pod zboże ozime, a potem spróbowałem jeszcze, jak to działa na pryzmach kompostowych. Nie mam jeszcze spostrzeżeń  z pola ze zbożem ozimym, bo przecież wszystko przykryte jest śniegiem, ale z wyniku eksperymentu na ściernisku i na kompoście jestem bardzo zadowolony. Uprawiałem łubin z pszenżytem, dlatego po skoszeniu zostało dość dużo pozostałości. Ściernisko miało bardzo dużo słomy. Ledwie to przeorałem. Bałem się, że nie dam rady ponownie zaorać pod jesienny siew ozimy. W poprzednich latach, gdy tak zrobiłem, maszyny zapychały się  pozostałą jeszcze w gruncie nierozłożoną słomą. Z doświadczenia wiem, że słoma taka rozkłada się minimum kilkanaście tygodni. Inny problem to pojawienie się pleśni w tych warstwach. Ku mojemu zdziwieniu już po trzech tygodniach pozostałości przeoranej słomy całkowicie zniknęły z gruntu. Zamieniły się w próchnicę i do tego w ogóle nie pojawiła się pleśń. Podobnie nie zauważyłem kłopotu z pleśnią na pryzmach kompostowych wcześniej polanych bakteriami – wyjaśnia Grzegorz Hernik.

 A człowiek?
– Dzięki bakteriom wylanym wcześniej pod uprawy warzyw nareszcie zjadłem pomidora i paprykę o smaku, jaki pamiętam z dzieciństwa – mówi Zoltan Hartai, z pochodzenia Węgier, na stałe mieszkający w Polsce. To właśnie za sprawą pana Zoltana odkrycie dotarło do naszego kraju. Zanim jednak można było zastosować je w praktyce, węgierscy naukowcy włożyli w badania 25 lat pracy.
Cała idea polega na powrocie do natury w kontrolowany i przyspieszony sposób. Przez miliony lat rośliny jakoś radziły sobie bez sztucznych nawozów. Okazało się, że tak bardzo potrzebny do ich rozwoju azot może być ściągany z powietrza do gleby przez specjalne szczepy bakterii. Chodzi m.in. o Azotobacter vinelandii, naturalnie występujący w glebie. Problem w tym, że ziemia latami obsypywana najróżniejszymi chemikaliami staje się coraz bardziej uboga w żywe organizmy, a więc i  w pożyteczne bakterie. W glebie, podobnie jak w jelitach człowieka zaraz po jego urodzeniu, osiedlają się miliardy bakterii bardzo pomocnych w rozkładaniu składników pokarmowych. Ilościowo występuje tam aż dziesięciokrotnie więcej bakterii niż wszystkich komórek człowieka, u którego bytują. Poza rozkładaniem pokarmu produkują one kwas mlekowy i naturalne antybiotyki, ułatwiające pozbywanie się z organizmu szkodliwych bakterii. Bardzo ważne są zdolności tych pożytecznych mikroorganizmów do rozkładania ewentualnych trucizn. Obrazowo można powiedzieć, że bakterie zachowują się jak zaopatrzeniowcy i sprzątaczki zarazem. Pojawiła się nawet teoria, że myjąc zęby, niszczymy zbyt dużo pożytecznych bakterii i przez to skracamy sobie życie o dobrych kilka lat. Oczywiście teoria ta rozpatruje jedzenie naturalne, do którego nie należą wyroby z rafinowanego cukru czy mąki.
Niestety, dla zwiększenia zysków przemysłu spożywczego, jak również supermarketów zaczęto coraz bardziej sterylizować artykuły spożywcze. Jestem przekonany, że te wszystkie wyśrubowane normy czystości nie są spowodowane w najmniejszym stopniu troską o nasze zdrowie, a jedynie chęcią przedłużenia czasu sprzedaży zapakowanych artykułów „udających” żywność. Żeby jeszcze bardziej wydłuzyć termin przydatności do spożycia tych produktów, zaczęto dodawać do nich konserwanty. W rezultacie mamy coraz bardziej wyjałowione przewody pokarmowe i z tego powodu coraz bardziej skłonne do odczuwania dolegliwości. Całe szczęście, że Polacy jedzą jeszcze kiszoną kapustę i ogórki, które są naturalnym źródłem pożytecznych bakterii, bo do zawartości wielu jogurtów można mieć sporo zastrzeżeń. W ostateczności możemy rozwaćyć jeszcze bakterie w pigułkach (np. trilak albo laktoplant pani prof. Włodarczyk). Podobne procesy dzieją się w glebie.Węgierscy naukowcy zaczęli je badać i wyizolowali pożyteczne bakterie, a potem nauczyli się przemysłowymi metodami je namnażać.
Oprócz wspomnianego Azotobactera vinelandii ściągającego do gleby azot, hodowle zawierają Azospirilum brsilence, Bacillus megaterium, Bacilus polymyxa, Pseudomonas fluorescens, Streptomyces albus, Bacilus circulans i Micrococcus roseus. W jednym mililitrze takiej zawiesiny udało się zawrzeć aż 3 miliardy bakterii.
Wystarczy litr kultur tych bakterii rozcieńczyć z 300 litrami wody i wylać na powierzchnię uprawną hektara,  tak by roztwór mógł wsiąknąć w glebę. Według Węgrów spowoduje to ściągnięcie do gleby aż 80 kg azotu, czyli tyle samo, ile teoretycznie powinno dostarczyć 300 kg nawozów. Teoretycznie, bo okazało się, że azot ściągnięty z powietrza  przez bakterie jest znacznie lepiej przyswajalny przez rośliny – wchłaniany przez korzenie w 90 proc., a z nawozów zaledwie w 60 proc. Przy okazji jeszcze jedna różnica: nawożenie sztuczne bezwzględnie wymaga rozłożenia go na trzy raty, żeby nie spalić roślin zbyt silną jednorazową dawką. Nawożenie bakteryjne stosuje się tylko raz na wiosnę, kiedy temperatura gleby osiągnie minimum 5 st. Celsjusza. Oszczędność czasu i maszyn jest tu oczywista.
Inne bakterie zawarte w tym zestawie przyspieszają przekształcenie  naturalnie występujących w glebie fosforu i potasu do postaci jonowej. Pierwiastki te są najlepiej przyswajalne właśnie w tej formie. Podobnie bakterie działają na inne mikroelementy. Poza tym te pożyteczne mikroorganizmy wytwarzają roślinne hormony wzrostu oraz wzmacniają naturalną odporność roślin.
Z węgierskich badań wynika, że stosowanie wspomnianych bakterii już w pierwszym sezonie powoduje u roślin zwiększenie masy korzeniowej aż o 25 proc. Tym samym powiększa się zdolność do absorpcji wody i odporność na suszę. Zauważono również wyraźne przyspieszenie  wegetacji i poprawę smaku warzyw. Według Węgrów w sprzyjających warunkach można tymi bakteriami całkowicie zastąpić nawozy sztuczne i jednocześnie osiągnąć podobną wydajność plonów. Produkt jest nietoksyczny i uzyskał świadectwo międzynarodowe Biokontroll: K-2850-01

Co na to polscy naukowcy
Instytut Warzywnictwa, Kwiaciarstwa i Sadownictwa w Skierniewicach, dr Irena Babik:
– Węgierski baktofil mam dopiero od roku, zatem po pierwszym sezonie jest jeszcze za wcześnie na opinię. O jakąkolwiek opinię można się pokusić dopiero po drugim sezonie. W rolnictwie obowiązują trzyletnie badania. To pozwoli sprawdzić zachowanie roślin w różnych warunkach i dopiero wtedy można wnioskować.
Gdyby jednak ktoś nie chciał czekać aż 3 lat, czy w najgorszym wypadku grozi mu jakieś niebezpieczeństwo?
– Raczej nie – twierdzi dr Babik. –  W najgorszym wypadku ktoś wyda pieniądze i nie osiągnie efektów. Są także różne dyskusje, że takie bakterie  intensywnie rozkładają materię organiczną, która jest dla gleby bardzo cenna. Zatem nie mogę jeszcze wydać pełnej opinii w tej sprawie.
 Z węgierskich badań wynika, że największy wzrost wydajności osiągnięto dla rzepaku, uzyskując na polu nawiezionym baktofilem 2,8 ton z hektara i jedynie 2,2 tony na polu zasilanym zwykłym nawozem azotowym (badanie przeprowadzono na terenie Węgier w okresie tzw. suszy stulecia, czyli w 2003 r.). Nieco mniejszą, aczkolwiek podobną przewagę, zanotowano dla plonów w przypadku uprawy jęczmienia, pszenicy i pszenżyta. Eksperymenty z dużą powtarzalnością wyników przeprowadzano w kilku rejonach Węgier.
Na polskim rynku cena litra skondensowanych bakterii wystarczającego na  powierzchnię 1 ha kosztuje 150 zł, czyli miej niż zapłacilibyśmy za nawozy. Niestety, preparat nie jest łatwo dostępny, gdyż wymaga przechowywania w lodówce, a postać proszkową przewidziano dopiero od przyszłego roku. Osoby zainteresowane węgierskim baktofilem mogą się skontaktować z głównym dystrybutorem – Zoltanem Hartai, nr tel. 508 382-292.
  
Arkadiusz Woźniak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do