Reklama

Car Aleksander I lubił Kalisz

25/09/2022 03:00

 W tegotygodniowej notatce w Kalendarium wspominamy o okrągłej rocznicy kaliskiej wizyty cara Mikołaja I, zauważając przy okazji, że w Kaliszu też bywał wcześniej starszy brat Mikołaja – Aleksander. Jeśli mielibyśmy wyróżnić (w sensie pozytywnym) kogoś z braci – trójki, bo był jeszcze Konstanty – byłby to właśnie Aleksander i jemu chciałbym poświęcić dzisiejsze rozważania. Wspomniałem o braciach – o Mikołaju trudno – zarówno z polskiego jak i kaliskiego punktu widzenia powiedzieć coś dobrego, taka sama opinia należy się Konstantemu, który, warto wspomnieć, zrezygnował z praw do tronu rosyjskiego, przysługujących mu na wypadek śmierci starszego brata. Za to przeorganizował kaliski Korpus Kadetów czyniąc z niego szkołę o typowo wojskowym charakterze – ale czy to zapiszemy po stronie pozytywów czy minusów raczej – nie mnie rozstrzygać. Zajmijmy się więc Aleksandrem I Romanowem.

Nie ulega wątpliwości – był władcą kraju zaborczego i w dodatku ulubionym wnukiem carycy Katarzyny, na której poczynania wobec Polski trudno spojrzeć przychylnie. Skoro o tym wspomniałem – przypomnę, że Katarzyna, wyjątkowo źle oceniająca swego syna Pawła, jeszcze za życia „namaściła” na swego następcę właśnie Aleksandra. Ten jednak nie był (jeszcze) na tyle zdeterminowany, by wyegzekwować wolę babci i po śmierci Katarzyny przez kilka lat rządy – fakt, że z punktu widzenia Rosji bardzo nieudolnie – sprawował Paweł. W końcu Aleksander dojrzał do decyzji i „pomógł” tatusiowi zejść przedwcześnie z tego świata (tak zresztą jak wcześniej  babcia Kasia „pomogła” przenieść się do wieczności mężowi Piotrowi III) i w ten sposób w 1801 r, został on kolejnym carem. A dodatkowo, po pokonaniu Napoleona (i już tu od zwolenników małego kaprala Aleksander dostaje minus nie do wymazania) i kongresie w Wiedniu w 1815 r. zostaje królem Królestwa Polskiego a tym samym poddanych z leżącego w granicach tegoż królestwa Kalisza. 

Ale „bliskie spotkania” Aleksandra z naszym miastem miały miejsce już dwa lata wcześniej. W lutym 1813 r. pod Kalisz dodarły rozbite w Rosji, zziębnięte i wyczerpane resztki wojsk wielkiej koalicji, gdzie dopadła ich rosyjska pogoń. Na przedmieściach Kalisza oraz leżących nieopodal miasta wsiach Borków, Kokanin, Pawłówek i Tyniec doszło do bitwy między wojskami francusko – sasko – polskimi, dowodzonymi przez gen. Jean Louis Reyniera a rosyjskimi pod dowództwem gen. Ferdynanda von Wintzingerode (żeby było bardziej kosmopolitycznie pierwszy był Szwajcarem a drugi… Niemcem). Wojska „wielkiej koalicji”, które i tak były raczej skazane na porażkę popełniły dodatkowo zadziwiające błędy. Zaważyła fatalna dyslokacja wojsk Rayniera – jednostki rozrzucone na dużej przestrzeni łatwo mogły być izolowane i rozbijane partiami a dodatkowo ich kwatera główna daleko od stanowisk dywizji utrudniała skuteczne dowodzenie. Wynik mógł być tylko jeden – bitwa zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem korpusu rosyjskiego. Gazeta Poznańska napisała wówczas: „Jenerał Wintzingerode poraził doszczętnie Sasów w Kaliszu. Wielka liczba trupem poległa; jeden Jenerał z 3000 ludzi złożył broń, zdobyto 3 chorągwi i 7 dział. Jenerał Raynier uszedł do Głogowy”. 

Rosjanie wkraczają do Kalisza, który ponad miesiąc pełnił rolę kwatery głównej dowództwa armii rosyjskiej a nasze miasto stało się jednym z ważniejszych miast europejskiej polityki. Rosjanie świętują zwycięstwo na balach, na których obecność ważniejszych (lecz czy najładniejszych?) kaliszanek jest ponoć obowiązkowa. Ponadto w naszym mieście 27-28 II podpisano traktat sojuszniczy pomiędzy Rosją a Prusami co dało początek nowej koalicji. To tzw. pierwszy kaliski „zjazd cesarzy” – i tu pojawia się postać dzisiejszego tytułowego bohatera – Aleksandra. Przybywa do Kalisza i jest głównym rozdającym wspomnianego traktatu. To w Kaliszu powstają pierwsze propozycje podziału Europy „przyklepane” dwa lata później, po ostatecznym pokonaniu Napoleona, w Wiedniu. A w listopadzie 1815 r. do Kalisza przybyła delegacja rządu z księciem Czartoryskim na czele, by powitać cara Aleksandra I wracającego z obrad Kongresu Wiedeńskiego. Car był zresztą później w Kaliszu jeszcze kilkakrotnie (a z Petersburga miał co jechać), ostatni raz pół roku przed śmiercią, kiedy wraz z bratem Konstantym wizytował wspomniany Korpus Kadetów.

