
Jeszcze w okresie międzywojennym i pierwszych latach po drugiej wojnie światowej (na wsiach) do święcenia niesiono nie koszyczki a kosze wypełnione kilogramami potraw. Np. w Zielonkach (rejon podkrakowski) do wielkosobotniego święcenia zabierano tradycyjnie jaja, dźwigano olbrzymie, kilkukilogramowe bochny chleba oraz pęta kiełbas, chrzan i sól. Niektóre kobiety zabierały do święcenia nowe obrazy. Przed wojną w dworach i w bogatszych wiejskich chałupach przygotowania świątecznych smakołyków ciągnęły się tygodniami. Dzisiaj zdumiewa obfitość i bogactwo ówczesnych „święconek”. Ale i tak były nad wyraz ubogie w porównaniu do różnorodności i ilości potraw jakie zaserwowano podczas śniadania wielkanocnego wydanego przez Pawła Janą Sapiechę, wojewodę witebskiego ( 1610 – 1665. w Debreczynie. Jajka były symboliczną ozdobą stołów. Cztery przeogromne upieczone dziki, których ich liczba nawiązywała do pór roku a 12 upieczonych jeleni do liczby miesięcy w roku, to dopiero początek długiej listy potraw.
Potrawy poświęcone w Wielką Sobotę są najważniejszymi jakie spożywa się podczas wielkanocnego śniadania. W przeszłości śniadanie stanowiło początek etapu zapełniania pustych żołądków po rygorystycznie przestrzeganym poście. Powiedzenie „czym chata bogata” chyba najlepiej pozwala wyobrazić sobie obfitość potraw goszczących na wielkanocnym stole. W dalekiej przeszłości bywało i pewnie niejednokrotnie, że wielkanocne śniadania przeradzały się w wielkie obżarstwa.
12 jeleni, 365 babek, 8700 kwart miodu
Tak można sądzić o śniadaniu wydanym w XVII wieku przez Pawła Jana Sapiechę, wojewodę witebskiego. Na wielkanocnym stole ustawiono: „cztery przeogromne dziki, to jest tyle ile części roku. Każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, alias szynki, kiełbasy, prosiętka (…) stało tandem dwanaście jeleni, także całkowicie upieczonych ze złocistymi rogami(…) Te jelenie wyobrażały dwanaście miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste – tyle ile tygodni w roku, całe cudne placki, mazury, żmujdzkie pierogi, wszystko wysadzane bakalią, za tym było 365 babek, to jest tyle ile dni w roku” ( za K. Bockenheim „Przy polskim stole”). Nie mogło zabraknąć trunków, a serwowana ilość wskazuje, że „trunkowano” ostro. Wystawiono „cztery puchary napełnione winem jeszcze od króla Stefana, 12 konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie, 52 baryłki srebrne i 365 gąsiorów z węgrzynem. Nie zapomniano o czeladzi dworskiej. Do wypicia dostali 8700 kwart miodu, tyle ile godzin w roku. Co prawda nie ma informacji ilu biesiadników zasiadło do stołu, ale różnorodności jak i ilości potraw mogą szokować. Jak tu nie mówić o grzechu obżarstwa popełnianym podczas najważniejszego święta.
Już nie kosze a koszyczki ze święconką
Współcześnie też potrafimy podjeść ale tak wystawnych śniadań wielkanocnych nie urządza się nawet w najbogatszych domach. Podupadł też zwyczaj siadania do śniadania w większym gronie niż rodzina. Nie dźwiga się też do święcenia olbrzymich koszy wypełnionych kilogramami jadła. Najczęściej do koszyczka wkładany jest: baranek (symbol zmartwychwstałego Chrystusa), jajka (symbol rodzącego się życia), chrzan (symbol siły), wędlina (symbol płodności i dostatku), ser (symbol zdrowia dla zwierząt hodowlanych), sól (symbol oczyszczenia domostwa od złego oraz istota prawdy), ciasto – babka (symbol wszechstronnych umiejętności). Kierując się tradycją na stole wielkanocnym powinny oprócz święconki powinny znaleźć się takie potrawy jak: żurek czyli barszcz biały, kiełbasa (zwykle biała na ciepło), szynka wędzona w jałowcowym dymie, ćwikła z chrzanem, pieczone mięso, własnoręcznie wykonana babka, mazurek z artystycznymi dekoracjami, pascha, kołacz, sernik. I to w takich ilościach by nie trzeba było sięgać po zioła czy tabletki pozwalające przetrzymać skutki objedzenia.
Grzegorz Pilecki
P.S. Przy opracowaniu korzystano również z publikacji „Wielkanocny stół Radziwiłła” (tyg. Wprost, 15.04.2001 r.)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie