Reklama

Czar dźwiękowych pocztówek – przeboje Radia Luxembourg już po kilku dniach od ogłoszenia listy były osiągalne w kaliskich prywatnych sklepikach

03/02/2023 08:33

W każdy piątek Radio Luxembourg nadawało listę przebojów. Utwory, których w tamtym czasie nie usłyszało się w polskim radiu. Ale był sposób by swoją kolekcję aktualnych hitów Radia Luxembourg szybko wzbogacić. W piątek leciała lista przebojów a już we wtorek, najpóźniej w środę następnego tygodnia kupowałem plastikowe grające pocztówki z piątkowymi hitami prywatnym sklepiku przy ulicy Sukienniczej w Kaliszu.

   Tak działo się w drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku. Był to okres rozkwitu polskiego tzw. big bitu. Jednak chciało się słuchać też  zachodnich wykonawców. Tym bardziej, że osoby a szczególnie młodzież orientowały się co tam się gra, znały topowe zespoły. Skąd? Na bieżąco można było to śledzić słuchając Radia Luxembourg. W przeciwieństwie do innych stacji jak Wolna Europa, w Polsce Radio Luxembourg nie było zagłuszane. Byłem szczęśliwy kiedy na imieniny dostałem w prezencie od rodziców „Kolibra”, małe polskiej produkcji radyjko na baterie. Dzięki niemu bez ograniczeń mogłem słuchać Radia Luxembourg i to nie tylko list przebojów. Wówczas w audycjach tego radia zdecydowanie dominowała muzyka. Ile to nocek spędziłem pod kołdrą z cicho grającym „Kolibrem”.

                          Po hity z Radia Luxembourg do sklepiku na Sukienniczej

    Po  piątkowej liście przebojów czekałem niecierpliwie na moment kiedy sklepik na Sukienniczej będzie miał już w sprzedaży pocztówki dźwiękowe z topowymi utworami piątkowej listy przebojów. I tak z tygodnia na tydzień rosła moja kolekcja. Pierwsze pocztówki, były to cienkie, różnokolorowe plastikowe  prostokąty. ( pierwsze trzy zdjęcia). O tym, że jest to pocztówka głosił umieszczony napis a na odwrocie  było wytłoczone miejsce na znaczek, korespondencję i napisanie adresu. Ale nie to było ważne. Liczyły się nagrane na niej utwory. Zawsze były to dwie piosenki.

                                                    Niech inni też słyszą

   Po kupnie pocztówki przez kolejne dni adapter „Bambino” grzał się godzinami. Mieszkłem na Osiedlu „Kaliniec” i w kwartale naszych bloków panował zwyczaj, że jeżeli ktoś zdobył jakąś nową płytę, to otwierał okno w swoim mieszkaniu, na parapecie ustawiał głośnik i adapter rozkręcało się na cały regulator. Dziwi to, że te plastikowe pocztówki wytrzymywały setki odtworzeń i zachowują swoją żywotność nawet po  ponad 50 latach.

                                        „Piraty” z sowieckiego czasopisma

     Innym sposobem zdobycia „płyt” zachodnich wykonawców było udanie się do Międzynarodowego Klubu Książki  Prasy w al. Wolności by kupić czasopismo „KRUGOZOR”, wydawane w byłym Związku Radzieckim.  Przypominało zblindowaną kilkudziesięciostronicową książeczkę. Pomiędzy kartkami papieru znajdowały się cieniutkie plastikowe płytki. Bywało, że w jednym numerze czasopisma było ich nawet pięć. Oczywiście były to ”piraty” ale wówczas to nie przeszkadzało.   

                                            Polowanie na płyty polskich idoli

Odbywało sie też cykliczne polowanie na longplay-e polskich zespołów i wykonawców. Nakłady płyt produkowanych w wytwórni państwowej  Polskie Nagrania były zbyt małe, stąd określenie polowanie na płyty. Uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka mieli ułatwione zadanie. W dniu kiedy płyta miała ukazać się w sprzedaży, w przerwach pomiędzy lekcjami  biegło się na ostatnie pieto położonego po sąsiedzku Powszechnego Domu Towarowego gdzie mieściło się stoisko muzyczne. To gwarantowało zdobycie płyty. W tamtym czasie na topie były  zespoły: Niebiesko-Czarni z Wojciechem Kordą i Adą Rusowicz, Skaldowie z braćmi Zielińskimi,  Trubadurzy z Krzysztofem Krawczykiem i Czerwone Gitary z Sewerynem Krajewskim i Krzysztofem Klenczonem, Polanie, a królem wokalistów był Czesław Niemen. Dwie jego pierwsze płyty długogrające  „Dziwny ten świat” i „Sukces” stanowiły żelazny repertuar towarzyskich imprez. W sprzedaży pojawiały się też płyty zachodnich wykonawców np.: Adamo, Dalida, Udo Jungers.  Oryginalne płyty topowych wykonawców czy zespołów można było kupić w komisie. Ale ich ceny nie były na uczniowską kieszeń.

                             W latach 70. dźwiękowe pocztówki nie poszły do lamusa

Pocztówka dźwiękowa miała sie też bardzo dobrze, chyba jeszcze lepiej niż wcześniej, przez kilka lat dekady lat 70.  Polskie Nagarnia i Tonpres nadal nie były w stanie zaspokoić potrzeb miłośników muzyki. Lukę ta wypełniały mini firmy prywatne. Prowadziły działalność w miastach poniżej 30 tys. mieszkańców,  dlatego że w większych trzeba było przynależeć do jakiś organizacji producentów, co ograniczało rozwój i szybkie reagowanie na potrzeby rynku. Co prawda nie zawsze wszystko było zgodne z przepisami ZAIKS- u i prawami autorskimi ale nagrane pocztówki sprzedawały się niczym ciepłe bułeczki.  

     Pocztówki dźwiękowe zaczęły też wypuszczać na rynek  państwowe zakłady i nie tylko  Tonpres. Tłoczono na nich aktualne przeboje polskich wykonawców np. Maryli Rodowicz, Ireny Jarockiej, Wojciecha Kordy, Urszuli Sipińskiej, czy też  zespołów rokowych. Wypuszczano też  pocztówki okazjonalne. Jedną z takich jest pocztówka wydana przez Tonpress przed Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej w Argentynie w 1978 roku.  Nagrano na niej dwa utwory, jedną z nich z chórem wykonała Anna Jantar. Na pocztowce umieszczono zdjęcia zawodników i trenerów. Natomiast z drugiej strony znajdują się autografy zawodników polskiej reprezentacji. Trzeba przyznać, że pocztówki wydawane przez zakłady państwowe były dopracowane pod względem graficznym i mogły cieszyć oko.

                                      Oryginały z Zachodu a „piraty” z Bułgarii

      W latach gierkowskich władze poluzowały możliwości wyjazdu do jak określano krajów KK, czyli krajów kapitalistycznych. To pozwalało na bogacenie  kolekcji o oryginalne płyty, które niejednokrotnie za niewielkie pieniądze kupowało się na wyprzedażach. Któregoś roku  będąc w Berlinie Zachodnim  kupiłem kilkanaście płyt płacąc za sztukę jedną zachodnią markę. Masowo przywożono też płyty z letnich wyjazdów do Bułgarii. Tam nie martwiono się prawami autorskimi i w sklepach można było kupić i to tanio „piraty’ oryginalnych longplay-ów zachodnich wykonawców. Taka sytuacja trwała długo. Sam mam w kolekcji bułgarską płytę Madonny. Wielu turystów kupowało burgaskie „piraty” na sprzedaż oddając je w komis. Najwięcej bułgarskich nowości przyjętych w komis oferował sklep muzyczny na ulicy Śródmiejskiej, na wysokości ulicy Pułaskiego.

     Dzisiaj Ineterent gwarantuje dostęp do każdego utworu. W sklepach muzycznych półki uginają się od płyt. Cieszy, że wraca  moda na płyty winylowe, szkoda że takie drogie. Ale nie zastąpią moich, tych trochę trzeszczących, niekiedy porysowanych, bo każda z nich wiąże się z jakimiś wspomnieniami.  

Grzegorz Pilecki


 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do