Teraz pozwolę sobie na kilka zdań, za które – zwłaszcza w obliczu tego, co obecnie na wschodzie wyprawiają Rosjanie – część czytelników odsądzi mnie od czci i wiary a może i posądzi o bycie tajnym agentem wiadomo kogo. No, trudno. Otóż postawię tezę, że z punktu widzenia Kalisza (jeszcze raz: z punktu widzenia Kalisza a nie, broń Boże, Polaków i rozebranej Polski) pierwsze lata polskich rządów Aleksandra były korzystne. Car stwarza (akceptuje) zapisy prawne, które ułatwiają biznesowe starty w naszym mieście wielu przybyłym do nas wtedy z zachodu i południa fabrykantom. Tanie kredyty i ułatwienia celne sprawiły, że właśnie u nas powstają prężne fabryki, ich właściciele dorabiają się wielkich fortun (vide: Repphanowie). Kalisz staje się ważnym ośrodkiem przemysłowym nie tylko w Królestwie Polskim ale i całym Imperium. Dynamicznie rozwija się i pięknieje samo miasto. Car, który podobno z jakiś powodów lubił nasze miasto (to taka nasza megalomańska słabostka – ponoć także nasze miasto wcześniej „lubiło szczególnie” kilku innych ViP-ów, choćby król Kazimierz Wielki) nie szczędzi dla nas kasy, w wyniku czego powstaje w mieście kilka znaczących i reprezentacyjnych obiektów i inwestycji. Wymieńmy tu choćby gmach Trybunału czy, powstały i utrzymywany także za pieniądze z Petersburga, okazały „pałac” Komisji Wojewódzkiej czy – jak go dzisiaj nazywamy – pałac Gubernatorów (Kalisza w życiu nie byłoby z własnej kieszeni stać na taki luksus). O tym, komu go zawdzięczamy, do czasów I wojny informował stosowny napis na środkowym tympanonie: Na chwałę cesarza… a luksusami oddanego do użytku w 1824 r. pałacu Aleksander delektował się aż przez sześć tygodni. Poza tym w Kaliszu powstają wtedy reprezentacyjne obiekty czterech rogatek i szkoły, nowy trakt „fabryczny” w stronę Łodzi wraz z mostem. Sprawujący u nas rządy w imieniu cara namiestnik gen. Józef Zajączek otrzymuje od niego dobra w okolicy (z Opatówkiem włącznie) a – według zasady koszulka bliższa ciału – to sprawia, że dopilnowuje on, by w Kaliszu, oprócz rubelków, pojawili się najlepsi architekci, fabrykanci i inni specjaliści dziedzin rozmaitych. W tych poczynaniach Zajączkowi (dzisiaj wyjątkowo zapomnimy o jego serwilistycznych metamorfozach) wtóruje prezes Komisji Wojewódzkiej – Józef Radoszewski. To są naprawdę dobre lata dla Kalisza. Zresztą – wspomniałem o moście nowowarszawskim ale przecież trzeba pamiętać, że „wdzięczni” kaliszanie (no dobra, pewno po prawdzie za wiele w tej kwestii nie mieli do gadania) postawiony u schyłku życia Aleksandra i stanowiący do dzisiaj jedną z atrakcji miasta most nazywają Aleksandryjskim (tfu… obecnie na szczęście zwany Kamiennym).

Sporo kontrowersji wśród historyków budzą ostatnie lata życia Aleksandra a także okoliczności jego śmierci. Car stał się religijny i to, z punku widzenia mu współczesnych, w cokolwiek zagadkowy sposób. Mówi się nawet o tym, że przymierzał się (skrajna opinia jednego z historyków mówi nawet, że swój zamiar cichcem zrealizował) do konwersji na katolicyzm. Wyobrażacie to sobie Państwo – car Wszechrusi katolikiem?! Nie budzącym natomiast wątpliwości efektem ewolucji jego poglądów religijnych była decyzja o likwidacji na ziemiach mu poddanych masonerii. W Kaliszu ów prikaz likwidacji lóż wolnomularskich realizował Radoszewski, który – nota bene – wcześniej sam był… masonem. Cóż – pan każe, sługa musi. Aleksander I zmarł w listopadzie 1825 r. (w naszym kalendarzu był to 1 grudnia) w Taganrogu w trakcie jednej ze swych licznych podróży po kraju, kiedy to spędzał wakacje z żoną Elżbietą na Krymie. Istnieje jednak kontrowersyjna hipoteza głosząca, że śmierć Aleksandra I została przez niego samego sfingowana. Zrezygnował wtedy z udziału w życiu politycznym i tronu oraz przez resztę życia był mnichem na Krymie bądź Syberii. Trumna do Sankt Petersburga wędrowała wtedy podejrzanie długo a na dodatek podczas późniejszej ekshumacji okazało się jakoby, że była pusta. No ale ustalenie prawdy to zadanie dla detektywów z archiwum X, dla nas kaliszan istotniejszą jest konstatacja, że była to postać wyjątkowo niejednoznaczna. Według niektórych był to „dziwny car”, który (od)dał Polakom Królestwo Polskie i nadał mu konstytucję, no i był zwolennikiem liberalnych zasad i postępowych zmian ustrojowych. Takie opinie przeważały zwłaszcza w pierwszych latach istnienia Królestwa, kiedy tliły się jeszcze nadzieje pokładane w nim przez Polaków. Po 1819 r.  oceny poczynań cara się zmieniły. Rozczarowanie sytuacją polityczną oraz brakiem realizacji obietnic złożonych przez Aleksandra znalazło wyraz w krytycznych dla niego opiniach. Zaczęto dostrzegać w nim albo władcę obłudnego oraz wyrachowanego ale też – z drugiej strony – człowieka chwiejnego, niezdecydowanego i zabobonnego. Pewnie równie niejednoznaczna byłaby ocena zasług (?) Aleksandra I dla Kalisza. Ale na ten temat musieliby wypowiedzieć się rodzimi historycy.
Piotr Sobolewski

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do